wtorek, 29 stycznia 2013

Rozdział IV "Ten chłopak był zbyt pewny siebie, a ona tego nie lubiła"

Ech, obecnie brak weny więc rozdział jest jaki jest. Błagam, życzcie mi jej z powrotem :) 
I nie rozumiem, mam wysoką liczbę odwiedzin, a tak mało komentarzy, a czekam na krytykę która pomoże mi dalej się rozwijać! 
Jeżeli to czytasz, nie przeskakuj ze strony na stronę, skomentuj lub chociaż zagłosuj w ankiecie :) 


    Zeszły schodkami w długi zaciemniony i szeroki korytarz. Angel dotknęła jedną ręką gładkiego kamienia z którego zrobione były ściany. Na środku korytarza, co kilka metrów postawiono zaokrąglone filary z tego samego budulca. 
    Wreszcie zobaczyła snop światła wpadający do środka. Gdy podeszły bliżej, zdała sobie sprawę, że światło pochodzi z dziedzińca i wpada tu przez łuk podparty dwoma filarami, zakończony szpiczastym zwornikiem. Naprawdę, z połączeniem widoku dziedzińca i drzewa które delikatnie zaglądało do środka, wszystko sprawiało wrażenie magicznego i aż słyszało się tupot kopyt koni zaprzężonych do pozłacanej karocy.
Wow.
- Tak wiem. - Odpowiedziała zadowolona Clarissa. - Idziemy? - Zapytała, i nie czekając na odpowiedź ruszyła przed siebie. Angel nie widząc innego wyjścia podążyła za dziewczyną.

    Dzień zaczęła od botaniki, poprzez naukę o zdrowiu i trygonometrię na której została wywołana do tablicy. Na przerwie podążyła za Clarissą do dzwonnicy, gdzie spotkały Finn i Sophię.
Hej, nowa, zapisałaś się już na zajęcia sportowe? - Zapytała ciemnoskóra. Dzisiaj miała na sobie czarne obcisłe spodnie i czarną, elegancką koszulę.
- Nie zbyt mi się do tego śpieszy. - Odparła i oparła o zimną ścianę z założonymi rękoma. Chłodność Angel sprawiła że Sophie uniosła do góry cienkie brwi.
- To lepiej zrób to teraz, bo to ja będę miała ochrzan za niewypełnienie obowiązków. - Sophia podsunęła jej podkładkę, a białowłosa westchnęła i poklepała się po kieszeniach.
- Nie mam długopisu. - Powiedziała.
    Sekundę później coś złotego pojawiło się przed jej oczami. Zamrugała kilkakrotnie i gdy widok jej się wyostrzył, zobaczyła że to pozłacane pióro. Spojrzała w bok. Koło niej stał nie kto inny, a Seth Cardoff.
Angel podniosła brwi.
Potrzebowałaś coś do pisania? - Odezwał się aksamitnym głosem. Na jego ustach pojawił się delikatny pół uśmiech. Kątem oka zauważyła, że Sophie dziwnie zesztywniała, a Clarissa, Theo i Finn przyglądają się całej sytuacji z szeroko otwartymi oczami.
- Chwileczkę, przecież byłeś tam. - Zdezorientowana dziewczyna wskazała na przeciwległy kąt pomieszczenia. - Jak mogłeś usłyszeć, że potrzebuję długopisu?
- Och, czyli obserwowałaś mnie. - Uśmiech na jego twarzy powiększył się. Dziewczyna była kompletnie zbita z pantałyku. Prędko otrząsnęła się i odfuknęła.
- Za bardzo się cenisz, Cardoff. - Chłopakowi delikatnie zrzedła mina, co ucieszyło Angel. - Nie odpowiedziałeś na moje pytanie.
- Zauważyłem, że nie masz czym podpisać formularzu. Czy człowiek czasem nie może być uczynny? - Zapytał Seth z teatralnie przesadzonym wyrzutem. Angel zmrużyła oczy. Ten chłopak był zbyt pewny siebie, a ona tego nie lubiła.
- Ty nie jesteś uczynny. - Obydwoje zerknęli na grupkę która im się przyglądała. Dziewczyna praktycznie zapomniała o tym, że ktoś ich obserwuje! Dopiero teraz zdała sobie sprawę że jej twarz od twarzy Setha, dzieli niebezpiecznie bliska odległość. Zrobiła malutki kroczek w tył.
    Komentarza udzielił Theo, który obecnie zatykał usta dłonią.
Przepraszam. - Powiedział zakłopotany. - Możecie wrócić do swojej kłótni. Jest dość fascynująca.
- Myślę że już ją zakończyliśmy. - Powiedział chłopak, zwracając się do Angel. Cardoff odwrócił się z zamiarem odejścia, lecz zatrzymały go słowa dziewczyny.
- Hej, Seth. - Chłopak odwrócił się powoli z zadowoloną miną.
- Słucham?
- Ciągle potrzebuję długopisu. - Powiedziała przesłodzonym, ironicznym tonem. Chłopakowi jak od dotknięcia czarodziejskiej różdżki, starł się uśmieszek z twarzy. - Dziękuję. - Dodała i wyciągnęła pióro z mocnego uścisku Setha. Wypełniła formularz i przycisnęła przedmiot do klatki piersiowej blondyna. Posłała mu nieszczery uśmiech i ruszyła ku schodom.
    Czuła że chłopak odprowadza ją wzrokiem.


Wow, właśnie doprowadziłaś do tego że Seth Cardoff, największy cwaniaczek w całej szkole, nie miał żadnej riposty. - Powiedziała z podziwem Clarissa.
- Ojoj, niewłaściwie cię oceniłam O'Connel. - Sophie zaśmiała się głośno. - Niezłe z ciebie ziółko. - Angel posłała jej szeroki uśmiech. Powoli zaczynała ją lubić.
    Po ostatniej lekcji jaką była Religia i Etyka, Angel z oddechem ulgi podążyła ku szafką z zamiarem jak najszybszego wydostania się poza mury szkoły.
    Czemu? Bo czuła się tu ograniczana, zamknięta w wyidealizowanym świecie. Jakby ktoś zabierał jej tlen, bo wolność dla niej była równie potrzebnym uczuciem jak łykanie świeżego powietrza.
    A tutaj w Londynie o świeże i czyste powietrze było ciężko.
    Złapała swoją kurtkę i już miała zamykać szafkę kiedy usłyszała głos.
- A ty gdzie się wybierasz? - O szafkę obok opierała się Ophelia.
- Noo, do domu. - Odparła szorstko Angel.
- Nie idziesz na zajęcia z wychowania fizycznego? - Ludzie, czy tak ciężko posługiwać się skrótem „WF”? - Widziałam że zapisujesz się u... jak jej tam?
- Sophia. - Odparła dziewczyna i oblizała usta.
- Właśnie. - Blondynka posłała jej szeroki uśmiech. Faktycznie, Angel wyparowało z głowy, że to już dzisiaj odbywają się lekcje. - Zaprowadzić cię na deptak?
- Gdzie? - Zapytała zdezorientowana.
- Tam odbywają się zajęcia. - Podążyła za Ophelią na dziedziniec szkoły. Deptakiem okazało się średniej wielkości boisko, na które dostać mogło się przechodząc przez wąską uliczkę przy drugim wejściu do szkoły.
- Tu są przebieralnie dziewczyn. - Wskazała na żółtą dobudówkę idealnie współgrającą z murami szkoły. - Tam powinnaś dostać strój i szafkę.


