środa, 6 marca 2013

Rozdział X "[...] już drugi raz dzisiejszego wieczoru, poczuła w ustach metaliczny smak gorącego i gęstego płynu[...]"

    Osoba za nią podniosła ręce w obronnym geście.
    Angel złapała się za serce i wyciągnęła rękę w stronę chłopaka, na znak, aby poczekał, aż się uspokoi. Kiedy ogień zaczął powoli gasnąć, dziewczyna wyprostowała się i wyciągnęła z uszu słuchawki.
- Przepraszam, nie chciałem cię przestraszyć. - Powiedział ktosiek. Angel przyjrzała mu się uważnie.
    Chłopak miał na sobie ciemne jeansy, t-shirt i najzwyklejszą wiatrówkę.
- Znamy się? - Zapytała dziewczyna, marszcząc brwi.
- Nie sądzę... jestem Wyatt. - Powiedział chłopak i podał Angel rękę. Uścisk miał silny, a dłonie przyjemnie ciepłe.
- Angel.
- Imię odzwierciedleniem urody. - Odparł chłopak, a na jego ustach pojawił się delikatny uśmiech.
- Słaby tekst na podryw. - Zaśmiała się.
- Przepraszam, dopiero zaczynam uczyć się  podrywać dziewczyny z Lycaons. - Odparł i przeczesał kasztanowe włosy palcami.
- Więc Wyatt, co cię tu sprowadza? Oprócz oczywiście doprowadzania mnie do zawału serca. - Chłopak uśmiechnął się przepraszająco. - Jedynie chęć poderwania dziewczyn z innej szkoły?
- Potrzebuję kilku papierów. Właściwie załatwię je, jeżeli odnajdę się w tym budynku i dotrę do gabinetu dyrektorki. - Wyszczerzył się w uśmiechu. 
- Och, rozumiem, że potrzebujesz mojej pomocy? - Uśmiechnęła się do niego. - Przykro mi, ja także ledwo się tutaj orientuję. Jestem tu dopiero miesiąc.
- Ciągnie swój do swojego, co? - Zaśmiali się.
- Skąd jesteś?
- Southwark zaraz koło Millenium Bridge, a ty? Wyglądasz i mówisz jak z Kensington.
    Chłopak złapał kosmyk jej włosów, zaraz po tym jak rzucił Oxfordzką nazwą dzielnicy Londynu, której nawet nigdy w życiu nie widziała.
- Spalony. Irlandka. - Wskazała na siebie palcem.
- Och, "On by każdego dnia przychodził do świątyni, gdyby wodą święconą była whisky." - Angel zaśmiała się na dźwięk starego Irlandzkiego przysłowia, często powtarzanego przez jej babcię określającą dziadka, który od kilkunastu dobrych lat nie przechodził przez próg kościoła.
- O, zjawił się wreszcie pan Price - Oboje spojrzeli na schody. Na szczycie pojawiła się panna Mathews, dyrektorka Lycaons Private School, a zarazem matka Ophelii, jak dowiedziała się Angel od Theo.
 - Zapraszam do mojego gabinetu. A pani, panno O'Connel, co robi tutaj w środku lekcji? - Zapytała kobieta zakładając okulary na czubek nosa.
- Pomagała mi, zgubiłem się. - Chłopak posłał Angel oczko.
- Nieistotne. Panno O'Connel, proszę wracać na zajęcia, a pan Price, proszę za mną. - Pomachała chłopakowi na pożegnanie i cała w skowronkach ruszyła na lekcję historii.

