czwartek, 24 stycznia 2013

Rozdział III "Pomimo tego mankamentu wykrój jego ust był zniewalający"

    Po godzinie pracy miała jedynie tytuł:

Fantastyka w starożytnej literaturze: Satyrykon”

    Z głośnym jękiem rezygnacji walnęła czołem o blat. Możliwe że zostanie jej ślad, ale tym się nie przejmowała. To był jej pierwszy dzień w szkole a ona już miała kompletnie dość nauki.
    Zerknęła na stolik. Ani śladu po grupce. Oddała książkę i ruszyła do domu.
    Na szczęście przestało padać i jedynie lekko mżyło, choć i tak do domu wróciła przemoczona.
    Razem z rodzicami, dokładnie od półtorej tygodnia mieszkała w ceglanym szeregowcu. Tym o spiczastym dachu i białych grubych ramach okiennych. Rodzice wynajęli mieszkanie na drugim piętrze z małą kuchnią, dwoma sypialniami połączonymi łazienką i salonikiem. Gdy pierwszy raz spała w swoim nowym pokoju, czuła się jak Wendy i aż spodziewała się że do okna zapuka Piotruś Pan.
    Przed drzwiami zdjęła swoje czarne motocyklowe kozaki i wytrząsnęła z nich wodę wprost na nową wycieraczkę.
    Spróbowała otworzyć drzwi, lecz coś lub ktoś jej to uniemożliwiało. Westchnęła głęboko i mocniej popchnęła drzwi. Szpara w drzwiach powiększyła się na tyle, że mogła wcisnąć się do środka.
    Teraz zobaczyła co zagrodziło jej drogę. Sterta pudeł! Zacisnęła szczękę i zatrzasnęła drzwi. Idąc przed siebie, doszła do wniosku że jej genialni rodzice cały dom obłożyli stertami zakurzonych kartonów, pełnych niepotrzebnych rzeczy.
    Zdjęła kurtkę i rzuciła ją na oparcie fotela. Mokrusieńkie włosy spięła gumką w wysoki kok. Jedyne o czym marzyła dzisiejszego dnia był gorący, długi prysznic z jej ulubionym malinowym płynem do kąpieli.
    Kiedy po raz kolejny po drodze do swojego pokoju wpadła na pudło, ogarnęła ją taka złość, że kopnęła je z całej siły. Ku jej zdziwieniu, karton poszybował przez pół pokoju i uderzył o ścianę naprzeciwko, zrzucając tym samym ulubiony obraz jej matki.
    Angel zakryła usta dłońmi. Jak to się stało? Przecież pudło było pełne ciężkich książek na temat II wojny światowej jej ojca!
    Poczuła dokuczliwe mrowienie w rękach. Szybko roztarła je i zrzuciła winę na to że jest przemarznięta do szpiku kości. Weszła do swojego pokoju. Białe ściany, podłoga z ciemnych, kwadratowych paneli. Rodzice zaproponowali jej przemalowanie, ale nie zgodziła się. Takie jej się podobały. Przystroiła je kolorowymi, chińskimi lampkami, dodała ciemnoróżowy, puchaty dywan, kolorową kapę na łóżko i poczuła się prawie jak w domu.
    Tyle że pokój w jej domu nie był aż tak klaustrofobiczny, z jednym miniaturowym okienkiem z widokiem na szarą ulicę.
    Złapała ciepłe spodnie od piżamy i jakąś koszulkę i poszła pod prysznic. Puściła wodę i ostrożnie weszła do wanny. Rozkoszowała się gorącymi kropelkami otulającymi jej ciało. Otworzyła szampon i zaciągnęła się jego wonią.
Ale zamiast aromatu truskawek, poczuła okropny smród drażniący jej nozdrza. Z obrzydzeniem wyrzuciła opakowanie do umywalki, ale wciąż czuła ten przeklęty zapach! Zakręciła wodę, otrząsnęła się z kropelek wody, owinęła ręcznikiem i prędko wyszła z wanny.
    Przetarła zaparowane lustro i zaciągnęła się powietrzem. Z jej nosa leciała stróżka ciemnej, gorącej krwi. Prędką wytarła ją kawałkiem papieru i jak najszybciej wybiegła z łazienki.
    Może już za długo używa tego szamponu i jej zbrzydł? Musiała przejść się do drogerii po nowy.
    Założyła dres i poszła zrobić sobie obiad. W kuchni znalazła tylko zapiekankę z karteczką i kilka zamrożonych steków.
    Na karteczce widniało:

Angel!
Zrobiłam twoją ulubioną zapiekankę z warzywami, wystarczy że ją przygrzejesz w piekarniku. Przeglądnij pudła i poszukaj swoich rzeczy.
Kocham
Mama

