sobota, 27 kwietnia 2013

Rozdział XV "Chyba potrzebujesz pomocy [...]"

  Olivier wynurzył się z pod stołu, uderzając przy okazji głową o blat. Syknął i złapał się za potylicę.
- Nic ci nie jest? - zapytała zmartwiona Angel.
- Skądże. - Posłał jej szeroki uśmiech. - Daj rękę.
  Dziewczyna westchnęła i nastawiła ramię w stronę chłopaka. Odwróciła głowę i zaczęła wodzić wzrokiem po wzorze tapety nad telewizorem.
- Co to? - Usłyszała głos Setha i poczuła, że Olivier nakłada jej coś na ranę.
- Wiciokrzew. Coś jak antybiotyk. - skrzywiła się, ponieważ szrama zapiekła niemiłosiernie. Olivier jeszcze zawinął bandaż i ścisnął jej dłoń. Angel westchnęła i naciągnęła rękaw koszulki.
- Dziękuję. - uśmiechnęła się lekko do Oliviera, a on to odwzajemnił. Patrzyli się na siebie chwilę, lecz przerwało im głośne chrząknięcie Seth'a.
- A teraz wybaczcie, ale śpieszę się na randkę. - powiedziała i podniosła się z kanapy.
- Angie, nie rób tego. - Zaprotestował Olivier, ciągle nie puszczając jej dłoni.
- Zabijesz go. - Dodał Seth prosto z mostu i strzelił stawami. To nie było ostrzeżenie. To było stwierdzenie faktu. - Pełnia sprawia, że odzywa się twój zew krwi. Chęć zabijania.
- Już ją czuję. - zapewniła, przypatrując się mu.
- Zrozum, że... - Podniósł się z fotela. Angel zareagowała natychmiastowo. Złapała go za kołnierzyk koszuli, brutalnie pociągając w swoją stronę.
- Nie Seth, nie jestem taka jak wy. - powiedziała, wlewając w to jak najwięcej jadu. Aż sama zdziwiła się na dźwięk tych słów, przesyconych agresją i żalem. Otrząsnęła się i puściła chłopaka, który ciężko opadł na fotel. Olivier otworzył usta z zaskoczenia, lecz najbardziej zaskakująca była reakcja Setha. Przez chwilę na jego twarzy zagościł... niesmak. Angel parsknęła i wyrwała rękę z uścisku chłopaka. - Tylne wyjście jest w prawym skrzydle.

