wtorek, 22 stycznia 2013

Rozdział II "Zirytował ją fakt że nie poczuła charakterystycznego zapachu pogniłych stron i zakurzonych okładek"

    Razem z Clarissą weszły do sali historycznej. Nie było w niej nic nadzwyczajnego. Wiele map, kilka tablic, półki z encyklopediami historycznymi.
    Za biurkiem stała niewysoka, pomarszczona kobieta z grubym kokiem siwych włosów misternie ułożonych z tyłu głowy. Przeglądała kilka list zza grubych okularów.
Dzień dobry, uczniowie. - Powiedziała nie podnosząc wzroku.
- Dzień dobry, pani Reuge. - Gdy szmer rozpakowywanych toreb ucichł, w klasie rozległa się cisza. Angel zajęła miejsce w ostatniej ławce z tyłu, obecnie nerwowo postukując swoim czarnym długopisem w ciemnobrązowy blat stołu.
- Angel O'Connel? - Zapytała kobieta. Angel od razu podniosła się z ławki i podreptała do biurka nauczycielki. Kobieta wlepiła w nią parę zielonych oczu.
- Słucham. - Powiedziała dziewczyna błądząc wzrokiem po biurku nauczycielki.
- Powiedz mi, jak daleko doszliście z materiałem w poprzedniej szkole? - Tym razem kobieta odezwała się ciszej. Angel rozejrzała się po klasie. Każdy z uczniów zerkał do książki przedmiotowej, bez najmniejszego szmeru. W poprzedniej szkole, w takiej sytuacji, cała jej klasa zaczęłaby głośno żartować, rzucać papierkami i wysyłać smsy.
    Ale nie była już w poprzedniej szkole.
Gdzieś koło lat pięćdziesiątych szesnastego wieku.
- Och, to przez jakiś czas ponudzisz się na naszych lekcjach, my dopiero zaczynamy Tudorów.
    Nauczycielka podała jej kalendarium Tudorów, które Angel miała już w małym paluszku. 
- W przyszłym tygodniu przyjdź i zdaj mi je. Będziesz miała spokój na ten semestr. - Uśmiechnęła się do niej ciepło i odprawiła ją do ławki. Pani Reuge miała coś w sobie z dobrodusznej babuni.
    Po chwili pogrążyła się w historii Henryka VII.