- Przystojny? 
- Cholernie. - Clarissa zachichotała. 
- Dobra koniec pogaduszek dziewczęta! Zaczynamy grę. - Dziewczyny podniosły się z równiutko przyciętej trawy gdzie rozgrzewały się przed lekcją i złapały paletki do badmintona. - Dobierzcie się w pary, gramy dwa na dwa. 
    Clarissa bezceremonialnie złapała pod rękę Angel. 
    Zaczęły grę. 
    Dziewczyna przechwytywała prawie wszystkie lotki i uderzała z taką siłą, że w kilka minut wygrywały po dwa sety. 
    Po kolejnym skończonym meczu, przybiła z Clarissą piątkę i kątem oka zobaczyła Setha który bacznie ją obserwował. 
/Nie obnażaj tak swoich nowych umiejętności/ Zadźwięczało jej w głowie
/Nie robię tego. Po prostu jestem dobra z wf/ Usłyszała tylko chichot Opheli w głowie. 
    Zazgrzytała zębami. Nim się obejrzała, po drugiej stronie boiska stała już blondynka z jakąś pierwszoklasistką. 
   Angel nachyliła się i zamachnęła wojowniczo paletką. Na ustach Ophelii pojawił się wredny uśmieszek. 
/Już raz z tobą wygrałam/
/To był po prostu fuks, szczeniaczku/
   Kiedy w uszach zadźwięczał gwizdek gra się rozpoczęła. 
   Ophelia uderzyła w lotkę, którą Angel z łatwością odbiła. 
   Obydwie dziewczyny poruszały się po całym polu gry, skupione jedynie na grze. Po pół godzinie, poziom ich frustracji znacznie wzrósł. 
   Kątem oka zobaczyła, że Clarissa i pierwszoklasistka zeszły z boiska i siedzą razem z resztą dziewczęcej części przyglądają się grze z szeroko otwartymi ustami. 
   Gdy lotka przeszła przez siatkę, białowłosa odbiła się z prawej stopy, wyprostowała kolana i przeniosła ciężar na lewą nogę. Skręciła biodra i uderzyła w lotkę wkładając w to całą swoją siłę, po czym wylądowała miękko na ziemi. 
  Pewna swego zwycięstwa, nawet nie zauważyła, że Ophelia jakimś cudem odbiła lotkę i smeczem przebiła ją na pole Angel. 
  Na boisku zapadła cisza. Ludzkie oczy dopiero rejestrowały wydarzenie sprzed chwili. 
  Ophelia posłała jej całusa, a jej oczy przez chwilę zalśniły żółtawym blaskiem.
  W tym samym momencie, powietrze przeciął dźwięk gwizdka kończący mecz. 

- Hej Angel! - Dziewczyna odwróciła się na pięcie. 
- Cześć, Ollie. 
- Ollie. Jak słodko. - Zaśmiali się. - Spotkamy się dzisiaj? Wiesz, twoja mama powiedziała, że średnio ci idzie z matmy i... 
- Jasne. Tylko strzeż się. Dzisiaj leci mecz. Mój tata nie da ci spokoju, dopóki go z nim nie pooglądasz! - Zawołała i posłała mu uśmiech. 
    Lubiła Oliviera. Zawsze był dla niej taki miły i uczynny. Podejrzewała, że w końcu nastąpi moment, kiedy chłopak upomni się o coś więcej. Ale miała jeszcze czas, aby nacieszyć się jego "normalnością" w jej dziwacznie pokręconym świecie. 

- Coś cię trapi. 
- Mnie? Czemu? 
- Bo drugi raz tłumaczę ci to zadanie, a ty zjadłaś już pół ołówka, zamiast go zapisywać. - Olivier zaśmiał się i wyciągnął z jej ust poobgryzany ołówek. 
- Przepraszam. Nie mam dzisiaj do tego głowy. - Powiedziała i odrzuciła włosy do tyłu.
- Powiesz mi? - Złapał ją za rękę. Zagryzła wargę. 
- Nie mogę. 
- Chodzi o Cardoffa? - Zapytał, a Angel poczuła, że jego mięśnie się napinają. Nie odpowiedziała. Po sekundzie powieki Oliviera się rozszerzyły. - Angel, nie zbliżaj się do niego. 
Chłopak mocniej ścisnął jej rękę. 
- Ollie? O czym ty mówisz? 
- On, on chce... On jest inny rozumiesz? 
- Pod jakim względem? - Zapytała podejrzliwie. 
Poczuła, że zaczyna lekko drżeć. O czym do cholery mówił Olivier?! 
- Dobra, możesz mnie uważać za wariata, ale nie mogę pozwolić żeby on zrobił z tobą to samo. Mój... mój dziadek... on był czymś w rodzaju pomocnikiem... Chciał chyba, żebym ja też nim był. Pomagał takim jak Seth. Błagam nie bierz mnie za obłąkanego, ale Seth jest... wilkołakiem i chce, abyś ty nim także była. 
    Angel zamrugała kilkakrotnie. Zapadła krępująca cisza. 
- W tej chwili powinnaś wyzywać mnie od psycholi. - Powiedział cicho Olivier i podrapał się po głowie.         Wszystko zamieszało się w jej głowie. Olivier. Jej odskocznia od nienormalności. O wszystkim wiedział. 
- Chyba, że ty... - Wyszeptał. Angel ścisnęła jego dłoń. 
    Może było to dziwne, ale rozumieli się bez słów. Czuła, że Olivier jest smutny. I że chciał ją przed tym obronić. Ale mu się nie udało. Poległ. Jak zwykle, w walce z Sethem.
    Teraz musieli się z tym pogodzić. 
    Lecz słowa wypowiedziane przez Oliviera w tej chwili, zachwiały podstawy tego twierdzenia. 