***

- Irlandia, nigdy tam nie byłem. - Powiedział i przytrzymał rękę dziewczyny, kiedy ta zeskakiwała z wysokiego murku. Uśmiechnęła się w podziękowaniu, choć taka pomoc była jej ani trochę potrzebna. Wyatt nie puścił jej dłoni. 
- Och, więc chyba będę musiała Cię tam kiedyś zabrać. - zaśmiała się krótko. - Wszystko jest tam takie... zielone, soczyste, pełne życia. Dużo więcej spokoju niż tutaj, w Londynie. Można po prostu przejść się na jakiś klif, rozpalić ognisko i siedzieć ile się chce. Tutaj są tylko budynki i drogi. - powiedziała krzywiąc się i zerknęła na chłopaka. Ten przyglądał jej się uważnie. - O matko, za dużo mówię, prawda?  
- Nie, nie. Chodzi o to, że widać, jak bardzo tęsknisz. - Uśmiechnął się lekko. 
- Cóż, masz rację. Tam chyba było wszystko łatwiejsze. Żyło się z dnia na dzień. 
- Ale tu też może Cię dużo dobrego spotkać, prawda? - Oblizał usta, a Angel pokiwała głową z uśmiechem. 
- Dobra, teraz moja kolej na zadawanie pytania. - Zatrzymała się przed chłopakiem. On wcisnął ręce do kieszeni. - Hm... Twój cel w życiu? 
- Zawsze chciałem stąd wyjechać. - Odpowiedział bez zawahania. 
- Gdzie? - zapytała zaintrygowana. 
- Marzy mi się Australia. Chcę tam prowadzić badania na temat endemitów, co sprawia, że żyją tylko tam. Ale najpierw muszę skończyć szkołę, studia. - Westchnął.
- Dobrze mieć tak uformowaną przyszłość. Ja nie mam kompletnego pojęcia co chcę robić w życiu. - uśmiechnęła się słabo.
  Wyatt zmienił temat. Angel zauważyła, że rozmawia im się tak... lekko. Oczywiście, z Olivierem także tematy prawie się nie kończyły, lecz z nim nie mogła sobie pozwolić na delikatny flirt, za którym tęskniła i sprawiał jej nie małą przyjemność.
  Kiedy przechodzili koło jakiegoś domu, ogromny labrador zaczął ujadać i szczekać na dwójkę. Angel podskoczyła bardziej z zaskoczenia, niż z przerażenia, lecz chłopak najwyraźniej wziął to za to drugie i ścisnął jej dłoń. 
- Och, wybacz. Psy za mną nie przepadają. - Powiedział Wyatt z przepraszającym uśmiechem. Odeszli kawałek, a gdy szczekanie ucichło okręcił ją wokół własnej osi. Przyciągnął dziewczynę do siebie, a Angel wydała z  siebie mimowolny jęk, kiedy przycisnął ją do klatki piersiowej.
- Co ty robisz? - zapytała ze śmiechem. 
- Tańczę. 
- Nie ma muzyki. - zachichotała ponownie. Wyatt wzruszył ramionami i wrócił do wirowania na pustym chodniku. Dopiero teraz zrozumiała, dlaczego chłopak ją tu zabrał. Zapuścili się do raczej mało ruchliwej dzielnicy, więc nie musieli się martwić ciekawskimi przechodniami i mogli poczuć odrobinę intymności.
  Nagle przez korony drzew które do tego momentu zakrywały wieczorne niebo, przerzedziły się, a zza chmur ukazała się srebrzysta tarcza księżyca. Angel przełknęła głośno ślinę. 
- Wszystko w porządku? - Zapytał Wyatt marszcząc brwi. 
- Co? Tak, tak jasne. - posłała mu pokrzepiający uśmiech i zaplotła dłonie na jego karku. On delikatnie odsunął jej włosy, ukazując szyję. Wplótł dłonie między jej kosmyki i delikatnie się przybliżył. 
- Jeżeli za szybko, tylko mi powiedz. - Wyszeptał tak, że poczuła jego oddech na ustach. Nie za szybko, kompletnie nie za szybko. Idealnie. Pomyślała sobie uśmiechając się lekko. Przycisnęła go mocniej do siebie i poczuła mrowienie w palcach. Kiedy już ich usta miały się złączyć, Angel poczuła wysuwające się kły. Odskoczyła od Wyatta i odwróciła się do niego bokiem, zakrywając twarz włosami. Oddychała szybko spanikowana. 
- Co się dzieję? - Zapytał chłopak i położył dłoń na jej ramieniu. 
- Zaraz... zaraz wracam. - wykrztusiła sepleniąc i ruszyła szybkim krokiem przed siebie. Poczuła ból u nasady kręgosłupa. Obraz zaczął rozmazywać się jej przed oczami i powielać. Już nie miała pojęcia ile wrednych psów wydziera się na nią zza płotów. Poczuła krople potu na skroni. 
- Dobrze się pani czuje? - Usłyszała jakby zza mgłą. Odeszła kilka kroków, a jej ciałem wstrząsnęły konwulsje. Lewy bark odskoczył do tyłu i usłyszała odgłos pęknięcia. Zdusiła w sobie krzyk. Nie tutaj. Nie teraz. Ktoś chyba ją potrącił. Uderzyła w coś i złapała się za głowę. Rozsadzało jej skronie. Nagle zdała sobie z czegoś sprawę. Jest tykającą bombą. 
  Oparła się o mur i zsunęła na chodnik. Spojrzała w górę. Uderzył ją widok ogromnej, srebrzystej tarczy. Wydawało jej się, że księżyc zaraz na nią spadnie, taki był ogromny. Poczuła ucisk w klatce piersiowej, jakby płuca nie mieściły się między żebrami. Skuliła się, drżąc każdym skrawkiem ciała. Zaczęło mżyć. Zimne krople oblepiły jej ciało, delikatnie kojąc ból. Chyba pierwszy raz w życiu była szczęśliwa z powodu deszczu. 
  Wrzasnęła i złapała się za włosy. Nie mogła złączyć warg. Jej ogromne zęby nie mieściły się w ustach, wbijając boleśnie w dziąsła. Uderzyła tyłem głowy o ceglaną ścianę lecz to nie pomogło, nawet tego nie poczuła. 
  Usłyszała odbijające się echem wolne i miarowe uderzanie obcasami o chodnik. Nie miała siły podnieść głowy. Po chwili kroki się zatrzymały, a jakiś głos zabrzmiał zaraz koło jej ucha. 
- Chyba potrzebujesz pomocy, co?
_____________________________________
Zostałam zbesztana pod ostatnim postem, dlatego ogłaszam wszem i wobec, że chociażby jedna osoba czytała tego bloga i tak dokończę tą historię!
Wybaczcie, że taki krótki, ale pisałam go dzisiaj na lekkim kacu. Chociaż jest trochę tajemniczy, co?

