niedziela, 17 listopada 2013

Rozdział XIX "I tak [...] zawarła pakt z samym diabłem"

   W zoo z powodu parszywej pogody, nie było wielu zwiedzających. W większości były to rodziny z małymi dziećmi, pozapinani w szare prochowce i kolorowe czapki. W Irlandii nie było wielu takich placówek, więc jedyne wspomnienia związane z zoo to dla Angel upały, kolejki i tłumy. 
   Do tego dochodziło już późne popołudnie, więc panowała bardzo przyjemna atmosfera. Ostatki promieni słonecznych rzucały cienie gęstych drzew nad ich głowami. Sprawiało to, że czuła się jak w jednym z paryskich filmów romantycznych. 
   Wstępowali na pierwsze lepsze ścieżki. Angel uznała, że o wiele bardziej podoba jej się taki sposób zwiedzania. Bez stresu związanym z obejrzeniem wszystkich najlepszych zwierząt, bez przejmowania się czasem. Bo Wyatt zapewnił ją, że ma znajomości i mogą zostać tu ile tylko im się spodoba. Zatrzymali się nawet, żeby zobaczyć zwykłe gęsi, które pałętały się pomiędzy kolorowymi, egzotycznymi ptakami. Chłopak wyjaśnił jej, że dopiero wracają z zimowisk i dlatego są takie otępiałe i zatrzymują się w ocieplanych ptaszarniach.
   Wyatt tym razem bardzo mało się odzywał, nie licząc ciekawostek wypowiadanych przy każdym z wybiegów na temat zwierząt i ich zachowań. Kiedy myślał, że Angel mu się nie przygląda, zagryzał wargę, jakby zastanawiał się, ile tak właściwie może jej powiedzieć.
- Skąd tyle wiesz o tych wszystkich zwierzętach? - zapytała, kiedy zatrzymali się by zjeść wielkiego precelka. Siedzieli na murku oddzielającym ich od części drapieżników. 
- Wspominałem ci kiedyś, że chcę się stąd wyrwać, prawda? - Angel pokiwała głową. "Kiedyś" to znaczy kilka dni temu, kiedy próbował ją pocałować, a ona zachowała się jak totalna świruska. - Mówiłem gdzie? 
- Do Australii. Badać te etno... 
- Endemity. - posłał jej delikatny uśmiech, odrywając kawałek bułki. - Tak właściwie najpierw chcę skończyć zoologię lub weterynarię. Teraz staram się o staż w tym oto zoo. - Zatoczył ręką ogromne koło. - Chcę zdobyć doświadczenie. 
- Brzmi fajnie. 
- Hm, niby tak. Ale nawet nie zdajesz sobie sprawy, jak trudno zdobyć pracę, która polega głównie na sprzątaniu... hm, gówna
   Angel zaśmiała się. 
- Nigdy nie miałam prawdziwego zwierzaka domowego. Kiedyś dostaliśmy w spadku po jakiejś zmarłej ciotce kota, ale okazał się starym, parszywym draniem i przez niego ciągle chodziłam podrapana. Oddaliśmy go po dwóch miesiącach, bo mój tata ma alergię. 
- Ja mam trzy psy. Demi, Rogue i Chanel. - odparł z zadowoleniem. 
- Aż trzy? 
