- Nic ci nie jest? - zapytała zmartwiona Angel.
- Skądże. - Posłał jej szeroki uśmiech. - Daj rękę.
Dziewczyna westchnęła i nastawiła ramię w stronę chłopaka. Odwróciła głowę i zaczęła wodzić wzrokiem po wzorze tapety nad telewizorem.
- Co to? - Usłyszała głos Setha i poczuła, że Olivier nakłada jej coś na ranę.
- Wiciokrzew. Coś jak antybiotyk. - skrzywiła się, ponieważ szrama zapiekła niemiłosiernie. Olivier jeszcze zawinął bandaż i ścisnął jej dłoń. Angel westchnęła i naciągnęła rękaw koszulki.
- Dziękuję. - uśmiechnęła się lekko do Oliviera, a on to odwzajemnił. Patrzyli się na siebie chwilę, lecz przerwało im głośne chrząknięcie Seth'a.
- A teraz wybaczcie, ale śpieszę się na randkę. - powiedziała i podniosła się z kanapy.
- Angie, nie rób tego. - Zaprotestował Olivier, ciągle nie puszczając jej dłoni.
- Zabijesz go. - Dodał Seth prosto z mostu i strzelił stawami. To nie było ostrzeżenie. To było stwierdzenie faktu. - Pełnia sprawia, że odzywa się twój zew krwi. Chęć zabijania.
- Już ją czuję. - zapewniła, przypatrując się mu.
- Zrozum, że... - Podniósł się z fotela. Angel zareagowała natychmiastowo. Złapała go za kołnierzyk koszuli, brutalnie pociągając w swoją stronę.
- Nie Seth, nie jestem taka jak wy. - powiedziała, wlewając w to jak najwięcej jadu. Aż sama zdziwiła się na dźwięk tych słów, przesyconych agresją i żalem. Otrząsnęła się i puściła chłopaka, który ciężko opadł na fotel. Olivier otworzył usta z zaskoczenia, lecz najbardziej zaskakująca była reakcja Setha. Przez chwilę na jego twarzy zagościł... niesmak. Angel parsknęła i wyrwała rękę z uścisku chłopaka. - Tylne wyjście jest w prawym skrzydle.
***
- Irlandia, nigdy tam nie byłem. - Powiedział i przytrzymał rękę dziewczyny, kiedy ta zeskakiwała z wysokiego murku. Uśmiechnęła się w podziękowaniu, choć taka pomoc była jej ani trochę potrzebna. Wyatt nie puścił jej dłoni.
- Och, więc chyba będę musiała Cię tam kiedyś zabrać. - zaśmiała się krótko. - Wszystko jest tam takie... zielone, soczyste, pełne życia. Dużo więcej spokoju niż tutaj, w Londynie. Można po prostu przejść się na jakiś klif, rozpalić ognisko i siedzieć ile się chce. Tutaj są tylko budynki i drogi. - powiedziała krzywiąc się i zerknęła na chłopaka. Ten przyglądał jej się uważnie. - O matko, za dużo mówię, prawda?
- Nie, nie. Chodzi o to, że widać, jak bardzo tęsknisz. - Uśmiechnął się lekko.
- Cóż, masz rację. Tam chyba było wszystko łatwiejsze. Żyło się z dnia na dzień.
- Ale tu też może Cię dużo dobrego spotkać, prawda? - Oblizał usta, a Angel pokiwała głową z uśmiechem.
- Dobra, teraz moja kolej na zadawanie pytania. - Zatrzymała się przed chłopakiem. On wcisnął ręce do kieszeni. - Hm... Twój cel w życiu?
- Zawsze chciałem stąd wyjechać. - Odpowiedział bez zawahania.
- Gdzie? - zapytała zaintrygowana.
- Marzy mi się Australia. Chcę tam prowadzić badania na temat endemitów, co sprawia, że żyją tylko tam. Ale najpierw muszę skończyć szkołę, studia. - Westchnął.
- Dobrze mieć tak uformowaną przyszłość. Ja nie mam kompletnego pojęcia co chcę robić w życiu. - uśmiechnęła się słabo.
Wyatt zmienił temat. Angel zauważyła, że rozmawia im się tak... lekko. Oczywiście, z Olivierem także tematy prawie się nie kończyły, lecz z nim nie mogła sobie pozwolić na delikatny flirt, za którym tęskniła i sprawiał jej nie małą przyjemność.
- Dobrze mieć tak uformowaną przyszłość. Ja nie mam kompletnego pojęcia co chcę robić w życiu. - uśmiechnęła się słabo.
Wyatt zmienił temat. Angel zauważyła, że rozmawia im się tak... lekko. Oczywiście, z Olivierem także tematy prawie się nie kończyły, lecz z nim nie mogła sobie pozwolić na delikatny flirt, za którym tęskniła i sprawiał jej nie małą przyjemność.
Kiedy przechodzili koło jakiegoś domu, ogromny labrador zaczął ujadać i szczekać na dwójkę. Angel podskoczyła bardziej z zaskoczenia, niż z przerażenia, lecz chłopak najwyraźniej wziął to za to drugie i ścisnął jej dłoń.