    Stołówka bardzo ją zdziwiła. Mieściła się na pierwszym piętrze. Wchodziło się do niej dużymi drzwiami z witrażami. Przypominała bardziej ogromną restaurację niż szkolną stołówkę.
    Clarissa pociągnęła ją w stronę masywnego drewnianego stołu. Na każdym rozłożona była pełna zastawa, ozdobna serwetka i kieliszek.
    Angel zamrugała kilkakrotnie.
- Tutaj siedzimy razem z moimi przyjaciółmi. Co byś zjadła? Codziennie jest kogoś innego kolej na przynoszenie jedzenia, dzisiaj wypadło na mnie. - Posłała jej oczko.
- Yhm, nie mam pojęcia, może ty coś zaproponujesz? - Zapytała białowłosa i zajęła pierwsze lepsze miejsce przy stole.
- No tak, jasne. Może jakaś sałatka? - Angel pokiwała głową, a Clarissa znikła w tłumie uczniów zajmujących miejsca przy stolikach. Rozejrzała się. Po drugiej stronie sali, zasiadali nauczyciele. Rozpoznała jedynie Profesora Conata, Panią Reuge i Millington – jej nauczycielkę trygonometrii.
    Rozejrzała się po drugiej stronie sali. Dopiero teraz zauważyła, że stołówka była podzielona na sektory. Jak szybko zorientowała się po kolorze mundurków, dzielono na roczniki.
    Najstarszy rocznik zajmował prawy róg stołówki i odcinał się od reszty kolorem obrusów – były czarne, idealnie pasujące do ich marynarek.
    Stoliki drugich klas z popielatymi obrusami znajdowały się w lewym rogu, a te delikatnie szare na samym środku.
- Cześć. - Angel odwróciła głowę w stronę dźwięku. Dziewczyna która stała nad nią miała dość zwyczajne, lecz ładne rysy. Uśmiechała się do niej niepewnie, a Irlandka odwzajemniła jej taką samą miną. - Jestem Finn.
- Angel. - Uścisnęły sobie dłonie, a Finn usiadła naprzeciw białowłosej.
- Clarissa cię tu przyprowadziła, prawda? - Angel podniosła wzrok zaskoczona. Finn zaśmiała się nerwowo. - Och, przepraszam, to musiało zabrzmieć odrobinę niegrzecznie.
- No cóż. - Powiedziała Angel i zagryzła wargę.
- Chodziło mi o to, czy jesteś podopieczną Clar. - To nie było pytanie. Angel miała świadomość że Finn próbuje jakoś podtrzymać rozmowę, chodź identycznie jak jej, nie wychodziło to za dobrze.
- Ohoho! Kogo my tu mamy. - Białowłosa przekręciła boleśnie kark do tyłu. Za nią stał średniego wzrostu chłopak z zaczesaną grzywką do przodu i krócej podciętymi bokami.
-Zaczyna się... - Powiedziała cicho Finn.
-Jestem Theophil, ale mów mi Theo. - Odparł chłopak,ujął drobną dłoń dziewczyny i przyłożył do ust.
    Zaskoczona Angel nawet się nie odezwała.
-Theo zabierz łapy od Angel! Ile mam jeszcze razy powtarzać że ona jest moja? - Ratunkiem okazała się Clarissa niosąca metalową tacę z różnymi potrawami. Dziewczyna odetchnęła z ulgą, kiedy Theo puścił jej rękę i wydął wargę w geście obrazy.
-To mówiłaś to komuś jeszcze? Ktoś zapragnął poznać bliżej nasze świeże mięsko? - Miejsce naprzeciw Theo zajęła czarnoskóra dziewczyna z włosami prostymi jak struny, sięgającymi do pasa.
-Jesteś obrzydliwa Sophie. - Fuknęła na nią Clarissa i zaczęła rozkładać dania przed każdym z zasiadających przy stole.
-Możliwe. - Powiedziała Sophie i z gracją wyjęła sztućce zawinięte w fioletową serwetkę. Angel zastanowiły ostro zielony oczy dziewczyny, w których oświecił się dziwny blask kiedy ich wzroki się spotkały. Może popadała w paranoje.
-No to kto się zainteresował naszą Angel? - Podbił temat Theo i zaczął kroić swojego kurczaka. Na słowo „Nasza”, w głowie dziewczyny zapaliła się ostrzegawcza lampka. Wkurzył ją ten przymiotnik. Ale obiecała sobie. Nie da się ponieść gniewowi. Zmieniła się i głupie słowo tego wszystkiego nie zepsuje.
-Przyczepiła się do niej Ophelia ze swoją świtą, a na wieży... Seth. - Na imię chłopaka wszyscy zamarli. Nawet Sophia, chodź nie przestała jeść, zainteresowała się tym co mówi Clarissa.
-Seth Cardoff? - Zapytał Theo.
-No tak. - Powiedziała Clarissa rozgrzebując swoją potrawkę. Dopiero teraz Angel przypomniała sobie że ma przed sobą miskę sałatki. Za bardzo wczuła się w rozszyfrowywanie min i spojrzeń całej czwórki.
-Coś nie tak? - Zapytała Angel pewnym głosem. Nie lubiła kiedy nie wiedziała co się dzieje.
-Od Setha Cardoff i od reszty jego przyjaciół lepiej trzymać się z daleka. - Powiedziała cicho Finn.
-Coś nie tak z nim? - Zapytała ponownie, ale poznanie odpowiedzi uniemożliwił jej dzwonek lekcyjny.   Czekał ją jeszcze Hiszpański oraz Psychologia i Socjologia. 

    Po lekcjach pożegnała się z Clarissą i prawie od razu podążyła do swojej szafki. Podpatrzyła że większość uczniów zostawia mundurki w szafkach, tylko niektórzy przekładają je przez ramię i kierują się ku wyjściu.
    Uznała że jest zadowalająca czysty i powiesiła go na satynowymi wieszaczku. Naciągnęła czarną ramoneskę na ramiona, wyciągnęła kluczyk z zamka i podążyła ku wyjściu.
    Część uczniów porozchodziła się na zajęcia dodatkowe, na które Angel miała miesiąca aby się zapisać.   Obowiązkowo co najmniej trzy tygodniowo. Co to za szkoła? Czy naprawdę chcieli ją wykończyć?
    Czym bliżej wyjścia, tym frustracja narastała w niej coraz bardziej. Cały dzień kryła w sobie emocje. Wściekłość na rodziców za przeprowadzkę i za to że każą jej się tu uczyć. Za Clarissę i za tą jej bezinteresowną pomoc. Po co to robiła? Angel nie potrzebowała pomocy, ani przyjaciół. Była też wściekła na Setha, za to że uznał ją za chorą psychicznię dziewczynę, która lubiła dreszczyk adrenaliny w złym tego słowa znaczeniu. Ale największą wściekłość, który po chwili przeistoczył się w zalążek depresji, wywołał widok który ujrzała, kiedy wychodziła ze szkoły. Cały smętny i wyidealizowany krajobraz krył się obecnie za kurtyną grubych kropel zimnego deszczu.
    Zacisnęła pięści. Nienawidziła deszczu.
Cóż, w Irlandii także często padało, ale do cholery, deszcze trwały tam maksimum pół godziny! Od razu potem trzeba było prędko zaopatrzyć się w okulary przeciw słoneczne i napawać zapachem świeżej trawy.
    Ale Londyn to co innego. Tu mogło padać godzinami, dniami a nawet tygodniami.
    Angel postanowiła chociaż spróbować przeczekać ulewę. Wiedziała że miała na to nikłe szanse, chyba że decydowała się spać w szkole, ale zawsze warto próbować, prawda?
    Ochłonęła chwilę i postanowiła że przejdzie się do biblioteki po lekturę którą musi nadrobić u Pana Conata.
    Wspięła się po marmurowych schodach na trzecie piętro. Nie wchodziła do środka, jedynie Clarissa napomknęła że za ogromnymi mosiężnymi drzwiami znajduję się zbiór ksiąg należących do Lycaons Private School.
    Drzwi otworzyły się z zadziwiającą łatwością. Po zobaczeniu pomieszczenia, Angel opadła szczęką. Biblioteką nazywano tutaj ogromną aulę z kilkunastoma ogromnymi półkami opierającymi się o lewą ścianę i korytarzem mniejszych, lecz bardziej zdobionych półeczek na równoległej ścianie. Nad półkami widniały ozdobne tabliczki z sektorami od A do Z.
    Ściany były białe i pełne przepychu. Na równoległej ścianie do wejścia znajdowały się trzy ogromne złote okna, oddzielone od siebie pozłacanymi filarami. Pomieszczenie było także świetnie oświetlone.
    Pod oknami znajdowało się kilka stolików, z tego co widziała, każdy wyposażony był w globus, ryzę papieru i zestaw piór. Jeden z czterech stolików, zajęty był przez piątkę postaci pochylonych nad czymś.
Zauważyła że w pobliżu grupki znajduje się biurko, za którym zasiadała stosunkowo młoda kobieta jak na pracownika tej oświaty.
    Angel podeszła do niej i chrząknęła cicho. Około trzydziestoletnia bibliotekarka podniosła wzrok.
-Słucham? - Napis na jej plakietce głosił „Margharett Way”.
-Chciałam wypożyczyć... - Zaczęła grzebać nerwowo w torbie. Tytuł książki kompletnie wyleciał jej z głowy.
-Och, chwileczkę. Jesteś Angel O'Connel, prawda? - Zapytała kobieta i poprawiła okrągłe okulary na nosie. Świetnie. Czy naprawdę każdy ją tu zna?
-Tak się składa. - Powiedziała podejrzliwie.
-Profesor Conat uprzedził mnie że pewnie będziesz chciała wypożyczyć Satyrykon, nie mylę się?
-Nie. - Powiedziała zdziwiona dziewczyna.
-To poczekaj tu chwileczkę, a ja zaraz przyniosę ci książkę. Wpisz się tylko na listę. - Kobieta podała jej śnieżnobiałą podkładkę i złoty długopis.
-Po co? - Angel chwyciła jednak to, co podała jej bibliotekarka.
-Książek z tej biblioteki nie wypożyczamy do domu, moja droga. Są za cenne.
-Och, tak, jasne. - Odparła i wpisała imię i nazwisko w odpowiednią rubrykę, a Margharett zdążyła już zniknąć wśród półek. Angel zerknęła na listę. Wyższe rubryki były zapisane ozdobnym, kaligrafowanym pismem. Aż poczuła wstyd za swoje kulfony.
    Już miała odłożyć podkładkę kiedy jedno imię na liście przyciągnęło jej uwagę.
Seth Cardoff.
    Poczuła mrowienie na karku. Zerknęła kątem oka na grupę siedzącą przy jednym ze stolików. Ze zdziwieniem stwierdziła że rozpoznaje Ophelię siedzącą na jednym krześle razem z... Sethem. Koło nich nachylała się Blanca, a po przeciwległej stronie stolika siedziało dwóch chłopaków których Angel nie rozpoznawała. Cała grupa wpatrywała się w ciszy w coś na środku stolika. Dopiero po chwili dziewczyna zdała sobie sprawę że to szachy! Seth poruszył powoli ręką i przesunął jedną z figur do przodu. Angel zauważyła że brunet widocznie mierzący się z nim, zaciska szczękę. Seth jedynie uśmiechał się zawadiacko patrząc na obu chłopaków.
    Angel przełknęła głośno ślinę.
-Proszę. - Prawie podskoczyła kiedy Margharett włożyła w jej dłoń książkę.
-Dziękuję. - Wydukała.
-Możesz usiąść przy jednym ze stolików, a jeżeli chciałabyś więcej prywatności, pomiędzy sektorami jest kilka biurek. - Angel skinęła głową, choć Margharett tego nie zauważyła pogrążona w wypisywaniu kart bibliotecznych.
    Angel przełknęła ślinę. Teraz czekała ją szybka decyzja. Zniknąć pomiędzy regałami i nie zobaczyć nic, czy usiąść przy stoliku, mając widoczność na grupkę, mimo tego że pewnie nawet nie spojrzy na książkę.
    Chwileczkę, czemu jej tak właściwie zależało żeby oglądać to grę? Angel, obudź się! To szachy! Najnudniejsza gra w historii ludzkości!
    Dziewczyna drgnęła i poruszona impulsem przeszła po wypastowanych panelach przez środek biblioteki aż do regałów, co wydawało jej się wiecznością. Weszła pomiędzy dwa regały i zaciągnęła się powietrzem. Zirytował ją fakt że nie poczuła charakterystycznego zapachu pogniłych stron i zakurzonych okładek. Wzdrygnęła się i usiadła przy brązowym prostym biurku. Przejechała po lakierowanej powierzchni. W innych szkołach, cały blat byłby pewnie cały poorany od wulgarnych napisów oraz wyznań miłosnych.
    Wzięła kartkę papieru i ciężki długopis do ręki. Otworzyła książkę pachnącą nowością i zaczęła czytać. Kilka sekund później zatopiła się w awanturniczej historii przeklętego Enkolpiusza*.