- W moim domu zawsze było wiele zwierząt. - wzruszył ramionami. 
   Po kilku minutach wskazała na znak wiszący na jednym z drzew. 
- O! Chodźmy zobaczyć wilki. Ostatnio... - ugryzła się w język i zganiła za własną głupotę. 
- Ostatnio...? - zapytał Wyatt uśmiechając się zachęcająco. 
- Ostatnio miałam napisać o nich referat na biologię. - palnęła. 
- Tak? Ciekawe.
- No - Szła wlepiając wzrok z ziemię, przeżuwając ostatni kawałek precla. - Mieszkasz z rodzicami? 
Ciągle zerkała na ich nogi. Próbowała zrównać krok z Wyattem, lecz jego nogi były dłuższe i jakby bardziej sprężyste. 
- Z mamą. I starszą siostrą. Rodzice są po rozwodzie. - powiedział spoglądając na nią. - Z ojcem, eee... nie za dobrze się dogaduję. 
- Moi rodzice też nie nie za często się ze mną zadają. Wiesz, praca i takie tam. - wzruszyła ramionami. 
- Jak ma się szesnaście lat to wszystko jest do dupy. - zaśmiał się. - A najbardziej rodzice.
- Skąd wiesz, że mam szesnaście lat? - spojrzała na niego niepewnie. 
- Strzeliłem, że jesteśmy w podobnym wieku. - posłał jej uśmiech, po czym przeczesał włosy. Kosmyki opadające na czoło i policzki zaczerwienione z zimna dodawały mu chłopięcego wyglądu. Ale on jest słodki, pomyślała Angel, zresztą nie pierwszy raz tego wieczora. Mimowolnie obejrzała go od stóp do głów i pomyślała o Seth'cie. Wyatt miał znacznie mniej rozbudowane barki niż blondyn i był o wiele niższy. Angel niemalże mu dorównywała. Do tego różnił ich styl ubierania się. Podczas gdy blondyn niemalże zawsze ubierał się na czarno, tak brunet wybierał stonowane brązy i beże. Jedyne co było w nich podobne, to ten sam zadziorny uśmieszek. 
Wyatt przy Seth'cie wypadał... ludzko. Nie sprawiał wrażenia nadludzko sprawnego czy silnego. Ot zwykły uroczy angielski chłopak, żadna bestia zdolna rozszarpać kogoś gołymi rękami. 
   Angel przeszył dreszcz.
- Oto i nasze wilki. - powiedział Wyatt wskazując na szaro-brązowe zwierzęta.
   Angel oparła się o balustradę. Wcześniej nigdy nie zwracała uwagi na te stworzenia w jakiś szczególny sposób. Widziała je kilka razy w zoo w Dublinie, lecz nawet nie zaprzątała sobie głowy, żeby przeczytać tabliczkę z podstawowymi informacjami. Teraz jednak przyjrzała im się bliżej. Kilka młodych wilków bawiło się pośród wesołych szczeków i pojedynczych warknięć. Reszta stada wylegiwała się w zwartej kupie zaraz koło jaskini. Jedna z wilczyc - tak chociaż wydawało się Angel - podniosła się i nieśpiesznym truchtem doszła do koryta z wodą. Łopatki unosiły się wspierane siłą mięśni. Dziewczynę naszła ochota zobaczyć ją w trakcie prawdziwego biegu za zwierzyną. Zobaczyć jej uzębienie i silną szczękę wbijającą się w ofiarę.