Koooocham was wszystkich
xoxo
Cinna

sobota, 13 kwietnia 2013

Rozdział XIV "Dokładnie taki sam gest, jak do psa, kiedy chce się zdobyć jego zaufanie."

- I co, masz zamiar przykuć mnie do kaloryfera łańcuchem? - Prychnęła.
- Jeżeli będzie trzeba. - Odparł, wzruszając ramionami.
- Świetnie. Ale oficjalnie ogłaszam, że nie musisz sprawiać sobie problemu. Wiesz czemu? Bo umiem nad sobą panować. - Korzystając z jego chwili nie uwagi wydarła rękę z uścisku i wróciła do pakowania brązowej, skórzanej torebki.
   Przejrzała się w lustrze. Uznała, że ten butelkowo zielony sweterek był jednak dobrym zakupem.
- Tylko Ci się tak wydaje. - Westchnął.
- Lub ty się mylisz. Nigdy nie uznajesz takiej opcji, co? - Zapytała kąśliwie i ruszyła ku drzwiom. - A teraz przepraszam, ale wychodzę, a ty zrobisz to zaraz przede... - Otworzyła drzwi i zaniemówiła. Z podniesioną dłonią w stronę kołatki, za drzwiami stał nie kto inny jak...
- Olivier. - Wyszeptała.
- Cześć Angie. - Powiedział i uśmiechnął się do niej niepewnie.
   Nie myśląc co robi, rzuciła mu się na szyję, ściskając z całej siły, tak, że bawełniana czapa zsunęła się z jego włosów.
- Myślałam, że już nigdy więcej się do mnie nie odezwiesz! Nie rób mi tak nigdy więcej w życiu!- Wykrzyczała mu wprost do ucha.
- Ja na twoim miejscu bym go puścił, biedaczyna zaraz wypluje wnętrzności. - Powiedział rozbawionym głosem Seth.
   Angel dopiero teraz zorientowała się, że miażdży szyję chłopaka, a ten przeraźliwie się krztusi.
- Wybacz, nie umiem przyzwyczaić się do... - Zagryzła wargę, przy okazji smakując swój truskawkowy błyszczyk. Zrobiła głupi błąd, teraz musiała coś wymyślić i...
- Ang, ja wszystko wiem. - Uprzedził jej wyjaśnienia chłopak i położył rękę na jej ramieniu. Ona rozdziawiła usta i odwróciła się w stronę Setha.
- Ty... ty mi obiecałeś... obiecałeś, że nie będzie nic pamiętał! - Wykrzyczała mu w twarz. Nagle na myśl przyszła jej straszna rzecz. Momentalnie zwróciła się do Oliviera. - Cholera, Ollie, ty chyba nie...
   Chłopak zaśmiał się nerwowo.
- Nie, nie martw się. - Podrapał się po karku.
- To więc co ty...
   Złapała się za głowę. Trochę zaczęła ją boleć od natłoku informacji.
- Długa historia. Proponuję zasiądziecie przy stole i wyjaśnienie wszystkiego. I chętnie napiję się tej zaległej herbaty, ANGIE. - Powiedział Seth, kierując się w stronę salonu.