- Zmień mnie.
- Cco? - Zapytała w osłupieniu. Olivier jedynie wzruszył ramionami, jak gdyby nie było to nic wielkiego.
- Zmień mnie. - Powtórzył.
- Ja, ja nawet nie wiem... nie wiem jak to zrobić! - Sekundę później twarz chłopaka od Angel dzieliło kilka centymetrów. Dziewczyna otworzyła usta niezdolna nic wykrztusić z zaskoczenia. Jego oczy były przepełnione niewiarygodnym smutkiem i żalem.
- Angel, błagam. - Zerknęła w dół kiedy poczuła, że Olivier obejmuje jej dłoń.
- Mam dość bycia gorszym. Mam dość patrzenia jak Seth Cardoff na meczach zdobywa setki punktów, jak staje się gwiazdą szkoły, chodź bez swoich wilkołaczych mocy byłby nikim. - Wycedził jadowicie co bardzo wstrząsnęło dziewczyną ponieważ Olivier zawsze był pełny pozytywnej energii, wydawał się tak cieszyć życiem... Nigdy nie sądziła, że aż tak nienawidzi Setha.
 - Błagam Angel, chociaż spróbuj to zrobić... Dla mnie. - Tym razem jego głos ponownie odzyskał łagodną barwę odpowiednią dla chłopaka.
    Angel przełknę głośno ślinę.
- Dobrze... Spróbuję. - Oblicze chłopaka rozjaśniło się w jednej chwili. Podniósł się na nogi, chwycił Angel w pasie i podniósł ją w górę mocno przytulając. Choć ona nazwałaby to raczej miażdżeniem kości i robieniem z jej wnętrzności mokrej papki.
- Ale nic nie obiecuję! Mam na koncie tylko alkoholowe wspomnienia po napaści Setha na mnie. - Powiedziała przywracając chłopaka na ziemię.
- Jasne. Rozumiem to. - Odparł kiedy puścił Angel na ziemię. Chodź dziewczyna miała dziwne wrażenie, że Olivier kompletnie jej NIE rozumiał.
    Pociągnęła go do łazienki tłumacząc, że pamięta, że dosyć mocno krwawiła, a krew łatwiej zmyć z płytek niż z białego puchatego dywanu. Nawet to nie starło zadowolenia z twarzy chłopaka.
    Usiedli na zimnej posadzce po turecku, a Angel starała sobie przypomnieć krok po kroku to co robił z nią Seth.
    Wzdrygnęła się na myśl krwawego pocałunku w klubie.
    Zerknęła na twarz powoli niecierpliwiącego się Oliviera i dobyła wątpliwości co do tego czy chce z nim to przechodzić.
    Nagle coś wpadło jej do głowy. Czemu nie spróbować inaczej?
- Podaj mi rękę. - Chłopak ochoczo wyciągnął wyprostowane przedramię pod sam jej nos. Chwyciła je w dłonie.
- Uprzedzam, że wymiana krwi nie jest przyjemnym uczuciem. Zawsze możesz się rozmyślić. - Powiedziała przyglądając się uważnie oczom chłopaka. Nie doszukała się na jego twarzy ani krzty niepewności, jedynie słaby uśmiech malujący się na ustach.
- Miałem złamane cztery żebra z przemieszczeniami, nie sądzę, że jakieś płytkie nacięcia mogą sprawić więcej bó... - Kiedy Olivier zaczynał swoją historię, Angel zdążyła już pociągnięciem języka wydłużyć kły i w nieuprzejmy sposób, wtopić zęby w przedramię chłopaka przerywając jego wywód.
    Olivier z zaskoczenia nawet nie krzyknął, jedynie wpatrywał się zszokowany w ranę tryskającą krwią kiedy Angel odsunęła od niego usta. Sprawnym ruchem rozcięła sobie wargę i już drugi raz dzisiejszego wieczoru, poczuła w ustach metaliczny smak gorącego i gęstego płynu którego nie miała odwagi nazywać krwią, nawet w myślach.
    Przyłożyła usta do rany chłopaka i pozwoliła żeby jej krew zmieszała się z krwią Oliviera.
    Gdy miała już pewność, że to nastąpiło, prędko złapała ręcznik i zrobiła z niego prowizoryczny opatrunek.     Poczuła że rozcięcie na wardze już się zasklepia. Olivier na tą umiejętność będzie musiał jeszcze poczekać.
- I co, jak się czujesz? - Zapytała opierając głowę o zimną ścianę. Takie przemienianie kogoś było straszliwie męczące!
- Zadziwiająco do... - Po raz kolejny Olivierowi nie było dane dokończyć zdanie. Lecz tym razem przeszkodziła mu w tym krew, a raczej coś krwio podobnego wydostającego się z jego ust. Przerażona Angel rzuciła się aby zetrzeć czarną maź z twarzy chłopaka, a zdezorientowany Olivier przyglądał się swojej ręce z której także oberwała czarnym czymś. 