   Angel nie zdziwiło, kiedy wilczyca uniosła wzrok znad wody i spojrzała ślepiami wprost w jej oczy. 
- Nigdy nie zauważyłam, jakie są piękne - wyszeptała. Nie potrafiła oderwać od zwierząt wzroku. 
   Wyatt zaczął coś mówić, lecz nie za bardzo go słuchała. Podeszła do tabliczki i odszukała rubrykę. 
   Cana, Larentia, Accalia, Ayame, Lovell, Raul, Zev, Faoiltiama
   Imiona wilków. Najbardziej przykuło jej wzrok ostanie... 
- ... są to zwierzęta stadne, zwykle składają się z basiora, wadery i ich potomków z dwóch poprzednich miotów. Mają bardzo rozbudowaną hierarchię... 
   Potrzebujecie lasu. Powtarzała w myślach Angel. Lecz wilczyca albo jej nie słyszała, albo nie wiele ją to obchodziło. Wróciła do pozostałych i zajęła poprzednie miejsce. 
- Angel? - zawołał Wyatt. 
- Hm?
- Próbowałem ci imponować moimi informacjami na temat psowatych. 
- Och, sprytnie. Wybacz. 
- Co tam wyczytałaś? - zbliżył się do niej, zaglądając przez ramię na tabliczkę. 
- Hm, po prostu jedno wilczę imię zwróciło moją uwagę. - machnęła ręką. 
- Które? - drążył temat chłopak. Angel westchnęła zrezygnowana. 
- Ostatnie. To z irlandzkiego. - zagryzła wargę. 
- Tak? Co oznacza? 
- "Pani wilk" 
- Och, sądzę, że wszystkie imiona są jakoś powiązane w wilkami. Na przykład Larentia to imię legendarnej wilczycy, tej która wychowała Remusa i Romulusa. - postukał w metalową tabliczkę z uśmiechem. Angel zerknęła na zegarek na ręce chłopaka.
- Powinniśmy już wracać. Za piętnaście minut mam ostatni autobus. 
- No jasne - potrząsnął głową. 
   Kiedy szli ku wyjściu, Angel poczuła nagły przypływ energii. Zaczęła skakać, paplać i bez żadnego skrępowania dotykać Wyatt'a. 
- To był świetny pomysł na randkę. - wyszczerzyła się w uśmiechu, kiedy byli już na przystanku. 
- Randkę? - zapytał zaskoczony. 
- Serio, mega mi się podobało. - autobus nadjeżdżał powoli. 
- Bardzo się cieszę. - odparł sztywno chłopak. Nagle sprawiał wrażenie, jakby nerwowo wypatrywał pojazdu. 
   Autobus stanął, a drzwi się otworzyły. Zirytowała ją gwałtowna zmiana jego nastroju. 
- Nie zamierzasz mnie pocałować na pożegnanie? - zapytała. Pierwszy raz tego wieczoru pozwoliła sobie na flirt. Pochylił się i pocałował ją delikatnie w usta. Nawet nie pocałował. Ledwo musnął. 
- Dobranoc, Angel. - powiedział, po czym odwrócił się i ruszył w swoją stronę. Angel wdrapała się do pojazdu i poważnie zastanowiła, czy uda jej się znaleźć kiedykolwiek jakiegoś normalnego faceta.