***
   Dziewczyna nadęła usta po czym wypuściła powietrze z głośnym świstem.
   Spojrzała uważnie na dwóch chłopaków. Dziwacznym widokiem była ich obecność w jednym, tak małym pomieszczeniu.
   Seth siedział rozluźniony w fotelu jej taty i bawił się ramką ze zdjęciem z jej dzieciństwa, co strasznie ją irytowało. Olivier zaś, zajmował miejsce na kanapie, siedząc sztywno i przebierając nerwowo palcami.
- To chore. - Odezwała się w końcu dziewczyna.
Seth podniósł wzrok.
- To dalej rozmawiamy na ten temat? - Zapytał z przekąsem, udając zdziwienie.
Angel przewróciła oczami.
- Ona ma racje, to chore. - Zgodził się z nią Olivier. Posłała mu słaby uśmiech.
   Seth odłożył zdjęcie i nachylił się do przodu.
   Przed chwilą dowiedziała się, że Olivier, identycznie jak jego dziadek, prapradziadek i cała męska linia geologiczna jego rodziny, dokładnie co dwa pokolenia, jest jak on to ujął, „łącznikiem”, którego definicji słowa jeszcze nie znała.
- Czyli jesteś czymś w stylu... dobrej wróżki? - Zapytała marszcząc brwi. Blondyn wybuchnął gromkim śmiechem, a Olivier zrobił urażoną minę.
- Nie. Po prostu mam mieć nad wami „ludzką opiekę”. - Fuknął.
- Och, nie przesadzaj Ollie. Nie potrzebujemy ludzkiej opieki. - Zapewnił go z pobłażaniem Seth. Obydwoje zmrozili się wzrokami. Nie specjalnie spodobało się to Angel. - On jest taką chodzącą, bardzo krwistą encyklopedią. Leczy rany, z którymi sami sobie nie radzimy.
- Weterynarz. - Zasugerowała cicho Angel. - Weterynarz dla zmutowanych wilków.
   Tym razem Olivier zaśmiał się cicho, a Seth zrobił zniesmaczoną minę.
- Dobra wróżka razy bardziej przypadła mi do gustu. 
   Blondyn oparł się o fotel z założonymi rękami.
- Obiło mi się o uszy, że coś nie tak z twoim przedramieniem. - Olivier uśmiechnął się do niej delikatnie i wyciągnął przed siebie otwartą dłoń.
   Dokładnie taki sam gest, jak do psa, kiedy chce się zdobyć jego zaufanie.
- Hm, myślę, że jest już lepiej. - Oblizała usta. - Przestało krwawić.
- I tak, chciałbym to zobaczyć. - Powiedział z naciskiem. Zerknęła kontem oka na Setha. On obserwował bacznie całą sytuację.
   Podchwyciła jego wzrok. Prawie niezauważalnie skinął głową.
   Angel westchnęła i podwinęła koszulkę, aż do zabandażowanego fragmentu ręki. Odwiązała ją sprawnie i ukazała rozległe, sino czerwone rozcięcie.
- Hm, mówiłam, że przestało krwawić. O ropieniu nic nie mówiłam. - Powiedziała, śmiejąc się nerwowo.
   Zerknęła na chłopaków, ponieważ zapadła dziwna cisza. Obydwoje wpatrywali się w jej ramię z szeroko otwartymi oczami.
   Och, czy jej się wydawało, czy Seth pozieleniał delikatnie?
- Mięczaki! - Powiedziała z wyrzutem. Podsunęła rękę Olivierowi. - No dawaj doktorku, ulecz mnie.
   Olivier spojrzał na nią zdezorientowany.
- Och no tak. - Odparł i zanurkował pod stół po swoją torbę.Wyciągnął z niej gruby, zielony notatnik w dość dobrym stanie i zaczął go prędko wertować.
   Angel podrapała się po ręce.
   Nie ranną ręką podsunęła Sethowi ozdobny talerzyk z ciastkami, pokrytymi czekoladową polewą. Matka za dobrze ją wychowała.
- Poczęstuj się. - Seth zerknął na talerz.
- Czy ty właśnie proponujesz mi ciasteczko? - Zapytał niepewnie, przechylając głowę delikatnie w bok.
- Tak mi się wydaje. - Powiedziała przeciągając samogłoski.
   Chłopak ostrożnie, nie spuszczając wzroku z dziewczyny, złapał ciastko i przytrzymał go powietrzu. Dziewczyna orientując się, o co mu chodzi westchnęła głęboko.
- Nie, nie jest zatrute. - Zapewniła go. Seth uśmiechnął się szeroko i wsadził ciasteczko do ust. Angel miała już coś dopowiedzieć, lecz przerwał jej Olivier.
- Mam!   

