czwartek, 28 marca 2013

Rozdział XII "Po prostu zapomną"

- Kochaniutka, słyszysz mnie?
    Zobaczyła światło. I chyba ktoś klepał ją po policzku.
- Gdzie...?
- Nie podnoś się. Jesteś osłabiona.
    Pierwsze co zobaczyła, to niewyraźny kontur babci Sophii.
    Powoli odzyskiwała także czucie w palcach stóp i rąk. Podniosła rękę do oczu i poruszała nimi.
- Co się stało?- Wychrypiała.
- Zemdlałaś, moja droga. Ale nic ci nie jest. Pewnie jesteś osłabiona, no chyba, że jesteś w ciąży. - Staruszka zachichotała.
- Babciu... - Usłyszała głos Sophii. Odwróciła głowę. Dziewczyna siedziała na podłodze w bezpiecznej odległości i pomachała jej z lekkim, pocieszającym uśmiechem.
- Ale ze mnie mięczak. - Angel próbowała się zaśmiać, lecz wyszedł z tego dziwny kaszel
- Dobrze, dziewczynki, ja pędzę wyłączyć ziemniaki, mam nadzieję Angel, że masz zamiar zostać na obiad, bo inaczej Cię stąd nie wypuszczę. - Babunia puściła jej oczko, a Angel uśmiechnęła się do niej lekko.
- Chyba za dużo wrażeń, hm? - Zapytała Sophia i przysunęła się odrobinę do Angel.
    Dziewczyna pokazała palcami „odrobinę”.
- Zdradzisz mi... - Sophia przełknęła ślinę - … co ci powiedział?
- Że mnie potrzebuję. Za wszelką cenę. - Zapadła cisza.
- Musisz jak najszybciej dołączyć do stada. - Powiedziała w końcu Sophia.
- Nie ma szans.
- Angie, znasz znaczenie stwierdzenia „Za wszelką cenę”?! A powiem ci, że dla wilkołaka, mało jest wysokich cen!
- To stwierdzenie jest bezsensu, Sophio. - Angel uśmiechnęła się.
- Jesteś idiotką. - Czarnoskóra westchnęła.
- Dzięki. I będę wdzięczna, jeżeli nie będziemy poruszać już tematu Alfy.
    Sophie zacisnęła usta.
- To o czym chcesz pogadać? - Zapytała.
- Czemu Ophelia mnie tak nienawidzi? Przecież była dla mnie taka miła. - Sophia parsknęła, a Angel odwróciła głowę w jej stronę. - Co jest?
- Jesteś strasznie naiwna. Ophelia, jeżeli nie wyciągnie z tego korzyści, nie próbuje być miła dla nikogo.
- Och. - Wykrztusiła Angel. - Seth jej kazał być dla mnie miłą, prawda?
    Sophia pokiwała głową, a Angel zazgrzytała zębami.
- Ale przyznam, że pięknie załatwiłaś ją na pierwszym WF. - Obie wybuchnęły śmiechem. - Myślałam, że Cię rozszarpie! Kiedy usunęli ją z boiska, prawie się zmieniła na oczach Todda i Reynoldsa. To, że złamałaś jej piękny nosek, był niczym. Seth go nastawił i było po sprawie. Ale upokorzyłaś ją na oczach wszystkich. Nawet nie masz pojęcia jak Cardoff jej tym dokucza aż do dzisiaj. - Na dźwięk imienia Setha, zrobiło jej się odrobinę cieplej na sercu. Dopiero po chwili zorientowała się, że wcale nie powinna się tak czuć.
- I co, nienawidzi mnie przez ten mecz? - Zapytała i rozkaszlała się. Sophia poklepała ją po plecach i podała szklankę wody.
- W sumie to nie, to tylko pogłębiło jej „uczucie”. - Sophia wzruszyła ramionami. - Przez długi czas, to ona była najmłodsza. A wokół najmłodszego zawsze jest najwięcej szumu i na nim skupia się cała uwaga. Odebrałaś jej to. Nagle Seth zaczął się interesować kimś innym niż ona.
    Na twarzy Angel pojawił się słaby uśmiech. Sophia miała jej już coś powiedzieć, lecz babunia zawołała je na łososia w śmietankowej pierzynce.

***

    Kiedy ściągała kurtkę, zobaczyła tworzące się w szybkim tempie zbiorowisko przy wyjściu ze szkoły.
    Zarzuciła na ramiona szarą marynarkę i wypatrzyła w tłumie Aurorę, dziewczynę z jej klasy.
- Hej, co jest? - Zapytała spinając w tym samym czasie włosy. Stanęła na palcach i zmarszczyła brwi. Choć nie była niska, jej 173 nie wystarczyło by zobaczyć o co wszystkim chodzi.
- Nie słyszałaś karetki? Podobno jakaś dziewczyna miała zapaść. - Angel chciała zapytać o coś jeszcze, ale z tłumu wyłoniła się panna Millington i kazała wszystkim skierować się do klas.
    Do lunchu w szkole aż huczało od plotek. Wiadomo już, kto trafił do szpitala. Wiadomość tę, Angel przyjęła z ogromnym zdziwieniem.
    Victoria Spencer? Śnieżnobiała wilczyca, jedna z piastunek Ophelii?
    Tym razem, o matko, aż sama się sobie dziwiła, z własnej woli postawiła tackę na stoliku przy którym siedział Seth, czytając jakąś książkę.
- Co jest z Vicky? - Nie to, żeby interesował ją klon Ophelii, jedynie to, czy wilkołaki mogą mieć zapaść.
    Seth powoli zamknął książkę i ociągając się spojrzał na twarz Angel.
    Złapała się na tym, że czeka aż do jej uszu napłyną słodkie fale jego ciepłego głosu. Miała ochotę palnąć się za to w głowę.
    Od wypadku w dzień rozpoczęcia drugiego semestru, panowała między nimi niema umowa, że nie będą o tym wspominać. Po prostu zapomną.
    Utrudniały to jedynie plotki i cała szkoła myśląca, że Angel jest ateistką, co było wręcz karygodne w katolickiej szkole.
- Dzień dobry, Angel. - Powiedział chłopak i zaplótł dłonie na stole. Dziewczyna przekręciła oczami.
- Odpowiesz mi na moje pytanie? - Zapytała zniecierpliwiona. Seth spojrzał na smukłe palce Angel wystukujące nerwowy rytm na blacie stołu.
- Jeżeli ty odpowiesz na moje. - Już miała odpyskować, ale wiedziała że do lekcji zostało już jedynie piętnaście minut, a ona była naprawdę głodna.
- Dawaj, byle szybko. - Myślała, że chłopak się uśmiechnie. Ale nic z tego. Na jego twarzy nie zagościła nawet iskierka triumfacji ani zadowolenia.
    Jedynie powaga, która powoli zaczynała niepokoić Angel.
- Dlaczego blokujesz moje myśli? - Angel zagryzła wargę.
- Zauważyłeś.
- Trudno nie zauważyć. - Prychnął.
- Dobrze wiesz. Nie chcę mieć z wami nic wspólnego.
- Gdyby tak było, nie oczekiwałabyś w tej chwili odpowiedzi na twoje pytanie. - Dziewczyna otworzyła usta chcąc się obronić, lecz nic nie wpadało jej do głowy.
    Angel w końcu zamknęła usta i ponownie zastanowiła się nad słowami chłopaka.
    Może miał rację? Może naprawdę czuje, że do nich należy?
    Potrząsnęła głową. Za dużo głupich myśli, Angel.
- Gdybyś była z nami, mógłbym Cię chronić. - Powiedział chłopak cicho i nachylił się nad stołem.
    Zaskoczona Angel podniosła wzrok. Seth wpatrywał się w nią ogromnymi niebieskimi oczami. Oczami wyrażający jedynie troskę. Jakby... jakby naprawdę się o nią martwił.
- Chronić? - Przełknęła ślinę, ponieważ zaschło jej w gardle. - Przed czym?
- Seth? - Oboje w tym samym momencie podnieśli głowy. Nad nimi stała Blanca.
    Wyprostowana, z idealnie ułożonymi kasztanowymi włosami i twarzą nie wyrażającą kompletnie nic.
    Angel podniosła jedną brew na widok dziewczyny. Czy naprawdę to małe usposobienie wredoty musiało im w tym momencie przeszkadzać?
- Słucham. - Powiedział chłopak, który na jej widok cofnął się do swojej poprzedniej pozycji i wyprostował jak struna. Jak gdyby Blanca przyłapała ich na jakimś niecnym uczynku.
    Angel strzeliła stawami.
- Ophelia chce żebyś przyszedł do gabinetu. Gorzej się poczuła. - Seth momentalnie podniósł się z krzesła i ruszył bez słowa w stronę wyjścia ze stołówki.
    Angel zamrugała powiekami i prychnęła.
/Dzięki Seth, jak zwykle można liczyć na twoją pomocną dłoń.
_______________________________________________
Matko, przysięgam, że w następnym rozdziale zacznie się coś dziać :)
Teraz mi wybaczcie.
Zapraszam do zakładki SPAM.