***

- O'Connel! 
   Podniosła wzrok i uświadomiła sobie, że Seth woła ją z drugiego końca korytarza od jakiegoś czasu. Wyciągnęła z uszu słuchawki i zamknęła książkę z trygonometrii. 
- Czego chcesz? - zapytała przyciszonym tonem, którego zwykły śmiertelnik nie usłyszałby z odległości w której znajdował się od niej chłopak, lecz zważywszy na to, że Seth nie był zwykłym śmiertelnikiem, na jego twarzy pojawił się kpiący uśmiech. 
- Ten zwrot nie leży w słowniku synonimów słów "Hej, Seth, miło cię widzieć". - powiedział, kiedy wreszcie znalazł się koło niej. Angel przewróciła oczami i czekała, aż Seth wreszcie wyrzuci z siebie to, co ma jej do powiedzenia.
- Próbowałem się z tobą wczoraj skontaktować. - zaczął ponownie, tym razem poważnym tonem. Angel mimowolnie zmierzyła go wzrokiem. Miał na sobie czarne dopasowane jeansy, szkolną marynarkę i t-shirt który lekko opinał jego tors. Ciekawe czy jeżeli... - miałaś wyłączony telefon. W domu też cię nie było. 
- To nie twoja... chwileczkę, byłeś w moim domu?! - książka do trygonometrii zsunęła się z jej kolan. 
- Gdzie byłaś? 
- Byłam umówiona. - fuknęła. 
- Żeby się pouczyć? - omal go nie wyśmiała. Tak właściwie, nie miała pojęcia, czemu tego nie zrobiła. 
- Nie, byłam na randce. 
- Zaczekaj. Co? Nie mów, że z tym gościem, którego ostatnio prawie rozszarpałaś na strzępy. Co, podniecają go niegrzeczne dziewczynki? 
- Zamknij się, Cardoff. - dopiero teraz zauważyła, jak blisko niej stanął, zdecydowanie naruszając jej przestrzeń osobistą. Wisiał nad nią i przyglądał jej się z góry, oparty o szafki. Tak jakby była jedną z tych dziewczyn, które lubią jak najprzystojniejszy chłopak w szkole sterczy nad nią na środku holu. Kiedy zaczęła zbierać się z ziemi, Seth zaczął bardzo szybko mówić. 
- Stój. Chodzi o to, że wczoraj Vicky się pogorszyło. - zerknęła na niego. Był zdenerwowany.
- Jeszcze się nie obudziła? - zapytała wymuszonym, obojętnym tonem. Właściwie nie znała tej dziewczyny za dobrze. Należała do kliki Ophelii i tyle jej wystarczyło, aby została skreślona. 
- Nie. I lekarze nie rokują tego w najbliższym czasie. 
- Na pewno coś zrobią, przecież mamy dwudziesty pierwszy wiek, najnowszą aparaturę, specjalistów i... 
- Angel! - wykrzyknął Seth, przerywając jej bezcelową paplaninę. No chociaż jej się wydawało, że krzyknął, ponieważ kiedy zdumiona rozejrzała się na boki, żaden z uczniów nawet nie zerknął w ich stronę. Dopiero kilka sekund później zdała sobie sprawę, że krzyk rozległ się w jej głowie. Przeraziła ją myśl, jaki znowu łatwy dostęp ma do jej myśli. - Victoria to wilkołak. My nie mamy zapaści. My nie chorujemy. My nie zapadamy w śpiączki. - tym razem mówił gorączkowym szeptem. Angel przełknęła ślinę. 
- Co ja mam ci na to poradzić, Seth? - zapytała w końcu. Zacisnął szczękę
- Jesteś nam potrzebna. - To już wiemy, Seth, pomyślała. - Bardziej niż kiedykolwiek. Musimy... - Angel spojrzała na jego dłonie. Przebierał nerwowo palcami. - Musimy wezwać Alfę. I ty jesteś nam do tego potrzebna. 
Zakręciło jej się w głowie. Alfa. Alfa. Alfa. Alfa. Zebrało jej się na wymioty, kiedy przypomniała sobie ich ostatnie spotkanie, zaraz po zakończeniu ferii zimowych, na cmentarzu kościoła. Długo po tym wydarzeniu miała w nocy koszmary o przywołującej ją do siebie krwiożerczej bestii. 
I spoglądając teraz w oczy Setha upewniła się, że nie tylko ją ten stwór napawał przerażeniem. 
- Przepraszam, Seth. Nie mogę. - i odwróciła się, przebierając nogami szybko, kierując się w stronę klasy.  