______________________
Myślę, że kilka spraw się wyjaśniło.

Zapraszam na drugie opowiadanie- Sława to narkotyk
Oraz do przeczytania RECENZJI mojego opowiadania

CZYTASZ = KOMENTUJESZ
8 komentarzy i następny
pozdrawiam
Cinna xoxo

piątek, 5 kwietnia 2013

Rozdział XIII "Choć wypowiedziana szeptem, była to ewidentna groźba[...]"


- A czego ty się spodziewałaś? - Zapytała Blanca. Oparła dłoń na biodrze i przyglądała się Angel z wyższością i niesmakiem. Jakby zobaczyła model torebki z zeszłej kolekcji.
- Jeszcze tu jesteś? - Zapytała z westchnieniem.
    Ta osóbka naprawdę w tym momencie interesowała ją najmniej.
    Angel złapała w dłoń jabłko i zaczęła powoli wgryzać się w soczysty miąższ, pogrążona we własnych przemyśleniach.
    O jakim niebezpieczeństwie mówił Seth? O jej niekontrolowanych zmianach? Niedoczekanie. Od kilku tygodni nie zdarzyła jej się sytuacja, żeby musiała się jakoś specjalnie kontrolować i uspokajać.
- Co jest Ophelii? - Zapytała białowłosa. - A nie chwila. Nie obchodzi mnie to nic a nic.
- Sethowi zależy na Ophelii. Są dla siebie stworzeni. - Powiedziała dziewczyna z pełną powagą i usiadła naprzeciw Angel.
    Złożyła pomalowane na czerwono paznokcie na stole i patrzyła wyczekująco na młodszą dziewczynę.
- Doprawdy? - Zapytała bez specjalnego zainteresowania Angel podnosząc brwi i ponownie zajęła się swoim jabłkiem.
- Ja nie żartuję. Widzę jak na niego patrzysz. A oni są przeznaczeni sobie od dziecka. Tak mówi legenda. Lykans z prawowitym następcą, przyszłym Alfą, rozumiesz czy to zbyt skomplikowane? - Angel zamrugała kilkakrotnie. Naprawdę chciała udać, że to co mówi Blanca, wcale jej nie rusza, ale ruszało. I to jak.
    Poczuła kłucie gdzieś w klatce piersiowej. Zacisnęła szczękę.
    Co ona sobie myślała. Przecież od dawna wiedziała, że Seth i Ophelia są razem. Ale potem ten klub, taniec... pomijając oczywiście krwawy pocałunek.
    Stop. Przecież zrobił to tylko po to, aby mieć ją w stadzie. Alfa mu kazał. Wcale nie zerwał z Ophelią. To był jedynie wielki, świński, ukartowany podstęp. Zabawa jej uczuciami.
    Zacisnęła pięści i pochyliła się nad stołem.
- Czy ty naprawdę myślisz, że obchodzi mnie to co jest pomiędzy panem Wielkie Mniemanie o Sobie Bo Jestem Pieprzonym Przywódcą Stada Wymuskanych Dzieciaków, a panią Och Złamałam Paznokieć Co Teraz? - Ściszyła głos do przepełnionego agresją szeptu. - Obchodzi mnie to, jak odciąć się od was wszystkich i wyleczyć z tego pieprzonego czegoś. - Skrzywiła się z obrzydzeniem.
    Zaskoczona Blanca zamrugała kilkakrotnie powiekami.
- Teraz możesz stąd i ś ć. - Powiedziała, a jej ciałem wstrząsnął dreszcz. Wbiła paznokcie w blat stołu. Zaraz poczuje gorąco.
    Wdech. Wydech.
    Dziewczyna zobaczyła co się dzieje. Złapała Angel boleśnie za ramię, wbijając szpony pomiędzy kości.
- Angel? Uspokój się. Mam pójść po Setha?
- Bierz te łapy! - Wykrzyczała, a na całej stołówce zapadła grobowa cisza.
    Blanca momentalnie cofnęła ręce, odchrząknęła i wstała, dumnie wynosząc się ze stołówki.
    Angel jeszcze przez chwile była w centrum uwagi całej szkoły, lecz gdy w przeciągu trzydziestu sekund nie pojawił się u niej kolejny napad agresji, wszyscy wrócili do swoich zajęć – pałaszowania i plotkowania na temat powodu zapaści Vicky.
    Angel wytężyła słuch.
Podobno przedawkowała..."
Może jest w ciąży? "
"Jak moja matka o tym się dowie, od razu przepisze mnie do lepszej szkoły. „
    Angel parsknęła gorzkim śmiechem.
    Spojrzała na zegar. Za trzy minuty koniec przerwy. Może jeszcze zdąży zamienić dwa słowa z przyjaciółmi i ich przeprosić.
    Kiedy wstawała, zerknęła jeszcze raz na miejsce, które zajmował Seth.
    Leżała tam książka, którą czytał, dopóki nie przerwała mu dziewczyna.
    Angel zagryzła wargę.
    Wziąć czy nie wziąć? Może będzie chciał ją odzyskać? Nic się nie stanie, jak mu ją przetrzyma. Odda mu ją jeszcze dzisiaj, a wtedy będzie jej winny wyjaśnienia.
    Złapała grube tomisko i zasunęła krzesło.