    Strój zrozpaczył Angel. Składały się na niego czarne króciótkie spodenki z białymi lampasami, białe kolanówki i koszulka polo z nieprzepuszczającego powietrza materiału. Do kompletu dostawało się wstrętną czarno białą frotkę.   
    Okropieństwo.
    Wyjrzała przez okno szatni. Męska część zajmowała jedną połowę boiska, a damska drugą. Czyli wf na którym faceci gapią się na twój odkryty tyłek. Cudnie.
    Obciągając spodenki wyszła na trawnik.
    Wśród rozgrzewających się chłopaków dostrzegła Setha. Nie miała pojęcia czemu to akurat na niego zwróciła uwagę, ale uznała, że w koszulkach polo mu do twarzy.
    Zobaczyła też Oliviera machającego jej z drugiego końca boiska. Kiwnęła mu głową i podeszła do Clarissy.
W co gramy? - Zapytała.
- Hockey na trawie. - Odparła radośnie dziewczyna. Angel jęknęła.
- Coś nie tak? - Odezwała się Sophie.
- W Irlandii, kiedy mieliśmy na WF hockey, byłam zwalniana z lekcji. Nauczycielka dobrze wiedziała że ja i kij to nie jest dobre połączenie. - Białowłosa nie zdążyła wyjaśnić dziewczyną z jakiego to powodu, ponieważ rozległ się jazgoczący gwizdek.
    Dziewczyna zasłoniła uszy dłońmi. Poczuła się jak gdyby dźwięk rozłupywał jej czaszkę na pół.
Wszystko dobrze? - Poczuła ciepłą dłoń Clarissy na plecach.
- Tak, tak. - Odpowiedziała, chodź pulsujący ból nie ustępował. Dziwne. Może Londyńskie powietrze inaczej przewodziło fale dźwiękowe.
- Dzień dobry dziewczęta!
- Dzień dobry pani Williamson! - Odparły wszystkie dziewczyny chórem, ustawione w równym szeregu.
    Pani Williamson była kobietą o srogim wyrazie twarzy, z krótko ściętymi na pazia włosami, odziana w czarny dres polo ralph lauren z dżerseju.
- Podzielcie się na drużyny. Kapitanki to Ophelia i... może nasza nówka? Wystąp. - Angel bez chwili zastanowienia wystąpiła z szeregu.
Jak się nazywasz?
- Angel O'Connel.
- Irlandka. Świetnie. Pewnie w szkole graliście dużo w Hurling, tak?
- Można tak powiedzieć. - Kobieta pokiwała głową.     Sprawnie podzieliły się na drużyny.
    Angel kątem oka zobaczyła że Seth uważnie się jej przygląda. Ukradkiem, lecz tak żeby on dobrze to widział, pokazała mu środkowy palec. Chłopak tylko wyszczerzył zęby.
    Na znak nauczycielki, gra się rozpoczęła. Już po kilku minutach, cała drużyna jednogłośnie postanowiła postawić Angel na bramce. Nie dziwiła im się. Była beznadziejna, a do tego zdzieliła kijem Glorię Bennet w głowę.
    Kiedy pani Williamson ogłosiła rzut karny, serce Angel zatrzymało się w miejscu.
    Rzut wykonywała Ophelia, a z tego co zdążyła zauważyć białowłosa, dziewczyna była w tej grze świetna. A do tego miała silny zamach.
    Angel chwyciła pewniej kij. Zwróciła uwagę, że męska część Lycanos Private School zakończyła już lekcję i przygląda się decydującej akcji.
    Och, więc cała szkoła miała zobaczyć jak dostaje plastykową piłką w sam środeczek czoła.
    Przymknęła oczy. To zawsze pomagało jej się skoncentrować. No dalej Angel, wystarczy że odbijesz jedną głupią, małą piłkę.
    Kiedy otworzyła oczy, coś się zmieniło. Jej punkt widzenia dużo bardziej się poszerzył, jak gdyby po kilku latach nieświadomości o wadzie wzroku, założyła okulary korekcyjne.
    Do tego świetnie słyszała swój oddech oraz... oddechy wszystkich wokoło. Pulsowanie krwi, przebieranie nogami, ciche wymiany zdań między chłopakami. Wychwyciła tam swoje imię.
    Wszystkie krawędzie stały się wyraźniejsze i zauważyła, że każda delikatnie drga.
    Czuła się trochę jak na niezłych piksach. Chyba że to nagłe dotlenienie mózgu, albo adrenalina spowodowana strachem przed porażką?
    Nie mogła zacząć analizować tych teorii ponieważ nauczycielka dała znak Ophelii, że może zaczynać.    Angel spodziewała się szybkiego świstu powietrza i tego że nawet nie zauważy piłki.
    Jakim zaskoczeniem okazał się fakt, że piłka leciała w jej stronę ślimaczym tempem, bezgłośnie przecinając powietrze.
    Miała mnóstwo czasu aby ją odbić. Kiedy piłka była dość blisko, dziewczyna zamachnęła się z całej siły i poczuła odbicie.
    Udało się.
    Zacisnęła oczy ze szczęścia, a gdy ponownie je otworzyła, wszystko wróciło do normy. Znowu stała się ślepa i głucha.
    No może nie wszystko, bo na środku boiska zebrała się dość duża grupka. Angel bez chwili zawahania podbiegła zobaczyć co się stało. Przecisnęła się pomiędzy jakimiś trzecioklasistkami i ujrzała jęczącą Ophelię pocierającą swoje czoło.
Lykans, nic ci nie jest? Todd, Reynolds weźcie ją do pielęgniarki. - Zakomenderowała nauczycielka. - A wy do przebieralni, już! - Kiedy Ophelia zniknęła razem z dwójką chłopaków w uliczce, dziewczyna podreptała za tłumem w stronę szatni.
    Sekundę później u jej boku znalazła się Clarissa.
- Wow, dziewczyno, jak ty to zrobiłaś?! - Zapytała i chwyciła ją pod ramię.
- Szczerze? Nie mam pojęcia.
- Twoje oczy... teraz już są normalne, ale w tamtym momencie tak dziwnie lśniły... Prawda Sophie? - Nawet nie zdała sobie sprawy że czarnoskóra truchta obok nich.
- Coś ci się przewidziało, Clar.
- Nosisz kontakty? - Drążyła temat brunetka. Angel pokręciła głową. Clarissa miała już coś powiedzieć, kiedy zaczepił ich Olivier.
- Angel, niezły strzał! Grałaś w poprzedniej szkole? - Zapytał z uśmiechem. Poczuła że ręka Clarissy zaciska się odrobinę mocniej na jej przedramieniu.
- Hm, właściwie to nie, to co przed chwilą się stało to raczej fuks. - Chłopak pokiwał głową. Zapadła niezręczna cisza. Angel wpadła na pomysł.
- Clarissa też świetnie grała, prawda?
- Hm? - Olivier wydał się zdumiony, że ktoś poza Angel i nim uczestniczy w rozmowie. Zerknął na niższą dziewczynę. - Och, tak, pewnie. - Lica dziewczyny pojaśniały.

    Rzuciła torbę na łóżko. Chwyciła kark i potarła go kilka razy. Czuła że jest bardzo zesztywniały. Może to przez dzisiejszą grę?
    Nagle zaczęły swędzieć ją straszliwie ręce. Podrapała je kilka razy aż na jej ciele pojawiły się czerwone plamy. 
    Spróbowała wstać z łóżka i pójść po jakieś tabletki przeciwalergiczne do łazienki ale uniemożliwiły jej to kolorowe plamki przed oczami. Przetarła twarz dłońmi. Czy cały czas było tu tak gorąco?
    Poczuła że kropelki potu zaczynają spływać po jej czole. Jej oddech przyśpieszył. Co się do cholery dzieje?! 
    Wstrząsnął nią kilka razy lodowaty dreszcz. A do tego ten przeraźliwy, piskliwy dźwięk który wtargnął do jej głowy znikąd i sprawiał że miała ochotę rozdrapać sobie skórę i uderzać czołem o ścianę. Stoczyła się z łóżka uderzając boleśnie barkiem o panele.
    Wspięła się po framudze drzwi wstrząśnięta gwałtownymi konwulsjami i zataczając się spróbowała odnaleźć źródło obrzydliwego dźwięku.
    Wszystko wokół niej wirowało. Dźwięki, obrazy, zapachy. Jakby ktoś wrzucił ją do miksera.
    Miała ochotę zwymiotować tym wszystkim. A dźwięk narastał i narastał, aż czuła że pogrąża się w cholernej kakofonii.
Dość! - Usłyszała swój piskliwy krzyk. Wraz z tym poczuła że upada z hukiem na kolana, a jej ręce zwisają wzdłuż tułowia niezdolne do najmniejszego skurczu.
    Po kilku sekundach jednak, wszystko zaczęło wracać do normy. Dźwięk wycofał się z jej mózgu, obrazy się ustabilizowały, a okropne swędzenie, oblegające już całe ciało minęło.
    Była tylko ona, przemoczona od potu oraz jej rodzice wpatrujący się w nią z szokowaniem malującym się na ich twarzach.
    Mama trzymała w górze czajnik wpatrując się w swoją córkę, a ojciec zastygł nad gazetą.
Już byli w domu? Angel spojrzała na zegarek.
Była już ósma wieczorem.
Co do cholery...? - Wyszeptała i podniosła się z podłogi. Do domu wróciła po trzeciej. Matka podeszła do niej szybko i zanim Angel zdążyła zaprotestować, rozwarła jej powieki.
    Odetchnęła z ulgą. Do dziewczyny dopiero doszło że sprawdzała czy przypadkiem nie jest naćpana. Odepchnęła jej ręce. Nie ćpała już od dobrego roku.
Dobrze się czujesz, córeczko? - Zapytała mama, która jakby nie zwracając uwagi na opryskliwość córki przyłożyła chłodną dłoń do jej czoła.
- Nie. - Angel ruszyła do pokoju. 