***

   Angel wbiegła po schodach, a kiedy dotarła na swoje piętro, poczuła coś niepokojącego. Zerknęła na swoje drzwi. Wylewał się z nich snop światła, wprost na ciemny hol. Podeszła do nich. Były lekko uchylone. Z narastającym strachem otworzyła je szerzej. W środku rozbłyskiwały wszystkie lampy, które aż zakuły ją w oczy. 
   Klucze i neseser matki leżał w przedpokoju przy drewnianej szafce na buty, zresztą jak zwykle. 
- Mamo?! - zawołała dziewczyna. - Mamo? Wróciłam! 
   Żadnej odpowiedzi. W salonie oba okna były otwarte, zasłony powiewały niespokojnie. Rzuciła torbę na ziemię i rozejrzała się dokładniej. Wszystko było na swoim miejscu.
- Mamo! - krzyknęła Angel, bliska histerii. Jej rodzice w życiu nie zostawiliby mieszkania otwartego, nawet jeżeli byli w środku, tym bardziej, że jej ojciec był obecnie na ważnej delegacji w Liverpool'u.
   Inna sytuacja przedstawiała się w kuchni. Drzwiczki wszystkich szafek były otwarte, jedne nawet wyrwane z zawiasów, zwisające żałośnie nad zlewem. Usłyszała zgrzytnięcie i spojrzała pod swoje nogi. Nadepnęła na kawałeczki porcelanowego serwisu jej babci. 
   Pod Angel ugięły się kolana. Powinna wybiec z mieszkania i zadzwonić na policję. Ale musiała znaleźć matkę. Jeżeli próbowała walczyć z włamywaczami, na co wskazywały ślady w kuchni... 
   Zajrzała do pokoju rodziców. Sypialnia była nietknięta. Idealnie pościelone łóżko, znad którego uśmiechała się do Angel jej własna twarz. Miała wtedy może z siedem lat, a jej włosy były wtedy jeszcze lekko złotawe.
   Gdzie jesteś, mamusiu?
   Odpowiedziała jej cisza. Nie, nie cisza. Z zakamarków mieszkania dobiegł dźwięk, od którego zjeżyły się włoski na całym jej ciele. Coś przejechało po blacie kuchni ze zgrzytem i upadło na podłogę roztrzaskując się. Następnie rozległ się warkot... który zbliżał się do sypialni. 
   Ze ściśniętym żołądkiem odwróciła się powoli. 
   Z gardła Angel wyrwał się przenikliwy krzyk. W drzwiach stała ogromna bestia. To nie był zwykły wilk. Ta kreatura była dwa razy większa, stała na dwóch łapach, przednie uniesione były do góry, a pazury połyskiwały w świetle. Cała obrośnięta była w futro. Angel nie mogła przyjrzeć się jej uważniej, ponieważ stała pod światło. 
   Dziewczyna zachwiała się do tyłu i upadła, kiedy potwór zaatakował. Przetoczyła się na bok i napastnik chybił. Uderzył w drewniany stoliczek, rozbryzgując go na drobny mak. Z rozpędu przejechał po podłodze, żłobiąc w niej pazurami głębokie bruzdy. Z jego gardła wydarło się warczenie. 
   Angel zerwała się na korytarz, ale potwór okazał się szybszy. Skoczył i znalazł się za drzwiami. Łypał na nią krwistoczerwonymi ślepiami. Gdy rozwarł szczęki, ukazał się rząd nienaturalnie ogromnych zębów ociekających gęstą śliną. Angel z przerażeniem stwierdziła, że potwór do niej mówi. 
- Angel. Tak długo kazałaś mi czekać na siebie. 
   Zrobiło jej się słabo. Dziewczyna złapała ze stolika ciężką wazę i cisnęła nią w bestię. Trafiła go w środek tułowia, ale naczynie jedynie odbił się i uderzyło o ziemię. Chyba go zdenerwowała. 
- Pozwól mi Angel... 
   Dziewczyna dotknęła plecami ściany. Nie było drogi ucieczki. Zerknęła na bok. Lśniący metal. Zamknęła go w ręce w tym samym momencie, kiedy stwór skoczył. 
   Uniosła rękę i puściła rękojeść, kiedy zbił ją z nóg i uderzyła ciężko głową i barkiem o podłogę. Próbowała się podnieść ale potwór był za ciężki.
- Angel... - gorący oddech, cuchnący błotem ogarnął jej twarz. Nie mogła zaczerpnąć powietrza. - Nie tak to się miało skończyć, Angel... - Miała wrażenie, że zaraz popękają jej żebra. Oswobodziła rękę i uderzyła potwora z głośnym wrzaskiem. Chciała roznieść go na strzępy, wbić mu pilniki w oczy, rozharatać mu brzuch, a rany posypać solą. Odszukała dłonią nóż. Przecież musiał gdzieś tu leżeć.
   Kiedy stwór rzucił się na nią z rozdziawioną paszczą, zacisnęła pewniej ręce na rękojeści i wbiła je na chybił trafił. Poczuła coś gorącego na nadgarstku, co chwilę potem pokryło jej twarz i ubranie. Nic nie widziała. Oczy miała mocno zaciśnięte. 
   Napastnik szarpnął całym swoim ciałem. Kiedy dziewczyna uchyliła powieki, okazało się, że odrzucił głowę do tyłu i zawarczał gniewnie. Nagle dostał drgawek i stoczył z niej. Angel prawie dotarła do drzwi, kiedy usłyszała świst powietrza. Próbowała zakryć głowę, ale było za późno. Ogromna łapa uderzyła ją w tył czaszki. Upadła. W ciemność. 