CZYTASZ = KOMENTUJESZ
5 komentarzy i następny rozdział.

+ Zapraszam na bloga o tematyce obróconej o 180 stopni :)
Sława to narkotyk

czwartek, 21 marca 2013

Rozdział XII "[...] wyssał z niej całą siłę i resztki dobrego nastawienia do tego miasta"

    Angel gnała przed siebie, nie zważając na potrącane osoby. W brzoskwiniowej przeciwdeszczowej kurtce i czarnej menelce wyróżniała się wśród szaro burych Londyńczyków, ale nie zwracała nawet na to uwagi.
    Że nie zdążyła na ten głupi autobus. Z powodu własnej inteligencji, musiała iść piechotą na drugi koniec Londynu do Westminster, gdzie zamieszkiwała Sophia. Potrzebowała rady.
    Czemu nie zapytała Setha? To przecież on ją znalazł. Cóż, zapytała. Spotkała się tylko z wymijającymi półsłówkami i widocznym zdenerwowaniem na twarzy chłopaka.
    Co chciał od niej Alfa? Angel, przecież to logiczne. Identycznie jak Seth chcę cię w stadzie. Potrzebuje jej. I to wyraźnie do jakiś większych celów. Ją, zwykłą niczym niewyróżniającą się specjalnie dziewczynę, którą kazał zmienić w bestię.
    A teraz się o nią upomina.
    Potrząsnęła głową, tak, że białe włosy zakryły jej wyczerpaną twarz. Czuła jakby Alfa wyssał z niej całą siłę i resztki dobrego nastawienia do tego miasta.
- Angel? - Dziewczyna podniosła głowę na dźwięk swojego imienia.
- Em, Wyatt, tak? - Zapytała i uśmiechnęła się słabo.
- Tak się składa. - Posłał jej szeroki uśmiech.
- Co tu robisz? - Zapytała dziewczyna, przy czym kątem oka próbowała wypatrzeć na zegarze przy wejściu do metra, która godzina.
- Chodzę tu do szkoły. - Wskazał na swój pełny mundurek. Składał się z zielonego, flanelowego swetra, czarnych spodni, sztywnej koszuli i krawatu w paski. Cóż, nie dało się powiedzieć, że był ładny... ok, nie oszukujmy się, ubranie było wstrętne. Ale pomimo tego Wyatt nie prezentował się w nim aż tak źle.
- O, super. - Powiedziała bez większego zainteresowania. Najchętniej zostawiłaby tu chłopaka bez słowa i ruszyła biegiem do domu Sophii.
- Ym, Angel? Wiem, że nie znamy się za długo, kurczę, co ja gadam, nie znamy się wcale, ale może zechciałabyś ze mną gdzieś wyjść? - Dziewczyna spojrzała na chłopaka.
- Co?
- Pytam, czy byś się ze mną, może umówiła, chyba. - Angel zamrugała powiekami, próbując przyswoić sobie jego skomplikowaną wypowiedź.
- Em, jasne. - Wzruszyła ramionami. - Nie ma sprawy.
- Dobrze się czujesz? - Zapytał chłopak i zmarszczył zaniepokojony brwi. - Jesteś strasznie blada.
- Nic mi nie jest. - Warknęła szorstko. Zaskoczony Wyatt zrobił krok do tyłu, lecz uśmiech pojawił się na jego twarzy ponownie po tym jak dziewczyna zapytała. - To na kiedy jesteśmy umówieni?
- Może piątek? - Dziewczyna uśmiechnęła się najszczerzej jak potrafiła.
- Ok, czekaj podam ci mój numer telefonu. - Powiedziała i szybkim ruchem wyciągnęła lekko wystającą komórkę Wyatta z jego kieszeni i wstukała numer.
- Do zobaczenia! - Krzyknęła do chłopaka i nie czekając na jego odpowiedź, puściła się sprintem przed siebie.
    O cholera. Chyba właśnie umówiła się z jakimś gościem na randkę. Parsknęła śmiechem i już więcej się nie zatrzymując, dobiegła do domu Sophii.

***

    Drzwi średniej wielkości murowanego domku, otworzyła starsza kobieta w srebrzystej podomce. Miała miłą twarz, ciemnej karnacji.
- Dzień dobry, jestem Angel O'Connel. Zastałam może Sophię? - Zapytała Angel z jak najmilszym uśmiechem. Kobieta odwzajemniła go i poprawiła okulary na srebrnym łańcuszku na nosie.
- Sophii jeszcze nie ma, ale zapraszam do środka. - Kobieta, jak spodziewała się Angel, miała głos dobrodusznej babuni z bajek.
     Kobieta otwarła szerzej drzwi, a Angel uśmiechnęła się nieśmiało i weszła do środka.
- Napijesz się herbaty, kochaniutka? - Zapytała kobieta z kuchni.
- Poproszę. - Angel usiadła na białej kanapie w ogromnym salonie. Cóż, po wyposażeniu widać było, że wszystko jest bardzo drogie, lecz samo urządzenie było stosunkowo skromne.
    Kanapa, szklany stolik, roślinka w rogu i przeciętnej matrycy plazma na ścianie.
    Angel zaciekawiły zdjęcia w ozdobnych antyramach, wiszące nad kanapą. Wstała i przyjrzała się im bliżej.
Pierwsze zdjęcie przedstawiało małą, czarnoskórą dziewczynkę w objęciach szeroko uśmiechniętej kobiety. 
- To Sophia z jej matką Marie. Jak jeszcze żyła. - Powiedziała staruszka, niosąca tackę z parzącą się herbatą w porcelanowych filiżankach.
- Och, przepraszam. Nie miałam pojęcia, że mama Sophii...
- Cała rodzina. Jestem jej jedyną bliską. - Babcia Sophii, jak zdołała się domyślić Angel, rozłożyła filiżanki i zaczęła powoli mieszać cukier.
- Bardzo mi przykro. - Odparła zakłopotana.
- Mi także. A najbardziej Sophii. Thomas, to znaczy jej tata, Marie i jej siostra – Gloria. Wszyscy zginęli w pożarze. - Angel zdziwiła otwartość staruszki. Nie wiedząc co powiedzieć, dziewczyna po prostu upiła łyk herbaty parząc sobie przy tym boleśnie język.
- Moja droga Sophia do dzisiaj nie umie sobie wybaczyć, że nie było jej tej nocy w domu. Pokłóciła się z rodzicami i poszła na noc do przyjaciółki. Próbowała zadzwonić do mojej córki, żeby ją przeprosić, ale było już za późno.
- Wyciek gazu?
- Prawdopodobnie podpalenie. - Wyszeptała staruszka. - Od 10 lat nie znaleziono sprawcy.
    Angel zatkało. Nie miała pojęcia co powiedzieć. Zresztą, kto by miał, zaraz po tym jak dowiadujesz się, że rodzina koleżanki z którą jadasz obiady na stołówce, została spalona podczas gdy sobie smacznie spali?
- Niech pani mi wybaczy, że zabrzmi to niekulturalnie, ale właściwie, czemu pani mi to mówi? - Zapytała słabym głosem.
- Bo dobrze Ci patrzy z oczu, moja droga. Z tego co wiem, Sophia nie ma wielu przyjaciół. Jesteś pierwszą osobą, która przyszła do niej od prawie trzech lat. - Angel zamrugała oczami.
- Jesteście podobne. - Kobieta uśmiechnęła się delikatnie. - Obie macie jakąś tajemnice.
Angel przełknęła ślinę.
- Och, nie martw się, nie chcę wiedzieć. - Zaśmiała się. Białowłosa odwzajemniła to słabym uśmiechem.   
- Już jestem! - Z niezręcznej sytuacji wybawiła ją Sophia. Angel usłyszała szelest ściąganej kurtki i butów.
- O witaj Sophio, masz gościa. - Powiedziała kobieta i zaczęła zbierać puste filiżanki ze stołu.
- Gościa? Kto... - Sophia weszła do salonu.
- Cześć. - Angel pomachała Sophii. Czarnoskóra zacisnęła szczękę.
- Na górę.