czwartek, 24 stycznia 2013

Rozdział III "Pomimo tego mankamentu wykrój jego ust był zniewalający"

    Po godzinie pracy miała jedynie tytuł:

Fantastyka w starożytnej literaturze: Satyrykon”

    Z głośnym jękiem rezygnacji walnęła czołem o blat. Możliwe że zostanie jej ślad, ale tym się nie przejmowała. To był jej pierwszy dzień w szkole a ona już miała kompletnie dość nauki.
    Zerknęła na stolik. Ani śladu po grupce. Oddała książkę i ruszyła do domu.
    Na szczęście przestało padać i jedynie lekko mżyło, choć i tak do domu wróciła przemoczona.
    Razem z rodzicami, dokładnie od półtorej tygodnia mieszkała w ceglanym szeregowcu. Tym o spiczastym dachu i białych grubych ramach okiennych. Rodzice wynajęli mieszkanie na drugim piętrze z małą kuchnią, dwoma sypialniami połączonymi łazienką i salonikiem. Gdy pierwszy raz spała w swoim nowym pokoju, czuła się jak Wendy i aż spodziewała się że do okna zapuka Piotruś Pan.
    Przed drzwiami zdjęła swoje czarne motocyklowe kozaki i wytrząsnęła z nich wodę wprost na nową wycieraczkę.
    Spróbowała otworzyć drzwi, lecz coś lub ktoś jej to uniemożliwiało. Westchnęła głęboko i mocniej popchnęła drzwi. Szpara w drzwiach powiększyła się na tyle, że mogła wcisnąć się do środka.
    Teraz zobaczyła co zagrodziło jej drogę. Sterta pudeł! Zacisnęła szczękę i zatrzasnęła drzwi. Idąc przed siebie, doszła do wniosku że jej genialni rodzice cały dom obłożyli stertami zakurzonych kartonów, pełnych niepotrzebnych rzeczy.
    Zdjęła kurtkę i rzuciła ją na oparcie fotela. Mokrusieńkie włosy spięła gumką w wysoki kok. Jedyne o czym marzyła dzisiejszego dnia był gorący, długi prysznic z jej ulubionym malinowym płynem do kąpieli.
    Kiedy po raz kolejny po drodze do swojego pokoju wpadła na pudło, ogarnęła ją taka złość, że kopnęła je z całej siły. Ku jej zdziwieniu, karton poszybował przez pół pokoju i uderzył o ścianę naprzeciwko, zrzucając tym samym ulubiony obraz jej matki.
    Angel zakryła usta dłońmi. Jak to się stało? Przecież pudło było pełne ciężkich książek na temat II wojny światowej jej ojca!
    Poczuła dokuczliwe mrowienie w rękach. Szybko roztarła je i zrzuciła winę na to że jest przemarznięta do szpiku kości. Weszła do swojego pokoju. Białe ściany, podłoga z ciemnych, kwadratowych paneli. Rodzice zaproponowali jej przemalowanie, ale nie zgodziła się. Takie jej się podobały. Przystroiła je kolorowymi, chińskimi lampkami, dodała ciemnoróżowy, puchaty dywan, kolorową kapę na łóżko i poczuła się prawie jak w domu.
    Tyle że pokój w jej domu nie był aż tak klaustrofobiczny, z jednym miniaturowym okienkiem z widokiem na szarą ulicę.
    Złapała ciepłe spodnie od piżamy i jakąś koszulkę i poszła pod prysznic. Puściła wodę i ostrożnie weszła do wanny. Rozkoszowała się gorącymi kropelkami otulającymi jej ciało. Otworzyła szampon i zaciągnęła się jego wonią.
Ale zamiast aromatu truskawek, poczuła okropny smród drażniący jej nozdrza. Z obrzydzeniem wyrzuciła opakowanie do umywalki, ale wciąż czuła ten przeklęty zapach! Zakręciła wodę, otrząsnęła się z kropelek wody, owinęła ręcznikiem i prędko wyszła z wanny.
    Przetarła zaparowane lustro i zaciągnęła się powietrzem. Z jej nosa leciała stróżka ciemnej, gorącej krwi. Prędką wytarła ją kawałkiem papieru i jak najszybciej wybiegła z łazienki.
    Może już za długo używa tego szamponu i jej zbrzydł? Musiała przejść się do drogerii po nowy.
    Założyła dres i poszła zrobić sobie obiad. W kuchni znalazła tylko zapiekankę z karteczką i kilka zamrożonych steków.
    Na karteczce widniało:

Angel!
Zrobiłam twoją ulubioną zapiekankę z warzywami, wystarczy że ją przygrzejesz w piekarniku. Przeglądnij pudła i poszukaj swoich rzeczy.
Kocham
Mama

    Angel zgniotła karteczkę i wrzuciła ją do kosza pod zlewem. Przyglądnęła się chwilę zapiekance i nachyliła nad nią. Nie pachniała zbyt apetycznie.
    Ale za to te steki wyglądały pysznie.
    Poczekała aż mięso się rozmrozi i wrzuciła je na patelnię. Po trzech minutach przełożyła jedzenie na talerz i usiadła przed telewizorem. Nim się obejrzała, po dwóch stekach nie było już śladu. Jak ona to zrobiła?     Pewnie była wyczerpana i wygłodniała bo ciężkim dniu w szkole, podpowiadało jej coś w myślach. Umyła ręce z czerwonych plam pozostałych po obiedzie i nie widząc lepszego zajęcia zabrała się za zadanie domowe.
    Jednak zobaczyła na biurku małą paczkę zaadresowaną do niej. Zdziwiona rozdarła taśmę jednym ruchem dłoni i wyjęła z niej cienką książeczkę zatytułowaną: „Poradnik:Jak przeżyć w Anglii”. Zachichotała. Już wiedziała od kogo ją dostała.
    Otworzyła na pierwszej lepszej stronie.



Klimat i pogoda

    Wyjeżdżając należy zapomnieć o obiegowych opiniach, jakoby w Anglii padało. To się nigdy nie zdarza, to przeklęte kontynentalne zjawisko w ogóle nie istnieje. Jest przecież za mało oryginalne, ten kraj stać na o wiele więcej. I tak:
  • mży;
  • leje;
  • siąpi;
  • zacina.

    W ostateczności z nieba mogą lecieć koty i psy – Anglicy mówią: It's raining cats and dogs; ale przecież nie deszcz. To zbyt prozaiczne. Powiedzenie „parasol noś i przy pogodzie” jest o tyle nieaktualne, że pogody w zasadzie nie ma.


    Zatrzasnęła książkę i pogrzebała w paczce. Wyjęła z niej szafirowe, lekko pogniecione pudełko. W środku znajdowało się sześć ciemnych babeczek polanych zieloniutkim lukrem. Mmm, jej ukochane babeczki czekoladowe z ciemnym piwem! Ostatnią niespodzianką w paczce okazał się długi list zaczynający się: 


    Moja kochana, droga, słodziutka Angel!
    Nawet nie przychodzi Ci do głowy jak wszyscy, cholerka, za tobą tęsknimy! I tyle się wydarzyło!     Wiem, że pewnie nie umiałam się powstrzymać i opowiadałam Ci to wszystko już przez telefon, ale uznałam, że list będzie bardziej dramatyczny...


A kończył się dwie kartki dalej:


Twoja na zawsze BFF
Rosie


    Z PS zajmującym następne dwie. Uśmiechnęła się do listu. Obiecała że gdy zrobi zadanie, od razu zabierze się do przeczytania listu, a zaraz potem zadzwoni do swojej przyjaciółki.