***

   Światło. Obudziło ją światło. 
   Zakrztusiła się i otworzyła oczy. Pomacała rękami powierzchnię na której leżała. Wilgotna trawa. Nad nią granatowe, zachmurzone niebo.
   I klęczący Olivier.
- Nie ruszaj się. 
- Co ty tu robisz? 
   Zignorował ją. Angel miała wrażenie, że pęknie jej czaszka. Obróciła głowę w bok i poczuła silny, przeszywający ból. Leżała za obszernym krzakiem, zasłaniający widok na ulicę. Widziała tylko połyskujące światła karetki i grupkę gapiów. 
   Spróbowała się podnieść i znowu zawyła z bólu. 
- Miałaś się nie ruszać - powiedział łagodnie Olivier. - Leż, proszę. 
- Ten potwór... - Angel zadrżała. 
- Ciii... - uciszył ją i pogłaskał po głowie, po czym wsunął jej w dłoń kilka listków. - Zjedz to. 
   Posłusznie wykonała jego polecenie, wkładając sobie gorzkie ziele do ust. Skrzywiła się. Paskudztwo. Po kilku sekundach, ból zelżał. 
- Przyjechała policja - zauważyła dziewczyna 
- Ktoś pewnie usłyszał jak krzyczysz. 
- Moja mama... - wykrztusiła nagle. 
- Jest w karetce. - powiedział spokojnie. Wstał z ziemi i wyciągnął do niej rękę. - Chodź, musisz się ogarnąć. Musisz powiedzieć, że dopiero co wróciłaś do domu. 
- C-co z nią? Czy ten potwór... - gdy stanęła, cały świat się przekrzywił. Olivier przytrzymał ją, nie pozwalając na upadek. 
- Dasz sobie radę? 
- Tak. - zacisnęła zęby. Ziemia unosiła się i opadała, falując jak w jednym z tych koszmarów, w których nie możesz uciec. - Ollie - wyszeptała i osunęła się. Złapał ją i lekko się zachwiał. Niecodziennie zdarzało mu się łapać mdlejące dziewczyny. Spojrzała na niego, ale zobaczyła tylko wirujące niebo. 

***

   Resztę wieczoru spędziła przy łóżku szpitalnym matki. Kiedy wszyscy sąsiedzi i policjanci wynieśli się z mieszkania, Olivier pomógł jej wejść do domu i pomóc dojść do stanu porządku. Zaparzył jej słodkawą herbatę i była niemalże pewna, że coś do niej dodał, ponieważ po wypiciu ból i mdłości przeminęły praktycznie całkowicie. 
   Potem zawiózł ją do szpitala i obiecał, że skontaktuje się z jej tatą. Zamieniła kilka słów z policjantami i została wpuszczona na salę matki. Okazało się, że dostała zapaści. Twarz Angel na tę wiadomość zbielała. Co wspólnego miała jej matka i Victoria? 
   Aż nagle ją olśniło. 
   Alfa próbował ją szantażować. 
   Kilka godzin zajęło jej rozmyślanie nad tą sytuacją, ściskając wiotką rękę matki podpiętą do całej aparatury. Takiej bladej i bezbronnej pośród rurek i pikających urządzeń. Wtedy właśnie, wpatrując się w twarz matki cierpiącej przez nią, podjęła decyzję. 

                                                                              ***

   Wbiegła do lasu. Podczas jej obecności w szpitalu, rozpętała się niezła burza. Nawet nie spostrzegła, kiedy była już na polanie. 
   Wiedziała, że tu są. 
   Czuła ich zapach bardzo dobrze, pomimo gęstej siatki deszczu. Słyszała bicie ich serc.
- Seth! - wydarła się w tym samym momencie, kiedy granatowe niebo przeszyła błyskawica. - Seth! - przełknęła głośno ślinę. Mokre włosy lepiły jej się do twarzy, a ubranie do ciała. Powoli przemarzała do szpiku kości. Łzy już dawno zmieszały się z deszczem. - Dołączę do was! Słyszysz?! Dołączę. - ostatnie słowo wypowiedziała szeptem, po czym osunęła się na kolana. 
   Spojrzała na niebo. 
   I tak Angel O'Connel zawarła pakt z samym diabłem. 

______________________________________________________________________
Wiem, że macie ochotę mnie schłostać, pobić, zgilotynować, zamordować, udusić, utopić, rozszarpać, rozerwać, zgnieść jak małego robaczka i co tylko jeszcze wam przyjdzie do głowy. 
Czekam na wasze propozycje. 

Ciągle ta sama i nienormalna, 
Cinna x