***

    Zatrzasnęła drzwi i rzuciła klucze na szklaną popielniczkę na komodzie, którą niedawno kupili rodzice. Angel z westchnieniem ulgi stwierdziła, że mieszkanie zaczyna przypominać dom, a nie jedynie skład starych pudeł.
    Ale rozumiała, że rodzice nie mieli czasu na nic. Przyzwyczaiła się do tego, że w domu można było ich zastać jedynie o świcie i późnym wieczorem.
    Jej matka była cenionym Endokrynologiem i została przyjęta z szeroko otwartymi ramionami w szpitalu św. Tomasza, a ojciec Logistykiem miejskim. Jednym z najlepszych. Dlatego został przeniesiony do Londynu.
    Rzuciła torbę na kanapę i otworzyła lodówkę. To, że nie zdążyła zjeść dzisiaj lunchu, sprawiło, że była zdolna pożreć wszystko na swej drodze.
    Wrzuciła pieczeń na talerz i wstawiła do mikrofalówki. Weszła do pokoju aby się przebrać i w tym samym momencie zaświerkotał jej telefon. Rzuciła koszulkę na łóżko i sięgnęła po komórkę.

Od: Nieznany numer
O której mam się stawić u Ciebie, aniele?

    Zmarszczyła brwi. Spojrzała jeszcze raz na ostatni wyraz i plasnęła się w czoło.
    Dzisiaj piątek. Wyatt. Randka. Cholera.
    Nagle poczuła swąd spalenizny. SMS tak ją roztroił, że zajęło jej kilkanaście sekund rozgryzienie skąd zapach się unosi.
    Ruszyła pędem do kuchni. Sprawnie przeskoczyła kanapę, odbiła się od oparcia i wylądowała na ugiętych kolanach przy mikrofalówce.
- Wow. - Zaśmiała się z niedowierzaniem. Lecz po chwili wróciła na ziemię i wyłączyła urządzenie. Otworzyła drzwiczki z których unosił się dym.
    Zakaszlała i otworzyła okno. Kiedy dym uszedł, znalazła sprawcę mini pożaru. Folia w którą była owinięta pieczeń.
    Widocznie nie było jej dane zjeść obiadu.