    Następnego dnia Angel o 8.20 stała przed lustrem i przyglądała się swojemu odbiciu. Nie umiała się pozbyć wrażenia że coś po tej nocy się w niej zmieniło, tylko za nic w świecie nie umiała określić, co takiego.
    Zrezygnowana westchnęła i wygładziła śnieżnobiały sweter.
    Dziwnie się czuła, kiedy wszyscy w jej szkole chodzą tak elegancko ubrani, ale Angel nawet nigdy nie dopuszczała myśli o tym żeby zakupić spódnicę w kratę, białą koszulę czy krawat. Dlatego dziś miała na sobie oversizeowy sweter, chustę jej matki przypominającej koc piknikowy(chociaż podpatrzyła ten wzór od jednej z dziewczyn z klas trzecich) i rurki koloru khaki.
    Jej rodziców nie było już w domu, ale dziewczyna nawet się z tego powodu cieszyła. Wczorajszego wieczoru, ogarnięta niewyjaśnioną falą złości wydarła się na nich, za to że musiała zostawić przyjaciół i szkołę w Irlandii. Ta kłótnia odbywała się systematycznie co kilka dni, ale Angel nigdy nie uważała się za tak... porywistą, jaką okazała się wczoraj. No może nie tak bardzo.
    Oblizała usta i ruszyła ku klatce schodowej. Tym razem nie zapomniała o parasolu.
    W drodze do szkoły, wspominała ostatnie dwa lata w Wexford High School. Wagarowanie, imprezy, palenie pierwszych papierosów w damskich toaletach. Jej rodzice nigdy tego otwarcie nie przyznali, ale Angel wiedziała że to także zaważyło o decyzji nad przeprowadzką do Londynu.
    I tak niczego z tamtego okresu nie żałowała.
    A już na pewno nie Kennego Walsha.
    I właśnie w tym momencie ktoś uderzył w nią drzwiami czarnego smukłego samochodu. Angel zamroczona upadła na kolana, brudząc sobie całe spodnie.
Hej nic ci nie jest? - Zapytał ktoś, kto właśnie klęczał naprzeciw niej.
- Mógłbyś uważać do cholery. - Mroczki sprzed oczu dziewczyny zniknęły.
- Bardzo przepraszam, naprawdę Cię nie zauważyłem. Chociaż w sumie ma to swoje plusy.
- Hm? - Zapytała białowłosa pocierając swoje czoło.
- Chodzi o to, w jaki sposób mnie w tej chwili obejmujesz. - Zdała sobie sprawę, że faktycznie, jedną ręką kurczowo obejmuje kark chłopaka. Z innej perspektywy musiało to pewnie ciekawie wyglądać.
    Odskoczyła od niego jak poparzona.
- Jestem Olivier Wilson. - Żeby ujrzeć twarz chłopaka, musiała zmrużyć oczy, ponieważ stał pod światło. - A ty Angel O'Connor? Widziałem Cię wczoraj w bibliotece. 
- O'Connel - Poprawiła go. Chłopak posłał jej zabójczy uśmiech.
    Zauważyła jednak, że jego kieł jest lekko ukruszony. Pomimo tego mankamentu wykrój jego ust był zniewalający. Dopiero teraz zdała sobie sprawę, że ona także widziała wczoraj chłopaka. To on był towarzyszem przeciwnika Setha.
    Angel wydęła wargi.
Boli cię głowa? Może pójdziemy do pielęgniarki? - Zapytał wyraźnie zmartwiony, kiedy dziewczyna nie odwzajemniła jego entuzjazmu. Chyba uznał jej sceptyczność za objaw złego samopoczucia. No cóż, z takimi rysami, pewnie rzadko spotykał się z niezadowoleniem płci przeciwnej.
- Nie, wszystko dobrze. Irlandczycy są twardzi. - Posłała mu słaby uśmiech. Chyba jej uwierzył, bo prędko zmienił temat.
- Więc może dasz mi odpokutować to i pozwolisz mi się odprowadzić do szafki? - Automatycznie miała ochotę odburknąć coś w stylu ”Nie masz lepszych zajęć niż podrywanie laski którą przed sekundą stratowałeś?”. Ale powstrzymała się. Angel bądź miła, bądź miła, bądź miła!
- Hm, jasne. - Udało jej się wykrztusić. Twarz chłopaka ponownie się rozpromieniła.
- Cudownie. - Chwycił jej torbę i nie dając czasu na protesty, ujął ją pod rękę i ruszył w stronę szkoły. Szli przez przedni plac szkoły, gdzie tym razem kłębiło się wielu uczniów. Jak i wczoraj, wszyscy się na nią gapili. Naprawdę musiała się powstrzymać aby nie pokazać każdemu z nich środkowego palca.
    Oliver odprowadził ją aż do samej szafki, a nawet pomógł ściągnąć kurtkę!
    Ni stąd ni zowąd, pojawiła się obok nich Clarissa.
- Dzień dobry Angel, dzień dobry Olivierze.
- Witaj Clarisso. - Chłopak posłał jej uśmiech, a ona widocznie uradowana odwzajemniła go z dwukrotną mocą. Tak jakby przyłożyć zwykłą jarzeniówkę do reflektora stadionowego. - Myślisz że mogę oddać Angel pod twoją opiekę? Muszę oddać zgłoszenie do zawodów.
- Jasne. - Powiedziała dziewczyna wzruszając ramionami.
- Hej, ja tu jestem! - Przypomniała o sobie Angel, ponieważ zachowywali się tak jakby była bezbronnym dzieckiem, które trzeba chronić, nie zwracając uwagi na jego zdanie.
- Właśnie! Angel, nie zdążyłam Ci wczoraj pokazać dziedzińca! Musisz to zobaczyć, to chyba najlepsza część wycieczki, a kompletnie wyleciała mi z głowy! - Clarissa szła pół kroku przed wyższą dziewczyną. - A tak w ogóle, skąd znasz Oliviera?
- Mieliśmy mały wypadek po drodze do szkoły. - Na dowód pokazała kształtujący się guz, którego na szczęście zasłaniała grzywka dziewczyny. Clar syknęła współczująco, chodź Angel zauważyła że jej przewodniczka odetchnęła z ulgą.
    Komuś tu się chyba podoba Oliver ze starszej klasy! 

wtorek, 22 stycznia 2013

Rozdział II "Zirytował ją fakt że nie poczuła charakterystycznego zapachu pogniłych stron i zakurzonych okładek"

    Razem z Clarissą weszły do sali historycznej. Nie było w niej nic nadzwyczajnego. Wiele map, kilka tablic, półki z encyklopediami historycznymi.
    Za biurkiem stała niewysoka, pomarszczona kobieta z grubym kokiem siwych włosów misternie ułożonych z tyłu głowy. Przeglądała kilka list zza grubych okularów.
Dzień dobry, uczniowie. - Powiedziała nie podnosząc wzroku.
- Dzień dobry, pani Reuge. - Gdy szmer rozpakowywanych toreb ucichł, w klasie rozległa się cisza. Angel zajęła miejsce w ostatniej ławce z tyłu, obecnie nerwowo postukując swoim czarnym długopisem w ciemnobrązowy blat stołu.
- Angel O'Connel? - Zapytała kobieta. Angel od razu podniosła się z ławki i podreptała do biurka nauczycielki. Kobieta wlepiła w nią parę zielonych oczu.
- Słucham. - Powiedziała dziewczyna błądząc wzrokiem po biurku nauczycielki.
- Powiedz mi, jak daleko doszliście z materiałem w poprzedniej szkole? - Tym razem kobieta odezwała się ciszej. Angel rozejrzała się po klasie. Każdy z uczniów zerkał do książki przedmiotowej, bez najmniejszego szmeru. W poprzedniej szkole, w takiej sytuacji, cała jej klasa zaczęłaby głośno żartować, rzucać papierkami i wysyłać smsy.
    Ale nie była już w poprzedniej szkole.
Gdzieś koło lat pięćdziesiątych szesnastego wieku.
- Och, to przez jakiś czas ponudzisz się na naszych lekcjach, my dopiero zaczynamy Tudorów.
    Nauczycielka podała jej kalendarium Tudorów, które Angel miała już w małym paluszku. 
- W przyszłym tygodniu przyjdź i zdaj mi je. Będziesz miała spokój na ten semestr. - Uśmiechnęła się do niej ciepło i odprawiła ją do ławki. Pani Reuge miała coś w sobie z dobrodusznej babuni.
    Po chwili pogrążyła się w historii Henryka VII.