- O takim czynniku przemiany mi nie wspominałaś. - Wybulgotał wypluwając nową porcję mazi.
- Bo taki czynnik nie powinien zachodzić! - Wypiszczała przerażona dziewczyna wycierając już całkiem przesiąkniętym ręcznikiem nową falę czarnej brei która co chwilę wydostawała się z ust chłopaka.
    Ale Olivier już prawdopodobnie tego nie słyszał ponieważ wpatrywał się szklistymi oczami w biały sufit.     Dziewczyna krzyknęła. Chciała podnieść się na nogi lecz po chwili ślizgając się na czarnej mazi pokrywającą już prawie całą powierzchnie łazienki. 

    Wylądowała boleśnie uderzając kolanami o posadzkę i w takiej pozycji wydostała się z łazienki.
    Obślizgłymi rękoma złapała telefon z komody który ciągle wypadał jej na podłogę. W końcu wytarła ręce o śnieżnobiałą koszulkę i drżącymi palcami wybrała numer.
- Odbierz, odbierz do cholery!
- Halo? - W słuchawce odezwał się lekko zirytowany głos.
- Błagam... Olivier... tak dużo krwi... błagam, przyjedź tu, błagam! - Ostatnie słowa wyszlochała histerycznie do słuchawki.
- Już jadę. - I rozłączył się. Angel skuliła się w kącie i ukryła głowę między ramionami. Kiedy tylko wyczuła zapach krwi wymieszanej z ostrym smrodem zgnilizny, zacisnęła powieki i starała oddychać się ustami.
    Nawet nie zauważyła kiedy ktoś położył jej ciepłą dłoń na ramieniu. Podskoczyła przerażona i krzyknęła.
    Poczuła rękę zatykającą jej usta. 

______________________________
Och, to już X rozdział, jak to szybko minęło :) 
Teraz rozdziały będę dodawać w większych okresach czasowych, żeby was nie zanudzać. 
Wybaczcie, że taki długi. Po prostu mam masę pomysłów! 
To urodzinowy rozdział, z którego jestem nawet zadowolona, mam nadzieję, że wy też! (Chociaż nie jestem do końca przekonana do rozmowy między Olivierem, a Angel co do wilkołactwa Setha)
Mam nadzieję, że dość realistycznie opisałam próbę przemiany Oliviera. Jeżeli nie, to mam nadzieję, że mi pomożecie to poprawić. 
I jak myślicie, zakończy się sytuacja z Olivierem? 
Co sądzicie o nowej postaci jaką jest Wyatt? ;)


Duuużo urodzinowych uścisków, 
Cinna

4 komentarze:

  1. Właśnie nominowałam Cię do Liebster Awards :) Więcej informacji znajdziesz na moim blogu :)


    http://probujacbycsoba.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. bardzo fajnie się czyta :)
    Obserwuję i liczę na rewanż
    http://linka-kattalinka.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń