piątek, 18 stycznia 2013

Rodział I "Miała dziwne wrażenie że w oczach tej trójki było coś... zwierzęcego"

    Lycanos Private School można by uznać za normalną szkołę. Ale uznawanie przez ludzi z zewnątrz nie nawiązywało do tego, czy szkoła była normalna czy też nie.
    Angel westchnęła i przekroczyła próg nowej szkoły.
    Jej zdaniem taka zmiana w środku semestru nie była dobrym pomysłem, ale jej rodzice nie widzieli w tym nic złego.
-Przecież tak dobrze się uczysz. A w Lycanos będziesz mogła się wykazać. - Powiedział jej ojciec w dniu kiedy dowiedziała się że wyjeżdżają z Irlandii wprost do deszczowego i ponurego Londynu.
    To co ją zdziwiło najbardziej, to fakt że korytarze szkoły były puste. No tak, może tutaj w Londynie nie wszyscy, tak jak ona, przychodzili do szkoły pół godziny przed lekcjami.
    Westchnęła i zsunęła się wzdłuż ściany, naprzeciw (jeżeli wierzyć pogniecionemu planowi w jej ręce) drzwi, gdzie miała odbyć się jej pierwsza lekcja. Jednak szybko zrezygnowała z tego działania i podążyła wzdłuż korytarza w poszukiwaniu łazienki.
    Stanęła przed lustrem. Na pierwszy dzień nie wybrała zbyt ekstrawaganckiego stroju, jak miała w zwyczaju w starej szkole. Nawet pozbyła się niebieskich pasemek odcinających się od jej rozjaśnionych tak bardzo włosów, że aż stały się białawe.
    Miała na sobie czarne rurki, białą koszulę która wystawała spod szarego plecionego swetra i skórzaną ramoneskę. Londyńsko.
    Już miała wychodzić z toalety kiedy zdała sobie sprawę że widzi kilka postaci zza niewielkim oknem.  Stanęła na palcach i wyjrzała przez nie. Okno miało widok na wypielęgnowany dziedziniec w środku szkoły. Wszędzie nieskazitelne kamienne stoliki i ławeczki, idealnie przycięta trawa i zaokrąglone krzewy.  
   Wzdrygnęła się. A pomiędzy tym wszystkim idealni uczniowie Lycanos Private School.
    W życiu by nie pomyślała by siedzieć na podwórku w taką pogodę. Kiedy chmury zwiastowały że lada moment lunie deszcz. Ale chociaż wiatr, który miał możliwość zniszczenia ich idealnie wystylizowanych fryzury, nie mógł im zagrozić ponieważ dziedziniec był otoczony kremowymi murami szkoły. Jak w jakimś zamku wyciągniętym wprost z XIX wieku.
    Och, byłaby zapomniała.
    Przecież szkoła mieści się w zamku wyciągniętym wprost z XIX wieku.
    Ktoś około pięćdziesiąt lat temu wpadł na pomysł zagospodarowania wnętrza na prywatne liceum dla snobistycznych, wymuskanych nastolatków. I kimś takim właśnie stała się Angel zapisując do tej szkoły.
Wreszcie zadzwonił dzwonek. Na początku nawet się nie poruszyła, bo nawet cholerny dzwonek na lekcje brzmiał inaczej niż w szkole w Irlandii.     Chwyciła czarną torbę i zerknęła na zegarek. Była 8.45. Hm?
    Wyjrzała jeszcze raz przez okno. Wszyscy już  zbierali się do środka. Wyszła na korytarz i stanęła koło klasy. Usłyszała szmer rozmów i poczuła że korytarz ożywa. Uczniowie podeszli do miedzianych szafek przy ścianie i zaczęli rozbierać kurtki. Po chwili zauważyła że każdy i każda z nich zakłada na siebie marynarkę w różnych odcieniach szarości.
    Zamrugała kilkakrotnie.
- Hej, ty jesteś Angel? - Dziewczyna odwróciła się na pięcie. Za nią stała średniego wzrostu dziewczyna z kasztanowymi włosami i prostą grzywką opadającą jej na oczy. Miała brązowe ślepia i ani śladu makijażu, w przeciwieństwie do Angel.
- No tak. - Wykrztusiła dziewczyna.
- Jestem Clarissa. Jestem kimś w stylu ludzkiego pakietu powitalnego. - Zaśmiała się krótko. Wyglądała na dużo młodszą od Angel. Clarissa mówiła także z mocnym angielskim akcentem który strasznie irytował dziewczynę.
 - Mam pomóc znaleźć ci mundurek. - Tu chwyciła się za klapę jasno popielatej marynarki. Niespodziewanie chwyciła ją za rękę i pociągnęła. - Chodź, przecież nie chcesz się spóźnić na swoją pierwszą lekcję!
    Zaskoczona Angel nawet nie zaprotestowała. Dała się jedynie ciągnąć Clarissie przez tłum uczniów którzy wlepiali bezwstydnie w nią wzrok. No cóż, przez najbliższe miesiące będzie uchodziła za dziwadło. Zresztą, jak zwykle, kiedy zmieniała szkołę.
- Pozwalają nam nosić co chcemy, ale musimy mieć na to marynarkę z herbem szkoły. - Odwróciła się w jej stronę i postukała w naszyte logo składające się z krwistoczerwonych liter LPS na biało czarnym tle.
    Stały przed złotawymi drzwiami z numerkiem 1. Clarissa zastukała w nie lekko i na słowa których Angel nawet nie dosłyszała, wciągnęła dziewczynę do środka.
- Dzień dobry panno Smiths! Czy można odebrać mundurek na nazwisko Angel O'Connel? - Dobra, jej imię mogła znać, ale nazwisko?
    Panna Smith wyglądała jak gwiazda kina lat 30 ubiegłego wieku. No dobra, podstarzała gwiazda. Przerzedzone blond włosy miała zakręcone na końcach. Cienkie brwi i usta pociągnięte czerwoną szminką, a na smukłej szyi połyskiwały zapewne sztuczne perły. Na sobie miała blady, satynowy uniform z plakietką. Na oko miała gdzieś 50 lat.
- Witaj Clarisso, oczywiście. - Kobieta chwile przyglądała się białowłosej dziewczynie wzrokiem którego nie umiała rozszyfrować. Wstała z białego krzesła,podeszła do szafki i otworzyła ją. Wyciągnęła z niej wieszak z identycznym jak Clarissa mundurkiem. Pogrzebała jeszcze w jasno malinowym segregatorze i wyciągnęła z niego ciężki kluczyk.
- Szafka numer 129. - Posłała jej ciepły uśmiech i podała rzeczy. Angel jęknęła w duchu. Czy w Anglii nie znano szafek na szyfr?
- Dziękujemy! - Powiedziała brunetka i chwilę później były już na korytarzu. Angel zauważyła że uczniowie zebrali się w grupkach i rozmawiali ze sobą. Ponownie, kiedy przechodziła koło nich, każdy wlepiał w nią wzrok. - Szafka numer 129! To ci historia, ja mam 126! - Zagaiła Clarissa i wskazała na szafkę z metalowym numerkiem 129.
- Clarisso, od czego zależą kolory mundurków? - To chyba było najdłuższe zdanie Angel które wypowiedziała dzisiejszego dnia. A zwykle nie była taka cicha, jedynie monumentalność tego wszystkiego ją przygniatała.
- Zależy od rocznika do którego uczęszczasz. Najmłodszy ma jasno szary, my mamy popielaty, a najstarszy czarny. To chyba po to żeby nas rozróżniać. - Clarissa posłała jej uśmiech, a Angel go odwzajemniła. Poniekąd była wdzięczna dziewczynie za to że jest dla niej taka miła, pomimo tego, że pewnie kazano jej być taką. Otworzyła szafkę, ściągnęła marynarkę z atłasowego wieszaka na którym powiesiła ramoneskę i założyła ją na ramiona. Pachniała lawendowym płynem do płukania.
- Ładnie na tobie leży! - Powiedziała Clarissa i klasnęła w dłonie. Niezręczną sytuację przerwał dzwonek. - Ups, czas nam się skończył. Do której klasy chodzisz?