    Stołówka bardzo ją zdziwiła. Mieściła się na pierwszym piętrze. Wchodziło się do niej dużymi drzwiami z witrażami. Przypominała bardziej ogromną restaurację niż szkolną stołówkę.
    Clarissa pociągnęła ją w stronę masywnego drewnianego stołu. Na każdym rozłożona była pełna zastawa, ozdobna serwetka i kieliszek.
    Angel zamrugała kilkakrotnie.
- Tutaj siedzimy razem z moimi przyjaciółmi. Co byś zjadła? Codziennie jest kogoś innego kolej na przynoszenie jedzenia, dzisiaj wypadło na mnie. - Posłała jej oczko.
- Yhm, nie mam pojęcia, może ty coś zaproponujesz? - Zapytała białowłosa i zajęła pierwsze lepsze miejsce przy stole.
- No tak, jasne. Może jakaś sałatka? - Angel pokiwała głową, a Clarissa znikła w tłumie uczniów zajmujących miejsca przy stolikach. Rozejrzała się. Po drugiej stronie sali, zasiadali nauczyciele. Rozpoznała jedynie Profesora Conata, Panią Reuge i Millington – jej nauczycielkę trygonometrii.
    Rozejrzała się po drugiej stronie sali. Dopiero teraz zauważyła, że stołówka była podzielona na sektory. Jak szybko zorientowała się po kolorze mundurków, dzielono na roczniki.
    Najstarszy rocznik zajmował prawy róg stołówki i odcinał się od reszty kolorem obrusów – były czarne, idealnie pasujące do ich marynarek.
    Stoliki drugich klas z popielatymi obrusami znajdowały się w lewym rogu, a te delikatnie szare na samym środku.
- Cześć. - Angel odwróciła głowę w stronę dźwięku. Dziewczyna która stała nad nią miała dość zwyczajne, lecz ładne rysy. Uśmiechała się do niej niepewnie, a Irlandka odwzajemniła jej taką samą miną. - Jestem Finn.
- Angel. - Uścisnęły sobie dłonie, a Finn usiadła naprzeciw białowłosej.
- Clarissa cię tu przyprowadziła, prawda? - Angel podniosła wzrok zaskoczona. Finn zaśmiała się nerwowo. - Och, przepraszam, to musiało zabrzmieć odrobinę niegrzecznie.
- No cóż. - Powiedziała Angel i zagryzła wargę.
- Chodziło mi o to, czy jesteś podopieczną Clar. - To nie było pytanie. Angel miała świadomość że Finn próbuje jakoś podtrzymać rozmowę, chodź identycznie jak jej, nie wychodziło to za dobrze.
- Ohoho! Kogo my tu mamy. - Białowłosa przekręciła boleśnie kark do tyłu. Za nią stał średniego wzrostu chłopak z zaczesaną grzywką do przodu i krócej podciętymi bokami.
-Zaczyna się... - Powiedziała cicho Finn.
-Jestem Theophil, ale mów mi Theo. - Odparł chłopak,ujął drobną dłoń dziewczyny i przyłożył do ust.
    Zaskoczona Angel nawet się nie odezwała.
-Theo zabierz łapy od Angel! Ile mam jeszcze razy powtarzać że ona jest moja? - Ratunkiem okazała się Clarissa niosąca metalową tacę z różnymi potrawami. Dziewczyna odetchnęła z ulgą, kiedy Theo puścił jej rękę i wydął wargę w geście obrazy.
-To mówiłaś to komuś jeszcze? Ktoś zapragnął poznać bliżej nasze świeże mięsko? - Miejsce naprzeciw Theo zajęła czarnoskóra dziewczyna z włosami prostymi jak struny, sięgającymi do pasa.
-Jesteś obrzydliwa Sophie. - Fuknęła na nią Clarissa i zaczęła rozkładać dania przed każdym z zasiadających przy stole.
-Możliwe. - Powiedziała Sophie i z gracją wyjęła sztućce zawinięte w fioletową serwetkę. Angel zastanowiły ostro zielony oczy dziewczyny, w których oświecił się dziwny blask kiedy ich wzroki się spotkały. Może popadała w paranoje.
-No to kto się zainteresował naszą Angel? - Podbił temat Theo i zaczął kroić swojego kurczaka. Na słowo „Nasza”, w głowie dziewczyny zapaliła się ostrzegawcza lampka. Wkurzył ją ten przymiotnik. Ale obiecała sobie. Nie da się ponieść gniewowi. Zmieniła się i głupie słowo tego wszystkiego nie zepsuje.
-Przyczepiła się do niej Ophelia ze swoją świtą, a na wieży... Seth. - Na imię chłopaka wszyscy zamarli. Nawet Sophia, chodź nie przestała jeść, zainteresowała się tym co mówi Clarissa.
-Seth Cardoff? - Zapytał Theo.
-No tak. - Powiedziała Clarissa rozgrzebując swoją potrawkę. Dopiero teraz Angel przypomniała sobie że ma przed sobą miskę sałatki. Za bardzo wczuła się w rozszyfrowywanie min i spojrzeń całej czwórki.
-Coś nie tak? - Zapytała Angel pewnym głosem. Nie lubiła kiedy nie wiedziała co się dzieje.
-Od Setha Cardoff i od reszty jego przyjaciół lepiej trzymać się z daleka. - Powiedziała cicho Finn.
-Coś nie tak z nim? - Zapytała ponownie, ale poznanie odpowiedzi uniemożliwił jej dzwonek lekcyjny.   Czekał ją jeszcze Hiszpański oraz Psychologia i Socjologia. 

    Po lekcjach pożegnała się z Clarissą i prawie od razu podążyła do swojej szafki. Podpatrzyła że większość uczniów zostawia mundurki w szafkach, tylko niektórzy przekładają je przez ramię i kierują się ku wyjściu.
    Uznała że jest zadowalająca czysty i powiesiła go na satynowymi wieszaczku. Naciągnęła czarną ramoneskę na ramiona, wyciągnęła kluczyk z zamka i podążyła ku wyjściu.
    Część uczniów porozchodziła się na zajęcia dodatkowe, na które Angel miała miesiąca aby się zapisać.   Obowiązkowo co najmniej trzy tygodniowo. Co to za szkoła? Czy naprawdę chcieli ją wykończyć?
    Czym bliżej wyjścia, tym frustracja narastała w niej coraz bardziej. Cały dzień kryła w sobie emocje. Wściekłość na rodziców za przeprowadzkę i za to że każą jej się tu uczyć. Za Clarissę i za tą jej bezinteresowną pomoc. Po co to robiła? Angel nie potrzebowała pomocy, ani przyjaciół. Była też wściekła na Setha, za to że uznał ją za chorą psychicznię dziewczynę, która lubiła dreszczyk adrenaliny w złym tego słowa znaczeniu. Ale największą wściekłość, który po chwili przeistoczył się w zalążek depresji, wywołał widok który ujrzała, kiedy wychodziła ze szkoły. Cały smętny i wyidealizowany krajobraz krył się obecnie za kurtyną grubych kropel zimnego deszczu.
    Zacisnęła pięści. Nienawidziła deszczu.
Cóż, w Irlandii także często padało, ale do cholery, deszcze trwały tam maksimum pół godziny! Od razu potem trzeba było prędko zaopatrzyć się w okulary przeciw słoneczne i napawać zapachem świeżej trawy.
    Ale Londyn to co innego. Tu mogło padać godzinami, dniami a nawet tygodniami.
    Angel postanowiła chociaż spróbować przeczekać ulewę. Wiedziała że miała na to nikłe szanse, chyba że decydowała się spać w szkole, ale zawsze warto próbować, prawda?
    Ochłonęła chwilę i postanowiła że przejdzie się do biblioteki po lekturę którą musi nadrobić u Pana Conata.
    Wspięła się po marmurowych schodach na trzecie piętro. Nie wchodziła do środka, jedynie Clarissa napomknęła że za ogromnymi mosiężnymi drzwiami znajduję się zbiór ksiąg należących do Lycaons Private School.
    Drzwi otworzyły się z zadziwiającą łatwością. Po zobaczeniu pomieszczenia, Angel opadła szczęką. Biblioteką nazywano tutaj ogromną aulę z kilkunastoma ogromnymi półkami opierającymi się o lewą ścianę i korytarzem mniejszych, lecz bardziej zdobionych półeczek na równoległej ścianie. Nad półkami widniały ozdobne tabliczki z sektorami od A do Z.
    Ściany były białe i pełne przepychu. Na równoległej ścianie do wejścia znajdowały się trzy ogromne złote okna, oddzielone od siebie pozłacanymi filarami. Pomieszczenie było także świetnie oświetlone.
    Pod oknami znajdowało się kilka stolików, z tego co widziała, każdy wyposażony był w globus, ryzę papieru i zestaw piór. Jeden z czterech stolików, zajęty był przez piątkę postaci pochylonych nad czymś.
Zauważyła że w pobliżu grupki znajduje się biurko, za którym zasiadała stosunkowo młoda kobieta jak na pracownika tej oświaty.
    Angel podeszła do niej i chrząknęła cicho. Około trzydziestoletnia bibliotekarka podniosła wzrok.
-Słucham? - Napis na jej plakietce głosił „Margharett Way”.
-Chciałam wypożyczyć... - Zaczęła grzebać nerwowo w torbie. Tytuł książki kompletnie wyleciał jej z głowy.
-Och, chwileczkę. Jesteś Angel O'Connel, prawda? - Zapytała kobieta i poprawiła okrągłe okulary na nosie. Świetnie. Czy naprawdę każdy ją tu zna?
-Tak się składa. - Powiedziała podejrzliwie.
-Profesor Conat uprzedził mnie że pewnie będziesz chciała wypożyczyć Satyrykon, nie mylę się?
-Nie. - Powiedziała zdziwiona dziewczyna.
-To poczekaj tu chwileczkę, a ja zaraz przyniosę ci książkę. Wpisz się tylko na listę. - Kobieta podała jej śnieżnobiałą podkładkę i złoty długopis.
-Po co? - Angel chwyciła jednak to, co podała jej bibliotekarka.
-Książek z tej biblioteki nie wypożyczamy do domu, moja droga. Są za cenne.
-Och, tak, jasne. - Odparła i wpisała imię i nazwisko w odpowiednią rubrykę, a Margharett zdążyła już zniknąć wśród półek. Angel zerknęła na listę. Wyższe rubryki były zapisane ozdobnym, kaligrafowanym pismem. Aż poczuła wstyd za swoje kulfony.
    Już miała odłożyć podkładkę kiedy jedno imię na liście przyciągnęło jej uwagę.
Seth Cardoff.
    Poczuła mrowienie na karku. Zerknęła kątem oka na grupę siedzącą przy jednym ze stolików. Ze zdziwieniem stwierdziła że rozpoznaje Ophelię siedzącą na jednym krześle razem z... Sethem. Koło nich nachylała się Blanca, a po przeciwległej stronie stolika siedziało dwóch chłopaków których Angel nie rozpoznawała. Cała grupa wpatrywała się w ciszy w coś na środku stolika. Dopiero po chwili dziewczyna zdała sobie sprawę że to szachy! Seth poruszył powoli ręką i przesunął jedną z figur do przodu. Angel zauważyła że brunet widocznie mierzący się z nim, zaciska szczękę. Seth jedynie uśmiechał się zawadiacko patrząc na obu chłopaków.
    Angel przełknęła głośno ślinę.
-Proszę. - Prawie podskoczyła kiedy Margharett włożyła w jej dłoń książkę.
-Dziękuję. - Wydukała.
-Możesz usiąść przy jednym ze stolików, a jeżeli chciałabyś więcej prywatności, pomiędzy sektorami jest kilka biurek. - Angel skinęła głową, choć Margharett tego nie zauważyła pogrążona w wypisywaniu kart bibliotecznych.
    Angel przełknęła ślinę. Teraz czekała ją szybka decyzja. Zniknąć pomiędzy regałami i nie zobaczyć nic, czy usiąść przy stoliku, mając widoczność na grupkę, mimo tego że pewnie nawet nie spojrzy na książkę.
    Chwileczkę, czemu jej tak właściwie zależało żeby oglądać to grę? Angel, obudź się! To szachy! Najnudniejsza gra w historii ludzkości!
    Dziewczyna drgnęła i poruszona impulsem przeszła po wypastowanych panelach przez środek biblioteki aż do regałów, co wydawało jej się wiecznością. Weszła pomiędzy dwa regały i zaciągnęła się powietrzem. Zirytował ją fakt że nie poczuła charakterystycznego zapachu pogniłych stron i zakurzonych okładek. Wzdrygnęła się i usiadła przy brązowym prostym biurku. Przejechała po lakierowanej powierzchni. W innych szkołach, cały blat byłby pewnie cały poorany od wulgarnych napisów oraz wyznań miłosnych.
    Wzięła kartkę papieru i ciężki długopis do ręki. Otworzyła książkę pachnącą nowością i zaczęła czytać. Kilka sekund później zatopiła się w awanturniczej historii przeklętego Enkolpiusza*.

*ENKOLPIUSZ - bohater Satyrykonu Gajuszza Petroniusza, na którym ciąży klątwa Priapa, na skutek świętokradztwa. Wyrusza w podróż do Marsylii, cel nieznany ponieważ tego fragment nie uchował się do dzisiejszych czasów. Bohater ma wiele niezwykłych przygód jak np. spotkanie z wilkołakiem. 

piątek, 18 stycznia 2013

Rodział I "Miała dziwne wrażenie że w oczach tej trójki było coś... zwierzęcego"