***

    Skończyła malować jedno oko, kiedy usłyszała energiczne pukanie do drzwi.
    Westchnęła i ruszyła w ich stronę.
    Kiedy miała już zacząć odpinać zamki, poczuła znajomy błotnisty zapach.
- Spadaj Seth. - Mruknęła i skierowała się z powrotem w stronę łazienki.
- Dobrze wiesz, że jestem zdolny wyważyć te drzwi. - Zatrzymała się w pół kroku. Choć wypowiedziana szeptem, była to ewidentna groźba ze strony chłopaka.
    Zacisnęła zęby. Tak, był zdolny to zrobić. Pozwoliłaby mu na to, ale nie chciała ściągać sobie na głowę zbędnych tłumaczeń rodzicom.
    Ledwie odpięła zamki, a chłopak był już w środku.
- Kulturalni ludzie czekają na coś w stylu „proszę”. - Zatrzasnęła drzwi i założyła ręce na piersi. - Czego chcesz.
    Chłopak już miał zacząć mówić, kiedy jego wzrok spoczął na twarzy dziewczyny.
    Zamrugał i po sekundzie jego ramiona zaczęły trząść się ze śmiechu.
- Niezły make-up, O' Connel. - Udało mu się wykrztusić pomiędzy salwami śmiechu.
- Och, stul twarz. - Powiedziała i wyminęła go w korytarzu. Nie zamykała drzwi do łazienki, wiedziała, że i tak pójdzie za nią.
- Wybierasz się gdzieś? - Zapytał niemalże zaskoczony, przypatrując się dziewczynie jak manewruje pędzelkiem eyelinera po powiece.
- Tak, się składa Seth. Niektórzy mają inne zajęcia niż nachodzenie dziewczyn w ich domach. - Odfuknęła i zakręciła opakowanie.
    Z półeczki chwyciła swój ulubiony perfum i spryskała nim szyję i nadgarstki.
- Randka? - Zapytał opierając się o framugę drzwi.
- Co Cię to obchodzi? - Zapytała zgryźliwie. Rozpuściła włosy i była gotowa do wyjścia.
- Czyli zgadłem. Zawsze używasz tych perfum na specjalne okazje. - Angel spojrzała na niego zaskoczona. On wyliczał na palcach. - Pierwszy dzień szkoły, wyjazd do muzeum ze szkołą, wypad do klubu... - Na jego twarzy pojawił się niewinny uśmieszek.
    Dziewczyna poczuła jak zaczyna oblewać się brunatnymi wypiekami ze złości.
    Już miała wylać całą wściekłość na Setha, lecz ten ją uprzedził.
- A tak w ogóle, dzisiaj nigdzie nie wychodzisz. Sama załatwisz to ze swoim Romeem, czy ja mam do niego zadzwonić?
- Słucham? - Wydukała. - Jeszcze tego brakowało! Żebyś mi zabraniał wychodzić z domu! Ogarnij się Cardoff, nie jesteś moim ojcem. - Powiedziała i wychodząc z łazienki, trąciła go z całej siły ramieniem.   
    Podążył za nią do pokoju.
- Ale ja mówię poważnie. Nigdzie dzisiaj nie wychodzisz. - Kiedy zignorowała go, zamknął jej nadgarstek w żelaznym uścisku. Szarpnęła nim, lecz chłopak okazał się silniejszy.
- Bo?
- Bo dzisiaj jest pełnia.
    Odparł, a jego tęczówki zalały się ognistym szkarłatem.    

___________________
To już trzynasty rozdział! *łezka* 
Jestem zadowolona z tego tekstu - chyba pierwszy raz :) 
Chciałam ogłosić jedynie, że robię sobie przerwę. Czekam na recenzję opowiadania, a czekając przykładam  się do drugiego opowiadania - Sława to narkotyk
Kiedy dostanę recenzję, zabieram się za szablon, estetykę bloga etc. 

Wieeele miłości i aby ten dzień był tak szczęśliwy jak dla mnie - jadę do Londynu i Paryża do tego Wyspy Kanaryjskie! 
Życie jest piękne :') 

CZYTASZ = KOMENTUJESZ
10 komentarzy i następny

pozdrawiam
Cinna xoxo