- Uhm. - Spojrzała na kartkę którą ciągle ściskała w ręce. - II c
- Och, witaj koleżanko z klasy! - Podeszły do drzwi. Zobaczyła wokół siebie wiele twarzy chłopaków i dziewczyn, tym razem zajętych rozmawianiem w grupkach 3-4 osobowych. Kompletnie nie zwracali na nią uwagi. Po kilku sekundach do klasy wpuścił ich typowy angielski profesorek. Siwe włosy, zakola, grube okulary i twarz wyrażający grymas ciągłego niezadowolenia. Miał na sobie dzierganą kamizelkę założoną na białą koszulę i czarne lakierki. Angel westchnęła. Literatura, cudnie.
    Zaskoczyło ją wnętrze klasy, a raczej auli wykładowczej. Całą jedną ścianę zajmowała duża zielona tablica, a pośrodku niej na lekkim podwyższeniu stało biurko. Dopiero po chwili zdała sobie sprawę że wszyscy uczniowie zajęli już miejsca, a ona stoi jak idiotka i przygląda się wnętrzu. Zakryła twarz włosami i szybko wspięła się na audytorium. Rozglądnęła się za wolnym miejscem i zobaczyła jedno z samego przodu. Chociaż nie będzie narażona na ciekawskie spojrzenia uczniów jej klasy.
    Na szczęście Profesor Conat, jak mówiła jego plakietka, nie kazał jej się przedstawiać ani nic z tych rzeczy. Po prostu od razu zaczął omawiać Metamorfozy Owidiusza, a dokładniej mit o Likaonie*.  
    Angel zdziwiła się, ponieważ w poprzedniej szkole ten zbiór mitów nie widniał na liście lektur. Zresztą cała lista lektur którą wręczył jej Profesor Conat po lekcji była dziwna. Volsunga Saga, Historia de Gentibus Septentrionalibus Olausa Magnusa oraz De praestigu daemonum Weyera. Z tego co jeszcze jej powiedział miała do nadrobienia obowiązkowy Satyrykon Petroniusza.
    Gdy wychodziła z klasy, potknęła się o próg i zapewne runęłaby na ziemię gdyby nie złapała jej jakaś jasna dłoń. Gdy tylko świat przestał wirować, Angel spojrzała na swojego wybawcę, w woli ścisłości wybawczynię.
    Dłoń należała do dziewczyny z blond włosami, spiętymi w schludny kucyk, obecnie z wpatrującą się w Angel z delikatnym pół uśmiechem i zwężonymi oczami. Na jej twarzy można było dostrzec siateczkę jasnych piegów.
- Jestem Ophelia. - Powiedziała i wyciągnęła do niej dłoń. Zauważyła,  że dziewczyna ma bardzo długie paznokcie, zaostrzone na końcu w kolorze bladego różu. Angel aż bała się uścisnąć jej rękę. - A ty jesteś nowa, tak?
- Nazywam się Angel. - Powiedziała i zmusiła się do miłego uśmiechu. Tak powtarzała jej mama z każdym pierwszym dniem w nowej szkole. Uśmiechaj się, bądź miła. Wtedy szybko znajdziesz przyjaciół.
- Bardzo mi miło. - Powiedziała ukazując rząd śnieżnobiałych zębów. Angel szła o zakład że w dzieciństwie nosiła aparat ortodontyczny. - To jest Vicky, a to Blanca. - Wskazała za siebie. Za nią stały dwie długonogie dziewczyny. Jedna, jak się domyślała Vicky miała na sobie czarno białe spodnie w podłużne paski i czarny T-shirt ze standardową czarną marynarką, a Blanca kremową koszulę i botki, za które Angel dałaby sobie uciąć palce.
- Masz już trzech nowych znajomych na Facebooku. - Vicky puściła do niej oczko.
- Zjesz z nami lunch? - Zapytała Blanca słodkim głosikiem przekrzywiając głowę w bok. Szybka jest.
- Przykro mi, ale Angel jest już zarezerwowana. - Znikąd u jej boku pojawiła się Clarissa. Ophelia ponownie zmrużyła oczy.
- Jeżeli zmienisz zdanie, zajmiemy ci miejsce. - Powiedziała ciemnowłosa dziewczyna ciągle mierząc się wzrokiem z niższą od siebie brunetką. Dobra, to już przekraczało wszystkie normy dziwactwa.
    Kurcze, miała dziwne wrażenie że w oczach tej trójki było coś... zwierzęcego.
    Jakby na znak, cała trójka odwróciła się i zniknęła w tłumie.
- Kto to był? - Zapytała Angel wpatrując się w plecy dziewczyn.
- Ophelia Lycans, Victoria Spencer i Blanca Hathorne. Ophelia jest córką dyrektora, a zarazem prapra wnuczką założyciela szkoły i myśli że wszystko jej wolno. - Odparła Clarissa i wzruszyła ramionami. - Gotowa na dalsze zwiedzanie? - Zapytała, a Angel mimowolnie pokiwała głową. Ciągle w głowie miała dziwne zwierzęce spojrzenie dziewczyn.
    W ciągu następnych trzech przerw, Clarissa zdążyła pokazać dziewczynie każde z pięter zakończone wykuszami z oknem z widokiem na dziedziniec szkoły i kilkoma roślinami doniczkowymi w ozdobnych donicach.     
    Ciągle tajemnicą dla niej było to jak dostać się na dziedziniec, ale Clarissa zapowiedziała że pokaże jej to na samym końcu wycieczki. Na przerwie przed lunchem, dziewczyna zabrała ją na samą górę do „dzwonnicy”. Wspinanie się na to piętro było męczące, ale opłacało się. Dzwonnicą okazała się wieżyczką która faktycznie kiedyś spełniała tą rolę. Obecnie była miejscem spędzania przerw. W miejsca dawnych otworów wstawiono okna z pozłacanymi ramami oraz założono mini plantację czerwonych róż. Temu miejscu nie można było odmówić uroku. Chyba jako jedyne w całym budynku nie było idealne, wyczyszczone aż do przesady i wypielęgnowane.
- Pięknie tu. - Powiedziała Angel i zerknęła przez otwarte okno. Widok był niesamowity. Widać było całe obrzeża Londynu i las za szkołą.
- Wiem, lubię tu przesiadywać z przyjaciółmi. - Odparła Clarissa i wzruszyła ramionami. Chwilkę później usłyszały zdyszany głos. Zaraz potem zza filaru wyjawiła się twarz młodego Japończyka.
- Clarissa! Wszędzie Cię szukam! Panna Goovenmayer ma problem ze stacją badawczą i prosiła mnie żebym szybko cię znalazł. - Wydyszał i złapał dziewczynę za nadgarstek. Clarissa uśmiechnęła się przepraszająco.
- Nie ma sprawy, zostanę tutaj i pooglądam. - Zapewniła dziewczynę Angel i strzeliła stawami. W sumie naprawdę było jej to na rękę. Mogła pobyć na chwilę sam na sam ze swoimi myślami, ponieważ reszta uczniów także nagle się stąd ulotniła.
    Westchnęła i złapała za ramę okna i wychyliła się lekko, aby lepiej przyjrzeć się lasowi. Poczuła zapach igieł i wilgotnego runa. Rozkoszowała się tym bodźcem. Zawsze uwielbiała lasy, długie spacery, wspinaczki po drzewach... Do tego ten wiatr smagający delikatnie jej twarz i plączący włosy. Otworzyła oczy i spojrzała w dół. Na sekundę zakręciło jej się w głowie, ale szybko to minęło.     Przez głowę przeszła jej jedna myśl.
    Ciekawe jak to by było spadać w dół. Czuć opór powietrza i czuć że się go przezwycięża. To musi być cudowne, być takim wolnym.
    Zwilżyła usta.
    Tylko jeden malutki kroczek do przodu i...
- Ja bym na twoim miejscu tego nie robił. - Odwróciła głowę do tyłu. O ten sam filar zza którego wyłonił się Japończyk, opierał się chłopak. Miał krótkie blond włosy, przetykane złotymi pasemkami, kwadratową szczękę i duże niebieskie oczy. Grube brwi miał uniesione do góry. Ubrany był w beżowe spodnie, koszulę w kratę i czarną marynarkę. Och, starszy. Zauważyła, że na zaplecionych nadgarstkach na piersi, miał kilka sznurkowych bransoletek.
-Bo? - Zapytała cicho. Dopiero teraz zdała sobie sprawę że stoi w oknie i jedną ręką trzymając ramę, wychylała się niebezpiecznie do przodu. No cóż, musiało to wyglądać, jakby chciała targnąć na swoje życie.
- Bo byłbym świadkiem twojej śmierci. Ciągaliby mnie po komisariatach, sądach, a do tego pewnie skazano by mnie za to że cię nie powstrzymałem. - Ta odpowiedz zaskoczyła dziewczynę.
- Mógłbyś powiedzieć, że gdy tu przyszedłeś, już skoczyłam. - Odparła pewniej, ale zdecydowała się na powrót do środka. Zeskoczyła i zgrabnie wylądowała przed chłopakiem. On wpatrywał się w nią chwilę lazurowymi oczami.
- To nie zmieni faktu że i tak byłbym świadkiem. - Angel zauważyła że ma bardzo długie rzęsy, rzucające delikatny cień na jego policzki. Pewnie wiele dziewczyn uznałoby że jest przystojny, ją jednak ciągle odrzucał jego akcent.
-Jestem Angel. - Powiedziała i wyciągnęła do niego rękę.
-Wiem. - Odparł, ale nie podał jej ręki. Z podniesioną brwią i lekko urażoną dumą, dziewczyna opuściła dłoń.
- Angel? Jesteś tam jeszcze? - Usłyszała kroki na schodach. Sekundę później zobaczyła Clarissę, która za chwilę miała się zorientować że dziewczyna nie jest tu sama. Uśmiechnęła się do niej, ale podążyła za wzrokiem białowłosej której oczy wlepione był w twarz chłopaka.
- Och, Seth. Czyli już się znacie. - Powiedziała zaskoczona Clarissa.
- Cholera, Clar czy ty zawsze musisz mi wszystko zepsuć? - Powiedział chłopak przewracając oczami.
- Spadaj Cardoff, ona jest moja. - Odfuknęła, a Angel poczuła się odrobinę niezręcznie.
- Weź ją sobie, nie lubię dziewczyn które podnieca eksperymentowanie z wysokościami. - Powiedział i odbił się od filaru.
- Mnie wcale nie...! - Nie zdążyła dokończyć, ponieważ chłopak już zniknął. Westchnęła głęboko bo poczuła że cała się czerwieni ze złości.
- Wiesz o co mu chodziło? - Zapytała Clarissa. - Ach, nieważne. Seth to dziwak. Przystojny, ale dziwak. Nie przejmuj się nim. - Dziewczyna poklepała Angel po ramieniu. 

*Likaon - Zeus chcąc się osobiście przekonać o nieprawościach Likaona, pod postacią żebraka zjawił się na jego dworze. Król chcąc go wypróbować, podczas posiłku podał mu mięso ludzkie. Rozgniewany bóg uderzeniem pioruna zabił Likaona i jego synów. Według innej wersji Likaon i jego synowie zostali zamienieni w wilki. (wikipedia)

6 komentarzy:

  1. Świetny rozdział i nie mogę się doczekać kolejnego. Z tła zgaduję że będzie to o wilkołakach.

    PS. Taki mały błąd w tekście

    Po kilku sekundach do klasy wpuścił ich do klasy...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Och, ok już to poprawiam! Dzięki wielkie, postaram się jak najszybciej dodać następny :)
      I tak dobrze zgadujesz :D

      Usuń
  2. Super!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!

    OdpowiedzUsuń
  3. Siedze wlasnie na zastepstwie i nie moge sie oderwac od Twojej powiesci ;* ! Super dobralas zdjecia ide czytac drugi rozdzial ! :*
    Zapraszam http://nevergiveup151900.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  4. Dopiero zaczynam, a już cie kocham <3

    OdpowiedzUsuń