***

- Co ci strzeliło do głowy, żeby do mnie przychodzić? W ogóle skąd wiesz gdzie mieszkam? - Zapytała wściekła Sophia po czym stanęła na środku pokoju. - Theo, prawda?
- Muszę z tobą porozmawiać.
- Och, ja myślałam, żeby posiedzieć z moją babcią na herbatce. - Dziewczyna parsknęła. - Nie wiem co ci ta staruszka naopowiadała, ale ma swoje lata i jest już nieźle pokręcona.
- Nic takiego. - Skłamała Angel i wzruszyła ramionami. Siedziała na ogromnym białym łóżku z co najmniej setką poduszek. Pokój Sophii był dość mały, ale może sprawiała to olbrzymia szafa naprzeciw łóżka.
- Więc, o co chodzi. - Powiedziała Sophia gdy wreszcie skończyła ogarniać pokój (choć na oko Angel panował w nim idealny porządek) i zajęła miejsce na obitym miękkim futerkiem fotelu w rogu pomieszczenia.
Angel podrapała się po karku.
- Myślę, że rozmawiałam dzisiaj z Alfą. - Powiedziała cicho wlepiając wzrok w ścianę.
- Pieprzysz. - Odparła prawie bezgłośnie Sophia. - Angel, błagam, powiedz, że żartujesz.
- Matko, Soph, z czego wy robicie taką ogromną sprawę? Przecież z Sethem rozmawia prawie cały czas... - Znaczy tak chyba jej się wydawało.
- Nie prawda Angie. Alfa nie rozmawia z nikim ze stada. Pewnie nie za często z Sethem. Cholera, ja nawet przypuszczam, że nigdy z nim nie rozmawiał! - Wykrztusiła.
- To... to jak Seth wie, kogo ma zmieniać? - Zapytała coraz bardziej przerażona.
- On to po prostu czuję. Jest coś takiego jak więź. Między członkami stada i Alfą. Jakby niewidzialne niteczki, prowadzące wprost do Alfy. Można powiedzieć, że niteczka Setha jest najczęściej używana.
- To znaczy, że mam się martwić? - Zapytała słabo. Sophia zacisnęła usta w wąską linię.
- Trzeba powiedzieć o tym Sethowi. - Złapała komórkę w dłonie.
- On... on to chyba widział. - Angel przełknęła ślinę.
- I co powiedział? - Sophia nachyliła się w jej stronę.
Angel tylko pokręciła głową. Poczuła jeszcze, że oczy zachodzą jej czernią.

____________________
Wybaczcie, że ten rozdział jest taki nudny. Po prostu chciałam wyjaśnić kilka spraw.
Jest także odrobinę dłuższy od poprzedniego, jak prosiło mnie kilka osób. 
I prosiłabym, osoby które to czytają. Zostawcie po sobie komentarz! Dla was to niewiele, a dla bloggerów takich jak ja, to spełnienie marzeń :) 
Wystarczy zwykłe "przeczytałem/łam". 

Zapraszam do zakładki SPAM, jeżeli uważacie, że wasz blog może mi się spodobać :) 

Pozdrawiam
Cinna


wtorek, 12 marca 2013

Rozdział XI "Wszystkie tylne ławki wpatrywały się uważnie w kapłana."

Tworząc ten rozdział słuchałam: Safe and Sound


    Jej puls zaczął się uspokajać kiedy zobaczyła znajome błękitne oczy. Jasne, w innych okolicznościach nie byłaby zadowolona, lecz teraz nie pragnęła widzieć nikogo innego. 
- Chodź. - Powiedział cicho i pomógł jej wstać. 
- Gdzie Olivier... co z nim... - Zapytała przerażona. 
- Zawiozłem go do domu, nic mu nie jest. Nie będzie nic pamiętał. - Jego opanowany ton trochę ją uspokoił.     
    Seth pomógł położyć jej się do łóżka. Nawet nie protestowała kiedy ściągnął z niej przesiąkniętą czarną krwią koszulkę, wrzucił ją do kosza na pranie i nałożył górę od piżamy. 
    Oparł się o framugę drzwi i chwycił kciukami skrzydełka nosa. Angel wpatrywała się w niego pociągając nosem. 
- Nie musiałeś tu przyjeżdżać. - Powiedziała cicho.
- Musiałem. - Opuścił rękę i spojrzał jej w oczy. - Jako Beta mam obowiązek pouczać członków stada. 
- Nie jestem w żadnym... - Zaczęła automatycznie swoją śpiewkę dziewczyna. 
- Angel, błagam zamknij się. - Dziewczyna otworzyła szerzej oczy. - Jesteś w stadzie czy ci się to podoba czy nie i bardzo dobrze o tym wiesz. - Wycedził. - A w ogóle skąd przyszło ci do głowy przemieniać Oliviera?! 
- Co, boisz się się konkurencji? - Zapytała wyzywająco. 
- Nie do cholery! Boję się, że spróbujesz znowu i tym razem nie dotrę na czas żeby uratować twojego koleżkę! - Wydarł się. Angel nienawidziła się za łzy napływające jej do oczu. Podniosła podbródek do góry.       
    Seth musiał to zauważyć ponieważ rozluźnił ramiona, zrobił kilka kroków do przodu, lecz zaraz zrezygnował z tego pomysłu i zachował bezpieczną odległość. 
- Przepraszam. To moja wina. Nie powiedziałem ci ważnej rzeczy. - Zaczął łagodniejszym tonem. - Przemieniać może jedynie Alfa... 
- Nie jesteś Alfą. - Przerwała mu szorstko Angel. Spiorunował ją wzrokiem. 
- ... oraz Beta przy nakazie Alfy. 
- A ta... krew? - Angel nie miała pojęcia jak inaczej nazwać tą obrzydliwą czarną maź. 
- To była reakcja obronna na twój jad. - Dziewczyna zszokowana opadła na poduszkę. 
    Mogła zabić Oliviera. Zresztą prawie to zrobiła. A Seth jej pomógł. Chociaż nie musiał tego robić. 
- Gdybyś przyjęła to, że jesteś w stadzie, mógłbym cię wiele nauczyć. - Powiedział cicho Seth . Angel zamknęła powieki.
    Chłopak najwyraźniej myśląc, że dziewczyna śpi, przykrył ją szczelnie kocem. Chwilę później usłyszała zamykane drzwi. Poprawiła koszulkę. 
    Chwila. 
    Skąd Seth Cardoff, pomimo tego, że nigdy nie był w jej pokoju, bez zastanowienia wiedział gdzie Angel trzyma swoją piżamę?