    Angel zgniotła karteczkę i wrzuciła ją do kosza pod zlewem. Przyglądnęła się chwilę zapiekance i nachyliła nad nią. Nie pachniała zbyt apetycznie.
    Ale za to te steki wyglądały pysznie.
    Poczekała aż mięso się rozmrozi i wrzuciła je na patelnię. Po trzech minutach przełożyła jedzenie na talerz i usiadła przed telewizorem. Nim się obejrzała, po dwóch stekach nie było już śladu. Jak ona to zrobiła?     Pewnie była wyczerpana i wygłodniała bo ciężkim dniu w szkole, podpowiadało jej coś w myślach. Umyła ręce z czerwonych plam pozostałych po obiedzie i nie widząc lepszego zajęcia zabrała się za zadanie domowe.
    Jednak zobaczyła na biurku małą paczkę zaadresowaną do niej. Zdziwiona rozdarła taśmę jednym ruchem dłoni i wyjęła z niej cienką książeczkę zatytułowaną: „Poradnik:Jak przeżyć w Anglii”. Zachichotała. Już wiedziała od kogo ją dostała.
    Otworzyła na pierwszej lepszej stronie.



Klimat i pogoda

    Wyjeżdżając należy zapomnieć o obiegowych opiniach, jakoby w Anglii padało. To się nigdy nie zdarza, to przeklęte kontynentalne zjawisko w ogóle nie istnieje. Jest przecież za mało oryginalne, ten kraj stać na o wiele więcej. I tak:
  • mży;
  • leje;
  • siąpi;
  • zacina.

    W ostateczności z nieba mogą lecieć koty i psy – Anglicy mówią: It's raining cats and dogs; ale przecież nie deszcz. To zbyt prozaiczne. Powiedzenie „parasol noś i przy pogodzie” jest o tyle nieaktualne, że pogody w zasadzie nie ma.


    Zatrzasnęła książkę i pogrzebała w paczce. Wyjęła z niej szafirowe, lekko pogniecione pudełko. W środku znajdowało się sześć ciemnych babeczek polanych zieloniutkim lukrem. Mmm, jej ukochane babeczki czekoladowe z ciemnym piwem! Ostatnią niespodzianką w paczce okazał się długi list zaczynający się: 


    Moja kochana, droga, słodziutka Angel!
    Nawet nie przychodzi Ci do głowy jak wszyscy, cholerka, za tobą tęsknimy! I tyle się wydarzyło!     Wiem, że pewnie nie umiałam się powstrzymać i opowiadałam Ci to wszystko już przez telefon, ale uznałam, że list będzie bardziej dramatyczny...


A kończył się dwie kartki dalej:


Twoja na zawsze BFF
Rosie


    Z PS zajmującym następne dwie. Uśmiechnęła się do listu. Obiecała że gdy zrobi zadanie, od razu zabierze się do przeczytania listu, a zaraz potem zadzwoni do swojej przyjaciółki.


    Następnego dnia Angel o 8.20 stała przed lustrem i przyglądała się swojemu odbiciu. Nie umiała się pozbyć wrażenia że coś po tej nocy się w niej zmieniło, tylko za nic w świecie nie umiała określić, co takiego.
    Zrezygnowana westchnęła i wygładziła śnieżnobiały sweter.
    Dziwnie się czuła, kiedy wszyscy w jej szkole chodzą tak elegancko ubrani, ale Angel nawet nigdy nie dopuszczała myśli o tym żeby zakupić spódnicę w kratę, białą koszulę czy krawat. Dlatego dziś miała na sobie oversizeowy sweter, chustę jej matki przypominającej koc piknikowy(chociaż podpatrzyła ten wzór od jednej z dziewczyn z klas trzecich) i rurki koloru khaki.
    Jej rodziców nie było już w domu, ale dziewczyna nawet się z tego powodu cieszyła. Wczorajszego wieczoru, ogarnięta niewyjaśnioną falą złości wydarła się na nich, za to że musiała zostawić przyjaciół i szkołę w Irlandii. Ta kłótnia odbywała się systematycznie co kilka dni, ale Angel nigdy nie uważała się za tak... porywistą, jaką okazała się wczoraj. No może nie tak bardzo.
    Oblizała usta i ruszyła ku klatce schodowej. Tym razem nie zapomniała o parasolu.
    W drodze do szkoły, wspominała ostatnie dwa lata w Wexford High School. Wagarowanie, imprezy, palenie pierwszych papierosów w damskich toaletach. Jej rodzice nigdy tego otwarcie nie przyznali, ale Angel wiedziała że to także zaważyło o decyzji nad przeprowadzką do Londynu.
    I tak niczego z tamtego okresu nie żałowała.
    A już na pewno nie Kennego Walsha.
    I właśnie w tym momencie ktoś uderzył w nią drzwiami czarnego smukłego samochodu. Angel zamroczona upadła na kolana, brudząc sobie całe spodnie.
Hej nic ci nie jest? - Zapytał ktoś, kto właśnie klęczał naprzeciw niej.
- Mógłbyś uważać do cholery. - Mroczki sprzed oczu dziewczyny zniknęły.
- Bardzo przepraszam, naprawdę Cię nie zauważyłem. Chociaż w sumie ma to swoje plusy.
- Hm? - Zapytała białowłosa pocierając swoje czoło.
- Chodzi o to, w jaki sposób mnie w tej chwili obejmujesz. - Zdała sobie sprawę, że faktycznie, jedną ręką kurczowo obejmuje kark chłopaka. Z innej perspektywy musiało to pewnie ciekawie wyglądać.
    Odskoczyła od niego jak poparzona.
- Jestem Olivier Wilson. - Żeby ujrzeć twarz chłopaka, musiała zmrużyć oczy, ponieważ stał pod światło. - A ty Angel O'Connor? Widziałem Cię wczoraj w bibliotece. 
- O'Connel - Poprawiła go. Chłopak posłał jej zabójczy uśmiech.
    Zauważyła jednak, że jego kieł jest lekko ukruszony. Pomimo tego mankamentu wykrój jego ust był zniewalający. Dopiero teraz zdała sobie sprawę, że ona także widziała wczoraj chłopaka. To on był towarzyszem przeciwnika Setha.
    Angel wydęła wargi.
Boli cię głowa? Może pójdziemy do pielęgniarki? - Zapytał wyraźnie zmartwiony, kiedy dziewczyna nie odwzajemniła jego entuzjazmu. Chyba uznał jej sceptyczność za objaw złego samopoczucia. No cóż, z takimi rysami, pewnie rzadko spotykał się z niezadowoleniem płci przeciwnej.
- Nie, wszystko dobrze. Irlandczycy są twardzi. - Posłała mu słaby uśmiech. Chyba jej uwierzył, bo prędko zmienił temat.
- Więc może dasz mi odpokutować to i pozwolisz mi się odprowadzić do szafki? - Automatycznie miała ochotę odburknąć coś w stylu ”Nie masz lepszych zajęć niż podrywanie laski którą przed sekundą stratowałeś?”. Ale powstrzymała się. Angel bądź miła, bądź miła, bądź miła!
- Hm, jasne. - Udało jej się wykrztusić. Twarz chłopaka ponownie się rozpromieniła.
- Cudownie. - Chwycił jej torbę i nie dając czasu na protesty, ujął ją pod rękę i ruszył w stronę szkoły. Szli przez przedni plac szkoły, gdzie tym razem kłębiło się wielu uczniów. Jak i wczoraj, wszyscy się na nią gapili. Naprawdę musiała się powstrzymać aby nie pokazać każdemu z nich środkowego palca.
    Oliver odprowadził ją aż do samej szafki, a nawet pomógł ściągnąć kurtkę!
    Ni stąd ni zowąd, pojawiła się obok nich Clarissa.
- Dzień dobry Angel, dzień dobry Olivierze.
- Witaj Clarisso. - Chłopak posłał jej uśmiech, a ona widocznie uradowana odwzajemniła go z dwukrotną mocą. Tak jakby przyłożyć zwykłą jarzeniówkę do reflektora stadionowego. - Myślisz że mogę oddać Angel pod twoją opiekę? Muszę oddać zgłoszenie do zawodów.
- Jasne. - Powiedziała dziewczyna wzruszając ramionami.
- Hej, ja tu jestem! - Przypomniała o sobie Angel, ponieważ zachowywali się tak jakby była bezbronnym dzieckiem, które trzeba chronić, nie zwracając uwagi na jego zdanie.
- Właśnie! Angel, nie zdążyłam Ci wczoraj pokazać dziedzińca! Musisz to zobaczyć, to chyba najlepsza część wycieczki, a kompletnie wyleciała mi z głowy! - Clarissa szła pół kroku przed wyższą dziewczyną. - A tak w ogóle, skąd znasz Oliviera?
- Mieliśmy mały wypadek po drodze do szkoły. - Na dowód pokazała kształtujący się guz, którego na szczęście zasłaniała grzywka dziewczyny. Clar syknęła współczująco, chodź Angel zauważyła że jej przewodniczka odetchnęła z ulgą.
    Komuś tu się chyba podoba Oliver ze starszej klasy! 

4 komentarze:

  1. Genialny, nie mogę się doczekać kolejnego.

    OdpowiedzUsuń
  2. Coraz bardziej wciąga, chcemy jeszcze!!!!!!!!!!!

    OdpowiedzUsuń
  3. PS: W wolnej chwili zachęcam do przeczytania mojego nowego wiersza.
    Może masz jakieś sugestie?

    OdpowiedzUsuń