    Lycanos Private School można by uznać za normalną szkołę. Ale uznawanie przez ludzi z zewnątrz nie nawiązywało do tego, czy szkoła była normalna czy też nie.
    Angel westchnęła i przekroczyła próg nowej szkoły.
    Jej zdaniem taka zmiana w środku semestru nie była dobrym pomysłem, ale jej rodzice nie widzieli w tym nic złego.
-Przecież tak dobrze się uczysz. A w Lycanos będziesz mogła się wykazać. - Powiedział jej ojciec w dniu kiedy dowiedziała się że wyjeżdżają z Irlandii wprost do deszczowego i ponurego Londynu.
    To co ją zdziwiło najbardziej, to fakt że korytarze szkoły były puste. No tak, może tutaj w Londynie nie wszyscy, tak jak ona, przychodzili do szkoły pół godziny przed lekcjami.
    Westchnęła i zsunęła się wzdłuż ściany, naprzeciw (jeżeli wierzyć pogniecionemu planowi w jej ręce) drzwi, gdzie miała odbyć się jej pierwsza lekcja. Jednak szybko zrezygnowała z tego działania i podążyła wzdłuż korytarza w poszukiwaniu łazienki.
    Stanęła przed lustrem. Na pierwszy dzień nie wybrała zbyt ekstrawaganckiego stroju, jak miała w zwyczaju w starej szkole. Nawet pozbyła się niebieskich pasemek odcinających się od jej rozjaśnionych tak bardzo włosów, że aż stały się białawe.
    Miała na sobie czarne rurki, białą koszulę która wystawała spod szarego plecionego swetra i skórzaną ramoneskę. Londyńsko.
    Już miała wychodzić z toalety kiedy zdała sobie sprawę że widzi kilka postaci zza niewielkim oknem.  Stanęła na palcach i wyjrzała przez nie. Okno miało widok na wypielęgnowany dziedziniec w środku szkoły. Wszędzie nieskazitelne kamienne stoliki i ławeczki, idealnie przycięta trawa i zaokrąglone krzewy.  
   Wzdrygnęła się. A pomiędzy tym wszystkim idealni uczniowie Lycanos Private School.
    W życiu by nie pomyślała by siedzieć na podwórku w taką pogodę. Kiedy chmury zwiastowały że lada moment lunie deszcz. Ale chociaż wiatr, który miał możliwość zniszczenia ich idealnie wystylizowanych fryzury, nie mógł im zagrozić ponieważ dziedziniec był otoczony kremowymi murami szkoły. Jak w jakimś zamku wyciągniętym wprost z XIX wieku.
    Och, byłaby zapomniała.
    Przecież szkoła mieści się w zamku wyciągniętym wprost z XIX wieku.
    Ktoś około pięćdziesiąt lat temu wpadł na pomysł zagospodarowania wnętrza na prywatne liceum dla snobistycznych, wymuskanych nastolatków. I kimś takim właśnie stała się Angel zapisując do tej szkoły.
Wreszcie zadzwonił dzwonek. Na początku nawet się nie poruszyła, bo nawet cholerny dzwonek na lekcje brzmiał inaczej niż w szkole w Irlandii.     Chwyciła czarną torbę i zerknęła na zegarek. Była 8.45. Hm?
    Wyjrzała jeszcze raz przez okno. Wszyscy już  zbierali się do środka. Wyszła na korytarz i stanęła koło klasy. Usłyszała szmer rozmów i poczuła że korytarz ożywa. Uczniowie podeszli do miedzianych szafek przy ścianie i zaczęli rozbierać kurtki. Po chwili zauważyła że każdy i każda z nich zakłada na siebie marynarkę w różnych odcieniach szarości.
    Zamrugała kilkakrotnie.
- Hej, ty jesteś Angel? - Dziewczyna odwróciła się na pięcie. Za nią stała średniego wzrostu dziewczyna z kasztanowymi włosami i prostą grzywką opadającą jej na oczy. Miała brązowe ślepia i ani śladu makijażu, w przeciwieństwie do Angel.
- No tak. - Wykrztusiła dziewczyna.
- Jestem Clarissa. Jestem kimś w stylu ludzkiego pakietu powitalnego. - Zaśmiała się krótko. Wyglądała na dużo młodszą od Angel. Clarissa mówiła także z mocnym angielskim akcentem który strasznie irytował dziewczynę.
 - Mam pomóc znaleźć ci mundurek. - Tu chwyciła się za klapę jasno popielatej marynarki. Niespodziewanie chwyciła ją za rękę i pociągnęła. - Chodź, przecież nie chcesz się spóźnić na swoją pierwszą lekcję!
    Zaskoczona Angel nawet nie zaprotestowała. Dała się jedynie ciągnąć Clarissie przez tłum uczniów którzy wlepiali bezwstydnie w nią wzrok. No cóż, przez najbliższe miesiące będzie uchodziła za dziwadło. Zresztą, jak zwykle, kiedy zmieniała szkołę.
- Pozwalają nam nosić co chcemy, ale musimy mieć na to marynarkę z herbem szkoły. - Odwróciła się w jej stronę i postukała w naszyte logo składające się z krwistoczerwonych liter LPS na biało czarnym tle.
    Stały przed złotawymi drzwiami z numerkiem 1. Clarissa zastukała w nie lekko i na słowa których Angel nawet nie dosłyszała, wciągnęła dziewczynę do środka.
- Dzień dobry panno Smiths! Czy można odebrać mundurek na nazwisko Angel O'Connel? - Dobra, jej imię mogła znać, ale nazwisko?
    Panna Smith wyglądała jak gwiazda kina lat 30 ubiegłego wieku. No dobra, podstarzała gwiazda. Przerzedzone blond włosy miała zakręcone na końcach. Cienkie brwi i usta pociągnięte czerwoną szminką, a na smukłej szyi połyskiwały zapewne sztuczne perły. Na sobie miała blady, satynowy uniform z plakietką. Na oko miała gdzieś 50 lat.
- Witaj Clarisso, oczywiście. - Kobieta chwile przyglądała się białowłosej dziewczynie wzrokiem którego nie umiała rozszyfrować. Wstała z białego krzesła,podeszła do szafki i otworzyła ją. Wyciągnęła z niej wieszak z identycznym jak Clarissa mundurkiem. Pogrzebała jeszcze w jasno malinowym segregatorze i wyciągnęła z niego ciężki kluczyk.
- Szafka numer 129. - Posłała jej ciepły uśmiech i podała rzeczy. Angel jęknęła w duchu. Czy w Anglii nie znano szafek na szyfr?
- Dziękujemy! - Powiedziała brunetka i chwilę później były już na korytarzu. Angel zauważyła że uczniowie zebrali się w grupkach i rozmawiali ze sobą. Ponownie, kiedy przechodziła koło nich, każdy wlepiał w nią wzrok. - Szafka numer 129! To ci historia, ja mam 126! - Zagaiła Clarissa i wskazała na szafkę z metalowym numerkiem 129.
- Clarisso, od czego zależą kolory mundurków? - To chyba było najdłuższe zdanie Angel które wypowiedziała dzisiejszego dnia. A zwykle nie była taka cicha, jedynie monumentalność tego wszystkiego ją przygniatała.
- Zależy od rocznika do którego uczęszczasz. Najmłodszy ma jasno szary, my mamy popielaty, a najstarszy czarny. To chyba po to żeby nas rozróżniać. - Clarissa posłała jej uśmiech, a Angel go odwzajemniła. Poniekąd była wdzięczna dziewczynie za to że jest dla niej taka miła, pomimo tego, że pewnie kazano jej być taką. Otworzyła szafkę, ściągnęła marynarkę z atłasowego wieszaka na którym powiesiła ramoneskę i założyła ją na ramiona. Pachniała lawendowym płynem do płukania.
- Ładnie na tobie leży! - Powiedziała Clarissa i klasnęła w dłonie. Niezręczną sytuację przerwał dzwonek. - Ups, czas nam się skończył. Do której klasy chodzisz?
- Uhm. - Spojrzała na kartkę którą ciągle ściskała w ręce. - II c
- Och, witaj koleżanko z klasy! - Podeszły do drzwi. Zobaczyła wokół siebie wiele twarzy chłopaków i dziewczyn, tym razem zajętych rozmawianiem w grupkach 3-4 osobowych. Kompletnie nie zwracali na nią uwagi. Po kilku sekundach do klasy wpuścił ich typowy angielski profesorek. Siwe włosy, zakola, grube okulary i twarz wyrażający grymas ciągłego niezadowolenia. Miał na sobie dzierganą kamizelkę założoną na białą koszulę i czarne lakierki. Angel westchnęła. Literatura, cudnie.
    Zaskoczyło ją wnętrze klasy, a raczej auli wykładowczej. Całą jedną ścianę zajmowała duża zielona tablica, a pośrodku niej na lekkim podwyższeniu stało biurko. Dopiero po chwili zdała sobie sprawę że wszyscy uczniowie zajęli już miejsca, a ona stoi jak idiotka i przygląda się wnętrzu. Zakryła twarz włosami i szybko wspięła się na audytorium. Rozglądnęła się za wolnym miejscem i zobaczyła jedno z samego przodu. Chociaż nie będzie narażona na ciekawskie spojrzenia uczniów jej klasy.
    Na szczęście Profesor Conat, jak mówiła jego plakietka, nie kazał jej się przedstawiać ani nic z tych rzeczy. Po prostu od razu zaczął omawiać Metamorfozy Owidiusza, a dokładniej mit o Likaonie*.  
    Angel zdziwiła się, ponieważ w poprzedniej szkole ten zbiór mitów nie widniał na liście lektur. Zresztą cała lista lektur którą wręczył jej Profesor Conat po lekcji była dziwna. Volsunga Saga, Historia de Gentibus Septentrionalibus Olausa Magnusa oraz De praestigu daemonum Weyera. Z tego co jeszcze jej powiedział miała do nadrobienia obowiązkowy Satyrykon Petroniusza.
    Gdy wychodziła z klasy, potknęła się o próg i zapewne runęłaby na ziemię gdyby nie złapała jej jakaś jasna dłoń. Gdy tylko świat przestał wirować, Angel spojrzała na swojego wybawcę, w woli ścisłości wybawczynię.
    Dłoń należała do dziewczyny z blond włosami, spiętymi w schludny kucyk, obecnie z wpatrującą się w Angel z delikatnym pół uśmiechem i zwężonymi oczami. Na jej twarzy można było dostrzec siateczkę jasnych piegów.
- Jestem Ophelia. - Powiedziała i wyciągnęła do niej dłoń. Zauważyła,  że dziewczyna ma bardzo długie paznokcie, zaostrzone na końcu w kolorze bladego różu. Angel aż bała się uścisnąć jej rękę. - A ty jesteś nowa, tak?
- Nazywam się Angel. - Powiedziała i zmusiła się do miłego uśmiechu. Tak powtarzała jej mama z każdym pierwszym dniem w nowej szkole. Uśmiechaj się, bądź miła. Wtedy szybko znajdziesz przyjaciół.
- Bardzo mi miło. - Powiedziała ukazując rząd śnieżnobiałych zębów. Angel szła o zakład że w dzieciństwie nosiła aparat ortodontyczny. - To jest Vicky, a to Blanca. - Wskazała za siebie. Za nią stały dwie długonogie dziewczyny. Jedna, jak się domyślała Vicky miała na sobie czarno białe spodnie w podłużne paski i czarny T-shirt ze standardową czarną marynarką, a Blanca kremową koszulę i botki, za które Angel dałaby sobie uciąć palce.
- Masz już trzech nowych znajomych na Facebooku. - Vicky puściła do niej oczko.
- Zjesz z nami lunch? - Zapytała Blanca słodkim głosikiem przekrzywiając głowę w bok. Szybka jest.
- Przykro mi, ale Angel jest już zarezerwowana. - Znikąd u jej boku pojawiła się Clarissa. Ophelia ponownie zmrużyła oczy.
- Jeżeli zmienisz zdanie, zajmiemy ci miejsce. - Powiedziała ciemnowłosa dziewczyna ciągle mierząc się wzrokiem z niższą od siebie brunetką. Dobra, to już przekraczało wszystkie normy dziwactwa.
    Kurcze, miała dziwne wrażenie że w oczach tej trójki było coś... zwierzęcego.
    Jakby na znak, cała trójka odwróciła się i zniknęła w tłumie.
- Kto to był? - Zapytała Angel wpatrując się w plecy dziewczyn.
- Ophelia Lycans, Victoria Spencer i Blanca Hathorne. Ophelia jest córką dyrektora, a zarazem prapra wnuczką założyciela szkoły i myśli że wszystko jej wolno. - Odparła Clarissa i wzruszyła ramionami. - Gotowa na dalsze zwiedzanie? - Zapytała, a Angel mimowolnie pokiwała głową. Ciągle w głowie miała dziwne zwierzęce spojrzenie dziewczyn.
    W ciągu następnych trzech przerw, Clarissa zdążyła pokazać dziewczynie każde z pięter zakończone wykuszami z oknem z widokiem na dziedziniec szkoły i kilkoma roślinami doniczkowymi w ozdobnych donicach.     
    Ciągle tajemnicą dla niej było to jak dostać się na dziedziniec, ale Clarissa zapowiedziała że pokaże jej to na samym końcu wycieczki. Na przerwie przed lunchem, dziewczyna zabrała ją na samą górę do „dzwonnicy”. Wspinanie się na to piętro było męczące, ale opłacało się. Dzwonnicą okazała się wieżyczką która faktycznie kiedyś spełniała tą rolę. Obecnie była miejscem spędzania przerw. W miejsca dawnych otworów wstawiono okna z pozłacanymi ramami oraz założono mini plantację czerwonych róż. Temu miejscu nie można było odmówić uroku. Chyba jako jedyne w całym budynku nie było idealne, wyczyszczone aż do przesady i wypielęgnowane.
- Pięknie tu. - Powiedziała Angel i zerknęła przez otwarte okno. Widok był niesamowity. Widać było całe obrzeża Londynu i las za szkołą.
- Wiem, lubię tu przesiadywać z przyjaciółmi. - Odparła Clarissa i wzruszyła ramionami. Chwilkę później usłyszały zdyszany głos. Zaraz potem zza filaru wyjawiła się twarz młodego Japończyka.
- Clarissa! Wszędzie Cię szukam! Panna Goovenmayer ma problem ze stacją badawczą i prosiła mnie żebym szybko cię znalazł. - Wydyszał i złapał dziewczynę za nadgarstek. Clarissa uśmiechnęła się przepraszająco.
- Nie ma sprawy, zostanę tutaj i pooglądam. - Zapewniła dziewczynę Angel i strzeliła stawami. W sumie naprawdę było jej to na rękę. Mogła pobyć na chwilę sam na sam ze swoimi myślami, ponieważ reszta uczniów także nagle się stąd ulotniła.
    Westchnęła i złapała za ramę okna i wychyliła się lekko, aby lepiej przyjrzeć się lasowi. Poczuła zapach igieł i wilgotnego runa. Rozkoszowała się tym bodźcem. Zawsze uwielbiała lasy, długie spacery, wspinaczki po drzewach... Do tego ten wiatr smagający delikatnie jej twarz i plączący włosy. Otworzyła oczy i spojrzała w dół. Na sekundę zakręciło jej się w głowie, ale szybko to minęło.     Przez głowę przeszła jej jedna myśl.
    Ciekawe jak to by było spadać w dół. Czuć opór powietrza i czuć że się go przezwycięża. To musi być cudowne, być takim wolnym.
    Zwilżyła usta.
    Tylko jeden malutki kroczek do przodu i...
- Ja bym na twoim miejscu tego nie robił. - Odwróciła głowę do tyłu. O ten sam filar zza którego wyłonił się Japończyk, opierał się chłopak. Miał krótkie blond włosy, przetykane złotymi pasemkami, kwadratową szczękę i duże niebieskie oczy. Grube brwi miał uniesione do góry. Ubrany był w beżowe spodnie, koszulę w kratę i czarną marynarkę. Och, starszy. Zauważyła, że na zaplecionych nadgarstkach na piersi, miał kilka sznurkowych bransoletek.
-Bo? - Zapytała cicho. Dopiero teraz zdała sobie sprawę że stoi w oknie i jedną ręką trzymając ramę, wychylała się niebezpiecznie do przodu. No cóż, musiało to wyglądać, jakby chciała targnąć na swoje życie.
- Bo byłbym świadkiem twojej śmierci. Ciągaliby mnie po komisariatach, sądach, a do tego pewnie skazano by mnie za to że cię nie powstrzymałem. - Ta odpowiedz zaskoczyła dziewczynę.
- Mógłbyś powiedzieć, że gdy tu przyszedłeś, już skoczyłam. - Odparła pewniej, ale zdecydowała się na powrót do środka. Zeskoczyła i zgrabnie wylądowała przed chłopakiem. On wpatrywał się w nią chwilę lazurowymi oczami.
- To nie zmieni faktu że i tak byłbym świadkiem. - Angel zauważyła że ma bardzo długie rzęsy, rzucające delikatny cień na jego policzki. Pewnie wiele dziewczyn uznałoby że jest przystojny, ją jednak ciągle odrzucał jego akcent.
-Jestem Angel. - Powiedziała i wyciągnęła do niego rękę.
-Wiem. - Odparł, ale nie podał jej ręki. Z podniesioną brwią i lekko urażoną dumą, dziewczyna opuściła dłoń.
- Angel? Jesteś tam jeszcze? - Usłyszała kroki na schodach. Sekundę później zobaczyła Clarissę, która za chwilę miała się zorientować że dziewczyna nie jest tu sama. Uśmiechnęła się do niej, ale podążyła za wzrokiem białowłosej której oczy wlepione był w twarz chłopaka.
- Och, Seth. Czyli już się znacie. - Powiedziała zaskoczona Clarissa.
- Cholera, Clar czy ty zawsze musisz mi wszystko zepsuć? - Powiedział chłopak przewracając oczami.
- Spadaj Cardoff, ona jest moja. - Odfuknęła, a Angel poczuła się odrobinę niezręcznie.
- Weź ją sobie, nie lubię dziewczyn które podnieca eksperymentowanie z wysokościami. - Powiedział i odbił się od filaru.
- Mnie wcale nie...! - Nie zdążyła dokończyć, ponieważ chłopak już zniknął. Westchnęła głęboko bo poczuła że cała się czerwieni ze złości.
- Wiesz o co mu chodziło? - Zapytała Clarissa. - Ach, nieważne. Seth to dziwak. Przystojny, ale dziwak. Nie przejmuj się nim. - Dziewczyna poklepała Angel po ramieniu. 

*Likaon - Zeus chcąc się osobiście przekonać o nieprawościach Likaona, pod postacią żebraka zjawił się na jego dworze. Król chcąc go wypróbować, podczas posiłku podał mu mięso ludzkie. Rozgniewany bóg uderzeniem pioruna zabił Likaona i jego synów. Według innej wersji Likaon i jego synowie zostali zamienieni w wilki. (wikipedia)