***

    Od tamtego czasu Olivier zaczął unikać dziewczyny pomimo zapewnień Setha, że nie będzie nic pamiętać. 
    Dwa tygodnie potem rozpoczęła się przerwa wiosenna, którą Angel spędziła ze swoimi rodzicami u dziadków w Irlandii. 
     Były to jedne z najlepszych ferii dziewczyny. Mogła oderwać się od swojego życia w Londynie i na chwilę zmienić się w starą Angel. Spotkała się z przyjaciółmi, a w dzień wyjazdu, dokładnie jak dwa miesiące temu, rozpłakała się jak dziecko. 
    Po niespełna miesiącu, wchodziła do przedsionku kościoła, gdzie miała odbyć się msza przed rozpoczęciem szkoły, na powitanie w drugiej połowie semestru. 
    Kościół był typowo angielski. Murowany, chłodny, ale piękny. 
    W tłumie uczniów wypatrzyła przyjaciół, z którymi bardzo się związała odkąd Olivier zaczął jej unikać. Jedynie między nią, a Sophią pozostała bariera milczenia. 
    Clarissa pomachała jej, a Angel z lekkim uśmiechem zajęła miejsce koło dziewczyny. 
- Dobrze Cię widzieć, Angie. - Tak, przywykła już do skrótu "Angie", w szczególności za sprawą Theo, który nie zwracał się do niej inaczej. 
    Angel rozejrzała się po kościele. Przeszedł ją dreszcz, kiedy zobaczyła chłodne błękitne oczy. Seth przyglądał się jej uważnie. 
    Poczuła, że delikatne macki wślizgują jej się do umysłu. Zacisnęła zęby i je odepchnęła. Tak, właśnie. Od niedawna odkryła, że czym więcej czasu spędza odcięta od "wilczych spraw", umie zablokować u siebie wiadomości od innych "jej pokroju". Odwróciła wzrok. 
    Msza się rozpoczęła. 
    Podczas kazania, usłyszała jakiś cichy szmer, zaraz przy jej uchu. Odwróciła głowę. Wszystkie tylne ławki wpatrywały się uważnie w kapłana. 
   Zamrugała oczami, myśląc, że coś jej się przesłyszało. 
   Ale szmer się powtórzył. Lecz tym razem, brzmiał jak szept. 
   Nie było to mentalna rozmowa między wilkami, lecz autentyczny szept który powtórzył się kilka razy. 
- Angel... - Udało jej się zrozumieć. Głos był spokojny, wręcz hipnotyzujący. - Angel...
    Poczuła, jakby ktoś ciągnął ją w stronę wyjścia. Przełknęła ślinę. 
    Szept nasilał się  i powoli przejmował kontrolę nad jej ciałem. Angel wstała, stanęła pomiędzy ławkami, wykonała znak krzyża i wyszła powolnym krokiem przez drzwi. 
    Wiatr objął jej twarz i poplątał włosy. 
- Angel... - Wiedziała gdzie iść. Przeszła pomiędzy kilkoma grobami, w stronę starej części cmentarza. Szept owijał jej całe ciało słodkim, aż namacalnym dotykiem. 
   Kiedy głos ucichł, Angel zatrzymała się zdezorientowana. Co ona tu robi? Rozejrzała się. Była na obrzeżach przykościelnego lasku. Przeszedł ją przeciągły dreszcz, jeden z tych które stawiają na baczność wszystkie twoje włoski. 
    Nagle, jakby popchnięta, upadła na kolana, uderzając się o kant starego, zarośniętego nagrobka. 
- Potrzebuję Cię Angel. - Usłyszała słodki szept wprost do ucha. - Zostałaś wybrana
- Zostaw mnie, proszę. - Powiedziała cicho i poczuła napływające do oczu łzy 
- Nie mogę. - Poczuła, że coś ostrego przejechało jej po ręce. Zacisnęła zęby, ponieważ rana mocno ją zapiekła. To trochę przywróciło ją do świadomości. Do tego momentu czuła się jak za grubą ścianą mgły.
- Muszę Cię mieć. Za wszelką cenę. 
- Angel! - Usłyszała z oddali. - Angel! 
    Za sprawą tego głosu, wszystko odeszło. Jakby cofnęło się z powrotem do lasu.
    Ktoś podbiegł do niej i pomógł podnieść się do postawy siedzącej. 
- Co ci się do cholery stało?! - Zapytał Seth oglądając jej obficie krwawiącą ranę, która powinna się już zacząć zasklepiać. 
    Dziewczyna zaszlochała. Seth przycisnął jej twarz do swojej klatki piersiowej i pogłaskał uspokajająco. 
- Ciii...
- Alfa - Wykrztusiła, połykając nową porcję łez. 

____________________
Tak o to, za nami XI rozdział! 

Mam nadzieję, że was nim nie zanudziłam. 
Piszcie wrażenia w komentarzach, to dla mnie bardzo ważne!
A linki do swoich blogów zostawiajcie w zakładce "Spam", chętnie zajrzę! 
Aha i dziękuję za to 1500 wyświetleń, może to mało, ale dla mnie, spełnienie marzeń! <3

Pozdrawiam 
Cinna :) 

środa, 6 marca 2013

Rozdział X "[...] już drugi raz dzisiejszego wieczoru, poczuła w ustach metaliczny smak gorącego i gęstego płynu[...]"

    Osoba za nią podniosła ręce w obronnym geście.
    Angel złapała się za serce i wyciągnęła rękę w stronę chłopaka, na znak, aby poczekał, aż się uspokoi. Kiedy ogień zaczął powoli gasnąć, dziewczyna wyprostowała się i wyciągnęła z uszu słuchawki.
- Przepraszam, nie chciałem cię przestraszyć. - Powiedział ktosiek. Angel przyjrzała mu się uważnie.
    Chłopak miał na sobie ciemne jeansy, t-shirt i najzwyklejszą wiatrówkę.
- Znamy się? - Zapytała dziewczyna, marszcząc brwi.
- Nie sądzę... jestem Wyatt. - Powiedział chłopak i podał Angel rękę. Uścisk miał silny, a dłonie przyjemnie ciepłe.
- Angel.
- Imię odzwierciedleniem urody. - Odparł chłopak, a na jego ustach pojawił się delikatny uśmiech.
- Słaby tekst na podryw. - Zaśmiała się.
- Przepraszam, dopiero zaczynam uczyć się  podrywać dziewczyny z Lycaons. - Odparł i przeczesał kasztanowe włosy palcami.
- Więc Wyatt, co cię tu sprowadza? Oprócz oczywiście doprowadzania mnie do zawału serca. - Chłopak uśmiechnął się przepraszająco. - Jedynie chęć poderwania dziewczyn z innej szkoły?
- Potrzebuję kilku papierów. Właściwie załatwię je, jeżeli odnajdę się w tym budynku i dotrę do gabinetu dyrektorki. - Wyszczerzył się w uśmiechu. 
- Och, rozumiem, że potrzebujesz mojej pomocy? - Uśmiechnęła się do niego. - Przykro mi, ja także ledwo się tutaj orientuję. Jestem tu dopiero miesiąc.
- Ciągnie swój do swojego, co? - Zaśmiali się.
- Skąd jesteś?
- Southwark zaraz koło Millenium Bridge, a ty? Wyglądasz i mówisz jak z Kensington.
    Chłopak złapał kosmyk jej włosów, zaraz po tym jak rzucił Oxfordzką nazwą dzielnicy Londynu, której nawet nigdy w życiu nie widziała.
- Spalony. Irlandka. - Wskazała na siebie palcem.
- Och, "On by każdego dnia przychodził do świątyni, gdyby wodą święconą była whisky." - Angel zaśmiała się na dźwięk starego Irlandzkiego przysłowia, często powtarzanego przez jej babcię określającą dziadka, który od kilkunastu dobrych lat nie przechodził przez próg kościoła.
- O, zjawił się wreszcie pan Price - Oboje spojrzeli na schody. Na szczycie pojawiła się panna Mathews, dyrektorka Lycaons Private School, a zarazem matka Ophelii, jak dowiedziała się Angel od Theo.
 - Zapraszam do mojego gabinetu. A pani, panno O'Connel, co robi tutaj w środku lekcji? - Zapytała kobieta zakładając okulary na czubek nosa.
- Pomagała mi, zgubiłem się. - Chłopak posłał Angel oczko.
- Nieistotne. Panno O'Connel, proszę wracać na zajęcia, a pan Price, proszę za mną. - Pomachała chłopakowi na pożegnanie i cała w skowronkach ruszyła na lekcję historii.

- Przystojny? 
- Cholernie. - Clarissa zachichotała. 
- Dobra koniec pogaduszek dziewczęta! Zaczynamy grę. - Dziewczyny podniosły się z równiutko przyciętej trawy gdzie rozgrzewały się przed lekcją i złapały paletki do badmintona. - Dobierzcie się w pary, gramy dwa na dwa. 
    Clarissa bezceremonialnie złapała pod rękę Angel. 
    Zaczęły grę. 
    Dziewczyna przechwytywała prawie wszystkie lotki i uderzała z taką siłą, że w kilka minut wygrywały po dwa sety. 
    Po kolejnym skończonym meczu, przybiła z Clarissą piątkę i kątem oka zobaczyła Setha który bacznie ją obserwował. 
/Nie obnażaj tak swoich nowych umiejętności/ Zadźwięczało jej w głowie
/Nie robię tego. Po prostu jestem dobra z wf/ Usłyszała tylko chichot Opheli w głowie. 
    Zazgrzytała zębami. Nim się obejrzała, po drugiej stronie boiska stała już blondynka z jakąś pierwszoklasistką. 
   Angel nachyliła się i zamachnęła wojowniczo paletką. Na ustach Ophelii pojawił się wredny uśmieszek. 
/Już raz z tobą wygrałam/
/To był po prostu fuks, szczeniaczku/
   Kiedy w uszach zadźwięczał gwizdek gra się rozpoczęła. 
   Ophelia uderzyła w lotkę, którą Angel z łatwością odbiła. 
   Obydwie dziewczyny poruszały się po całym polu gry, skupione jedynie na grze. Po pół godzinie, poziom ich frustracji znacznie wzrósł. 
   Kątem oka zobaczyła, że Clarissa i pierwszoklasistka zeszły z boiska i siedzą razem z resztą dziewczęcej części przyglądają się grze z szeroko otwartymi ustami. 
   Gdy lotka przeszła przez siatkę, białowłosa odbiła się z prawej stopy, wyprostowała kolana i przeniosła ciężar na lewą nogę. Skręciła biodra i uderzyła w lotkę wkładając w to całą swoją siłę, po czym wylądowała miękko na ziemi. 
  Pewna swego zwycięstwa, nawet nie zauważyła, że Ophelia jakimś cudem odbiła lotkę i smeczem przebiła ją na pole Angel. 
  Na boisku zapadła cisza. Ludzkie oczy dopiero rejestrowały wydarzenie sprzed chwili. 
  Ophelia posłała jej całusa, a jej oczy przez chwilę zalśniły żółtawym blaskiem.
  W tym samym momencie, powietrze przeciął dźwięk gwizdka kończący mecz. 

- Hej Angel! - Dziewczyna odwróciła się na pięcie. 
- Cześć, Ollie. 
- Ollie. Jak słodko. - Zaśmiali się. - Spotkamy się dzisiaj? Wiesz, twoja mama powiedziała, że średnio ci idzie z matmy i... 
- Jasne. Tylko strzeż się. Dzisiaj leci mecz. Mój tata nie da ci spokoju, dopóki go z nim nie pooglądasz! - Zawołała i posłała mu uśmiech. 
    Lubiła Oliviera. Zawsze był dla niej taki miły i uczynny. Podejrzewała, że w końcu nastąpi moment, kiedy chłopak upomni się o coś więcej. Ale miała jeszcze czas, aby nacieszyć się jego "normalnością" w jej dziwacznie pokręconym świecie. 

- Coś cię trapi. 
- Mnie? Czemu? 
- Bo drugi raz tłumaczę ci to zadanie, a ty zjadłaś już pół ołówka, zamiast go zapisywać. - Olivier zaśmiał się i wyciągnął z jej ust poobgryzany ołówek. 
- Przepraszam. Nie mam dzisiaj do tego głowy. - Powiedziała i odrzuciła włosy do tyłu.
- Powiesz mi? - Złapał ją za rękę. Zagryzła wargę. 
- Nie mogę. 
- Chodzi o Cardoffa? - Zapytał, a Angel poczuła, że jego mięśnie się napinają. Nie odpowiedziała. Po sekundzie powieki Oliviera się rozszerzyły. - Angel, nie zbliżaj się do niego. 
Chłopak mocniej ścisnął jej rękę. 
- Ollie? O czym ty mówisz? 
- On, on chce... On jest inny rozumiesz? 
- Pod jakim względem? - Zapytała podejrzliwie. 
Poczuła, że zaczyna lekko drżeć. O czym do cholery mówił Olivier?! 
- Dobra, możesz mnie uważać za wariata, ale nie mogę pozwolić żeby on zrobił z tobą to samo. Mój... mój dziadek... on był czymś w rodzaju pomocnikiem... Chciał chyba, żebym ja też nim był. Pomagał takim jak Seth. Błagam nie bierz mnie za obłąkanego, ale Seth jest... wilkołakiem i chce, abyś ty nim także była. 
    Angel zamrugała kilkakrotnie. Zapadła krępująca cisza. 
- W tej chwili powinnaś wyzywać mnie od psycholi. - Powiedział cicho Olivier i podrapał się po głowie.         Wszystko zamieszało się w jej głowie. Olivier. Jej odskocznia od nienormalności. O wszystkim wiedział. 
- Chyba, że ty... - Wyszeptał. Angel ścisnęła jego dłoń. 
    Może było to dziwne, ale rozumieli się bez słów. Czuła, że Olivier jest smutny. I że chciał ją przed tym obronić. Ale mu się nie udało. Poległ. Jak zwykle, w walce z Sethem.
    Teraz musieli się z tym pogodzić. 
    Lecz słowa wypowiedziane przez Oliviera w tej chwili, zachwiały podstawy tego twierdzenia. 


- Zmień mnie.
- Cco? - Zapytała w osłupieniu. Olivier jedynie wzruszył ramionami, jak gdyby nie było to nic wielkiego.
- Zmień mnie. - Powtórzył.
- Ja, ja nawet nie wiem... nie wiem jak to zrobić! - Sekundę później twarz chłopaka od Angel dzieliło kilka centymetrów. Dziewczyna otworzyła usta niezdolna nic wykrztusić z zaskoczenia. Jego oczy były przepełnione niewiarygodnym smutkiem i żalem.
- Angel, błagam. - Zerknęła w dół kiedy poczuła, że Olivier obejmuje jej dłoń.
- Mam dość bycia gorszym. Mam dość patrzenia jak Seth Cardoff na meczach zdobywa setki punktów, jak staje się gwiazdą szkoły, chodź bez swoich wilkołaczych mocy byłby nikim. - Wycedził jadowicie co bardzo wstrząsnęło dziewczyną ponieważ Olivier zawsze był pełny pozytywnej energii, wydawał się tak cieszyć życiem... Nigdy nie sądziła, że aż tak nienawidzi Setha.
 - Błagam Angel, chociaż spróbuj to zrobić... Dla mnie. - Tym razem jego głos ponownie odzyskał łagodną barwę odpowiednią dla chłopaka.
    Angel przełknę głośno ślinę.
- Dobrze... Spróbuję. - Oblicze chłopaka rozjaśniło się w jednej chwili. Podniósł się na nogi, chwycił Angel w pasie i podniósł ją w górę mocno przytulając. Choć ona nazwałaby to raczej miażdżeniem kości i robieniem z jej wnętrzności mokrej papki.
- Ale nic nie obiecuję! Mam na koncie tylko alkoholowe wspomnienia po napaści Setha na mnie. - Powiedziała przywracając chłopaka na ziemię.
- Jasne. Rozumiem to. - Odparł kiedy puścił Angel na ziemię. Chodź dziewczyna miała dziwne wrażenie, że Olivier kompletnie jej NIE rozumiał.
    Pociągnęła go do łazienki tłumacząc, że pamięta, że dosyć mocno krwawiła, a krew łatwiej zmyć z płytek niż z białego puchatego dywanu. Nawet to nie starło zadowolenia z twarzy chłopaka.
    Usiedli na zimnej posadzce po turecku, a Angel starała sobie przypomnieć krok po kroku to co robił z nią Seth.
    Wzdrygnęła się na myśl krwawego pocałunku w klubie.
    Zerknęła na twarz powoli niecierpliwiącego się Oliviera i dobyła wątpliwości co do tego czy chce z nim to przechodzić.
    Nagle coś wpadło jej do głowy. Czemu nie spróbować inaczej?
- Podaj mi rękę. - Chłopak ochoczo wyciągnął wyprostowane przedramię pod sam jej nos. Chwyciła je w dłonie.
- Uprzedzam, że wymiana krwi nie jest przyjemnym uczuciem. Zawsze możesz się rozmyślić. - Powiedziała przyglądając się uważnie oczom chłopaka. Nie doszukała się na jego twarzy ani krzty niepewności, jedynie słaby uśmiech malujący się na ustach.
- Miałem złamane cztery żebra z przemieszczeniami, nie sądzę, że jakieś płytkie nacięcia mogą sprawić więcej bó... - Kiedy Olivier zaczynał swoją historię, Angel zdążyła już pociągnięciem języka wydłużyć kły i w nieuprzejmy sposób, wtopić zęby w przedramię chłopaka przerywając jego wywód.
    Olivier z zaskoczenia nawet nie krzyknął, jedynie wpatrywał się zszokowany w ranę tryskającą krwią kiedy Angel odsunęła od niego usta. Sprawnym ruchem rozcięła sobie wargę i już drugi raz dzisiejszego wieczoru, poczuła w ustach metaliczny smak gorącego i gęstego płynu którego nie miała odwagi nazywać krwią, nawet w myślach.
    Przyłożyła usta do rany chłopaka i pozwoliła żeby jej krew zmieszała się z krwią Oliviera.
    Gdy miała już pewność, że to nastąpiło, prędko złapała ręcznik i zrobiła z niego prowizoryczny opatrunek.     Poczuła że rozcięcie na wardze już się zasklepia. Olivier na tą umiejętność będzie musiał jeszcze poczekać.
- I co, jak się czujesz? - Zapytała opierając głowę o zimną ścianę. Takie przemienianie kogoś było straszliwie męczące!
- Zadziwiająco do... - Po raz kolejny Olivierowi nie było dane dokończyć zdanie. Lecz tym razem przeszkodziła mu w tym krew, a raczej coś krwio podobnego wydostającego się z jego ust. Przerażona Angel rzuciła się aby zetrzeć czarną maź z twarzy chłopaka, a zdezorientowany Olivier przyglądał się swojej ręce z której także oberwała czarnym czymś. 

- O takim czynniku przemiany mi nie wspominałaś. - Wybulgotał wypluwając nową porcję mazi.
- Bo taki czynnik nie powinien zachodzić! - Wypiszczała przerażona dziewczyna wycierając już całkiem przesiąkniętym ręcznikiem nową falę czarnej brei która co chwilę wydostawała się z ust chłopaka.
    Ale Olivier już prawdopodobnie tego nie słyszał ponieważ wpatrywał się szklistymi oczami w biały sufit.     Dziewczyna krzyknęła. Chciała podnieść się na nogi lecz po chwili ślizgając się na czarnej mazi pokrywającą już prawie całą powierzchnie łazienki. 

    Wylądowała boleśnie uderzając kolanami o posadzkę i w takiej pozycji wydostała się z łazienki.
    Obślizgłymi rękoma złapała telefon z komody który ciągle wypadał jej na podłogę. W końcu wytarła ręce o śnieżnobiałą koszulkę i drżącymi palcami wybrała numer.
- Odbierz, odbierz do cholery!
- Halo? - W słuchawce odezwał się lekko zirytowany głos.
- Błagam... Olivier... tak dużo krwi... błagam, przyjedź tu, błagam! - Ostatnie słowa wyszlochała histerycznie do słuchawki.
- Już jadę. - I rozłączył się. Angel skuliła się w kącie i ukryła głowę między ramionami. Kiedy tylko wyczuła zapach krwi wymieszanej z ostrym smrodem zgnilizny, zacisnęła powieki i starała oddychać się ustami.
    Nawet nie zauważyła kiedy ktoś położył jej ciepłą dłoń na ramieniu. Podskoczyła przerażona i krzyknęła.
    Poczuła rękę zatykającą jej usta. 

______________________________
Och, to już X rozdział, jak to szybko minęło :) 
Teraz rozdziały będę dodawać w większych okresach czasowych, żeby was nie zanudzać. 
Wybaczcie, że taki długi. Po prostu mam masę pomysłów! 
To urodzinowy rozdział, z którego jestem nawet zadowolona, mam nadzieję, że wy też! (Chociaż nie jestem do końca przekonana do rozmowy między Olivierem, a Angel co do wilkołactwa Setha)
Mam nadzieję, że dość realistycznie opisałam próbę przemiany Oliviera. Jeżeli nie, to mam nadzieję, że mi pomożecie to poprawić. 
I jak myślicie, zakończy się sytuacja z Olivierem? 
Co sądzicie o nowej postaci jaką jest Wyatt? ;)


Duuużo urodzinowych uścisków, 
Cinna

sobota, 2 marca 2013

Recenzja

Za niedługo będzie można czytać recenzję mojego opowiadania, o tutaj:
http://zrecenzuj-opowiadanie.blogspot.com

A do tego mam pytanie, kto jest waszą ulubioną postacią i dlaczego, oraz jaki rozdział podobał wam się najbardziej?