- Och, wybacz. Psy za mną nie przepadają. - Powiedział Wyatt z przepraszającym uśmiechem. Odeszli kawałek, a gdy szczekanie ucichło okręcił ją wokół własnej osi. Przyciągnął dziewczynę do siebie, a Angel wydała z siebie mimowolny jęk, kiedy przycisnął ją do klatki piersiowej.
- Co ty robisz? - zapytała ze śmiechem.
- Tańczę.
- Nie ma muzyki. - zachichotała ponownie. Wyatt wzruszył ramionami i wrócił do wirowania na pustym chodniku. Dopiero teraz zrozumiała, dlaczego chłopak ją tu zabrał. Zapuścili się do raczej mało ruchliwej dzielnicy, więc nie musieli się martwić ciekawskimi przechodniami i mogli poczuć odrobinę intymności.
Nagle przez korony drzew które do tego momentu zakrywały wieczorne niebo, przerzedziły się, a zza chmur ukazała się srebrzysta tarcza księżyca. Angel przełknęła głośno ślinę.
Nagle przez korony drzew które do tego momentu zakrywały wieczorne niebo, przerzedziły się, a zza chmur ukazała się srebrzysta tarcza księżyca. Angel przełknęła głośno ślinę.
- Wszystko w porządku? - Zapytał Wyatt marszcząc brwi.
- Co? Tak, tak jasne. - posłała mu pokrzepiający uśmiech i zaplotła dłonie na jego karku. On delikatnie odsunął jej włosy, ukazując szyję. Wplótł dłonie między jej kosmyki i delikatnie się przybliżył.
- Jeżeli za szybko, tylko mi powiedz. - Wyszeptał tak, że poczuła jego oddech na ustach. Nie za szybko, kompletnie nie za szybko. Idealnie. Pomyślała sobie uśmiechając się lekko. Przycisnęła go mocniej do siebie i poczuła mrowienie w palcach. Kiedy już ich usta miały się złączyć, Angel poczuła wysuwające się kły. Odskoczyła od Wyatta i odwróciła się do niego bokiem, zakrywając twarz włosami. Oddychała szybko spanikowana.
- Co się dzieję? - Zapytał chłopak i położył dłoń na jej ramieniu.
- Zaraz... zaraz wracam. - wykrztusiła sepleniąc i ruszyła szybkim krokiem przed siebie. Poczuła ból u nasady kręgosłupa. Obraz zaczął rozmazywać się jej przed oczami i powielać. Już nie miała pojęcia ile wrednych psów wydziera się na nią zza płotów. Poczuła krople potu na skroni.
- Dobrze się pani czuje? - Usłyszała jakby zza mgłą. Odeszła kilka kroków, a jej ciałem wstrząsnęły konwulsje. Lewy bark odskoczył do tyłu i usłyszała odgłos pęknięcia. Zdusiła w sobie krzyk. Nie tutaj. Nie teraz. Ktoś chyba ją potrącił. Uderzyła w coś i złapała się za głowę. Rozsadzało jej skronie. Nagle zdała sobie z czegoś sprawę. Jest tykającą bombą.
Oparła się o mur i zsunęła na chodnik. Spojrzała w górę. Uderzył ją widok ogromnej, srebrzystej tarczy. Wydawało jej się, że księżyc zaraz na nią spadnie, taki był ogromny. Poczuła ucisk w klatce piersiowej, jakby płuca nie mieściły się między żebrami. Skuliła się, drżąc każdym skrawkiem ciała. Zaczęło mżyć. Zimne krople oblepiły jej ciało, delikatnie kojąc ból. Chyba pierwszy raz w życiu była szczęśliwa z powodu deszczu.
Wrzasnęła i złapała się za włosy. Nie mogła złączyć warg. Jej ogromne zęby nie mieściły się w ustach, wbijając boleśnie w dziąsła. Uderzyła tyłem głowy o ceglaną ścianę lecz to nie pomogło, nawet tego nie poczuła.
Usłyszała odbijające się echem wolne i miarowe uderzanie obcasami o chodnik. Nie miała siły podnieść głowy. Po chwili kroki się zatrzymały, a jakiś głos zabrzmiał zaraz koło jej ucha.
- Chyba potrzebujesz pomocy, co?
_____________________________________
Zostałam zbesztana pod ostatnim postem, dlatego ogłaszam wszem i wobec, że chociażby jedna osoba czytała tego bloga i tak dokończę tą historię!
Wybaczcie, że taki krótki, ale pisałam go dzisiaj na lekkim kacu. Chociaż jest trochę tajemniczy, co?
Koooocham was wszystkich
xoxo
Cinna
_____________________________________
Zostałam zbesztana pod ostatnim postem, dlatego ogłaszam wszem i wobec, że chociażby jedna osoba czytała tego bloga i tak dokończę tą historię!
Wybaczcie, że taki krótki, ale pisałam go dzisiaj na lekkim kacu. Chociaż jest trochę tajemniczy, co?
Koooocham was wszystkich
xoxo
Cinna