Pozdrawiam,
Cinna


http://www.youtube.com/watch?v=igWdSEVJb1Q

Rozdział IX "Jej rozważania przerwały cztery silne, lecz smukłe dłonie, zaciskające się na jej łokciach. "

- I jak tam wilczku? - Zapytał blondyn oparty nonszalancko o szafkę obok numeru 129. 
- Nie nazywaj mnie tak. - Wysyczała i trzasnęła drzwiczkami. Chyba za mocno ponieważ odgniótł się w nich kształt jej ręki. Zamrugała kilkakrotnie. 
- Da się przyzwyczaić. - Powiedział Seth, wzruszając ramionami. 
    Angel westchnęła. 
    Od ostatniego ich spotkania minęło kilkanaście godzin. Dość czasu, aby zdecydować, że nie chce mieć z tym chłopakiem nic wspólnego. Dopóki go nie poznała, wszystko układało się świetnie. 
    Nie oszukuj się Angel. To wszystko przez to przeklęte miasto. Gdyby nie ciepła posadka twojego taty w Londynie, ciągle świetnie bawiłabyś się w Wexford. 
    Pomimo tego, ciągle czuła wściekłość na blondyna. 
- Jak się czujesz? - Zapytał zmartwiony, gdy dorównał jej kroku. Dziewczyna zazgrzytała zębami. Mógł sobie darować. 
- Oprócz tego, że prawie wyrwałeś mi dolną wargę i łażę z wielką blizną, przeżyłam ostry stres pourazowy po napaści psychola, to wprost cudownie. Ach! Jakbym mogła zapomnieć, pewnie pytasz o moje wrażenia po tym, jak dowiedziałam się, że co jakiś czas, będę zmieniać się w krwiożercze bydle? 
    Zatrzymała się na środku korytarza i przechyliła głowę w bok. Seth parsknął. 
    W całą mowę wlała tyle jadu, ile tylko się dało, a pomimo tego, uśmiech na twarzy chłopaka nie zrzedł ani odrobinę. 
- Och, przesadzasz. Ja tam żadnej blizny nie widzę, wilczku. - Przejechał palcem po ustach Angel pokrytych cienką warstwą balsamu nawilżającego. Złapała jego dłoń i odepchnęła ją brutalnie.
- Nie nazywaj mnie tak, do cholery! - Kilka ciekawskich par oczy zwróciło się w ich stronę. 
- Ale ja mówię poważnie, spójrz. - Ruchem tak sprawnym i szybkim, że jeszcze do niedawna ludzkie oko Angel nie dałoby rady tego dostrzec, blondyn wyciągnął z jej torby pozłacane lusterko i przytknął przed jej twarz. 
    Już miała zaprotestować, gdy coś przykuło jej uwagę. 
    Faktycznie, po głębokiej, paskudnie wyglądającej szramie, nie było praktycznie śladu.
    Przejechała delikatnie opuszkami palców po dolnej wardze.
- Widzisz? Plusy wilkołacyzmu. - Powiedział cicho Seth, emanując wręcz dumą. W jego oczach zaiskrzyły ogniki. 
Angel otrząsnęła się ze zdumienia.
- Jeden z nielicznych. - Skwitowała, a jej blada dłoń mignęła przed oczami chłopaka, wyrywając lusterko z jego rąk. Uśmiechnął się z wrażenia. Dziewczyna zrobiła to dwukrotnie szybciej niż on sam. 
    Angel odwróciła się na pięcie o ruszyła w stronę przyjaciół których zobaczyła na końcu korytarza. Gdy już miała się z nimi witać, usłyszała wołanie Setha. 
- Widzimy się na obiedzie! - Zacisnęła powieki, a gdy je otworzyła, zobaczyła grupkę przyglądających się jej przyjaciół w osłupieniu. 
- Chyba musisz nam opowiedzieć, co działo się w ten weekend. - Wszyscy zgodnie pokiwali głowami. 

***

    Złapała blaszaną tackę. Dzisiaj był jej dzień przynoszenia jedzenia do stolika. Wzięła kilka głębokich wdechów. Za kilka minut miała stawić się na przesłuchaniu przed Sądem Najwyższym paczki z Lycaons High School. 

    Chwyciła miskę z sałatką dla Finn, stek dla Theo i zaczęła szukać czegoś dla Sophii. 
Sophia... Nie zamieniły ze sobą ani słowa od feralnej soboty. 
    Czy ona wiedziała o tym, że Alfa kazał Sethowi ją zmienić? Jeżeli tak, to jak długo? Czy dlatego trzymała ją na dystans? A jeżeli Sophia jest w stadzie Setha, to czemu tak jak Ophelia, Vicky i Blanca, nie trzyma się z nimi? 
    Jej rozważania przerwały cztery silne, lecz smukłe dłonie, zaciskające się na jej łokciach. 
- Co do...? - Zobaczyła spokojne twarze Vicky i Blanci. - Em dziewczyny, co wy...? 
- Zamknij się. - Fuknęła Vicks. Angel zamrugała kilkakrotnie. Przecież dziewczyna była dla niej zawsze miła! Pożyczała jej swoją pomadkę, chwaliła ubrania, wybierała ją do drużyny na WF... 
- Jasne, już jestem cicho. - Odparła Angel, wzruszając ramionami. Dziewczyny widocznie odebrały to jako chęć stawiania oporu, dlatego wbiły idealnie wypiłowane paznokcie w skórę dziewczyny. 
    Angel zakwiliła cicho. 
    Zorientowała się o co chodzi, kiedy zobaczyła Setha siedzącego spokojnie przy jednym ze stolików. 
    Dziewczyny posadziły agresywnie Angel naprzeciwko blondyna. 
- Możecie odejść. - Powiedział spokojnym tonem i machnął na dziewczyny ręką. Te zerknęły po sobie nie pewnie i ciągle trzymając dłonie na ramionach dziewczyny. 
- Ale... - Zaczęła Blanca.
- Powiedziałem, że możecie odejść. - Powtórzył, lecz tym razem jego oczy na sekundę zmieniły barwę. Na jaskrawą żółć. 
    Angel podniosła brwi do góry. Sekundę później, dziewczyn już nie było. 
- Wow, ładnie sobie nimi pomiatasz, BETO. - Powiedziała i zaplotła ramiona na piersi. - Na prawdę konieczne było posyłanie po mnie orszaku? 
- A przyszłabyś tu z wolnej woli? - Zapytał retorycznie. Nie warto było kłamać, Angel dobrze to wiedziała. 
- Czego chcesz? - Zapytała z westchnieniem. 
- Zjeść z tobą obiad. 
- Jestem już umówiona z przyjaciółmi. 
- Od wczoraj, ja także jestem twoim przyjacielem. 
- Nie powiedziałabym. - Odparła ostro. Seth zaczerpnął głęboki oddech. 
- Potrzebujemy twojej pomocy, Angel. - Powiedział cicho. - Musisz dołączyć do stada. 
- Nie dzięki, nie skorzystam. 
- Zrozum, że nie opanujesz przemiany. Tylko się zdenerwujesz, a zaczniesz się zmieniać. Wczorajsze wydarzenia powinny cię czegoś nauczyć. Tylko ja mogę ci pomóc. 
    Białowłosa wstała, chwyciła tackę i ruszyła ku stolikowi jej PRAWDZIWYCH przyjaciół. Zaraz po odejściu dziewczyny, za Sethem pojawiła się Ophelia i położyła wypielęgnowane dłonie na ramionach chłopaka, delikatnie rozmasowując jego ściągnięte ze zmęczenia mięśnie. 
- Niech idzie, poradzimy sobie sami. - Odparła wpatrując się z zobojętniałą miną w odchodzącą Angel. 
- Nie prawda, Ophs. Alfa jej chce. 

    Angel usiadła koło Finn. 

- Cześć wszystkim. - Powiedziała rozdając przyjaciołom talerze. 
- Gdzieś ty była Angie?! Umieramy z głodu! - Zapytał Theo i prawie wyrwał jej z rąk talerz ze stekiem. Chłopak był tak zabsorbowany pożeraniem mięsa, że dziewczyna nawet nie absorbowała się zwracaniem mu uwagi na skrót "Angie". 
- Musiałam zostać dłużej na lekcji. - Powiedziała i uśmiechnęła się do reszty. Finn podziękowała skinieniem głowy, a Clarissa zaczęła nawijać o nowych butach korekcyjnych panny Millington. 
- Gdzie Sophia? - Zapytała Angel, niegrzecznie przerywając Clarissie. Brunetka wydęła wargę. 
- Nie widziałem jej jeszcze dzisiaj. - Powiedział Theo. Angel pokiwała głową i naładowała sobie usta nową porcją sałatki. 
Po piętnastu minutach zjawiła się Sophia. Usiadła naprzeciwko Angel i jak gdyby nigdy nic, zaczęła ucinać sobie pogawędkę z Theo. Wkurzyło ją to. Pomimo wczorajszych wydarzeń, traktowała ją jak powietrze. 
- Miałaś nam coś opowiedzieć prawda? - Zapytała Clarissa z zaciekawieniem w oczach. 
Przy stoliku zapadła cisza. Angel zagryzła wargę. 
- No opowiadaj dziewczyno, zanim nas wszystkich szlag trafi z ciekawości! - Wypiszczał Theo i oparł podbródek na splecionych dłoniach, wpatrując się intensywnie w dziewczynę. 
- Och, ale to nic takiego. Po prostu byłam w sobotę z Cardoffem w klubie. - Powiedziała prędko Angel. 
- Z samym Sethem? - Zapytała zdziwiona Clarissa. 
- Ym, cóż. Powiedział mi, że zerwał z Ophelią, ja też chciałam się trochę rozerwać... 
- Powiadasz, że zerwali? - Zapytała ponuro Finn wpatrując się w jeden ze stolików trzecioklasistów, gdzie miejsca zajmowało kilka najpopularniejszych nazwisk ze szkoły oraz Seth obejmujący czule Ophelię. 
    Angel opadła szczęka. 
    Ale czego ona się spodziewała? 
    Od jakiegoś czasu próbuje sobie wmówić, że go nienawidzi i nie chce mieć z nim nic wspólnego. To dlaczego czuje to okropne kłucie w klatce piersiowej przy oddychaniu, kiedy na nich patrzy? 
    Przerwał jej dzwonek. 
    Zacisnęła szczękę i wyparła z pamięci obrazek. Teraz najważniejsze jest pogadanie z Sophią. 
- Sophie! - Krzyknęła i przecisnęła się przez tłum nastolatków. - Sophie! 
    Angel miała świadomość, że czarnoskóra ją słyszy. Nawet zwykły człowiek bez super słuchu byłby zdolny usłyszeć wrzaski Angel. 
    Dziewczynę ogarnęła złość. Popchnęła jakąś pierwszoklasistkę która tarasowała jej drogę i szybkim ruchem złapała przegub Sophii. 
- Co jest?! - Wykrzyknęła dziewczyna, kiedy Angel pociągnęła ją do siebie. 
- Pogadasz ze mną. Teraz. - Powiedziała i zaczęła głęboko oddychać, ponieważ poczuła delikatnie tlący się ogień gdzieś w klatce piersiowej. 
- Mam iść po Setha? On cię uspokoi. - Powiedziała rzeczowo Sophia. 
- Nie! - Wykrzyczała białowłosa. 
- Ej! - Sophia szarpnęła ją za ramiona. - Uspokój się i to już. Nie możesz zwracać na siebie takiej uwagi, dziewczyno! - Słowa czarnoskórej doszły do niej dopiero wtedy, kiedy poczuła, że coś wrzyna jej się w ramiona. 
Odskoczyła do tyłu. Zamrugała i spojrzała na ręce Sophii. 
- Jak ty to...? 
- Kwestia wprawy. - Odparła dziewczyna i schowała pazury. - Chodźmy stąd, bo widzę, że masz wiele pytań. 

- Wiedziałaś, że chce mnie zmienić? 

- Nie. 
- Kłamiesz. Wiem, że słyszycie swoje myśli. 
- Seth jest Betą. Umie filtrować umysł. Zarówno swój i nas wszystkich. - Angel zagryzła wargę. Spokojna twarz Sophii nie wskazywała na to, że dziewczyna kłamała. 
- W czym Seth chce, abym mu pomogła. - Sophia zacisnęła usta. Angel postanowiła powtórzyć jeszcze raz pytanie. - W czym. Seth Cardoff. Chce. Abym. Mu. Pomogła? 
- Nie mogę o tym mówić. - Powiedziała i uciekła wzrokiem. 
- Sophie, do cholery. - Dziewczyna westchnęła. 
- Jedyną osobą, która mniej więcej, podkreślam, mniej więcej odnajduje się w sprawach Alfa-Beta, jest Ophelia. Seth filtruje jej myśli tak, aby nic wymsknęło się jej nic przy nas. Ale ostatnio oddaliliśmy się za daleko i...
- I...? 
- Usłyszeliśmy coś o jakimś zaginionym amulecie. - Angel uniosła brew do góry. 
- I Seth chce mnie do pomocy przy szukaniu jakiejś błyskotki? 
- Po pierwsze, nie Seth, bo to nie Seth cię wybrał, tylko Alfa, a po drugie nowo przemienione wilkołaki są o wiele szybsze i silniejsze od tych "ze stażem" - Powiedziała Sophia. 
    Och, to dlatego tak szybko udało jej się powalić Setha w lesie. Na samo wspomnienie, na twarzy Angel pojawił się uśmiech. 
- Ang, słyszysz co mówię? Seth nie przemieniał nikogo od dobrych dwóch lat. Kroi się coś większego. 
- Nic się nie kroi, ponieważ ja nie mam nic z tym wspólnego. Nie należę do tego całego waszego stada. - Angel podniosła się z ziemi i podała rękę Sophii. 
- Należysz do stada. 
- Miłego dnia, Sophie. 

    Dziewczyna miała dość. Podwójne wagarowanie w miesiącu? Angel miała to gdzieś. Złapała torbę, nałożyła na uszy słuchawki i ruszyła w stronę drzwi. 

    Ktoś postukał ją po plecach. 
    Krzyknęła i odwróciła się na pięcie...
____________________________________________
Tak o to kończy się rozdział IX :) 
Mam nadzieję, że was nie zawiodłam, dołożyłam dużo więcej dialogów. 
Mam do was kilka pytań. Pewnie zauważyliście, że zmieniłam wygląd bloga, a do tego dodałam kilka zakładek. Co lepiej wam się podobało, ta wersja czy poprzednia? 

Kilka pytań co do tekstu (odpowiedzcie chociaż jednym słowem):

1. Z kim powinna być Angel? 
2. Jak myślicie, o kogo chodzi w ostatnim akapicie? 
3. Chcecie aby akcja rozwijała się szybciej? 
4. Czy Angel powinna dołączyć do stada? 
5. Jakiego koloru lusterko posiada Angel? 

Pozdrawiam i dziękuję wam wszystkim za tyle wyświetleń :*