*ENKOLPIUSZ - bohater Satyrykonu Gajuszza Petroniusza, na którym ciąży klątwa Priapa, na skutek świętokradztwa. Wyrusza w podróż do Marsylii, cel nieznany ponieważ tego fragment nie uchował się do dzisiejszych czasów. Bohater ma wiele niezwykłych przygód jak np. spotkanie z wilkołakiem. 

5 komentarzy:

  1. Świetny rozdział, przyjemnie się czytało. Znalazłem parę literówek, ale się tak nie rzucają w oczy. Masz naprawdę talent do opowiadań i nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Literówki spowodowane są tym, że piszę na szybko, często nawet nie czytając drugi raz tekstu, wiem, wiem, nie powinnam tak robić ;D
      I bardzo dziękuję!

      Usuń
  2. Masz wspaniały dar, którego ci szczerze zazdroszczę.
    Sama piszę blog z wierszami, ale jakoś nie za dobrze idzie.
    Może dlatego, że nikt nie czyta.
    Wracając do ciebie niemogę się doczekać rozdziału nr.3, jest szansa, że będzie przed sobotą?
    Pozdrawiam, SJPW

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dar? Niee, to zwykłe hobby ;D
      I wiem jak to boli jak nie docenia się twojej pracy, a przeczytałam twoje wiersze i bardzo mi się podobają!
      Czy przed sobotą? Hm, postaram się!

      Usuń
  3. Ten rozdzial jest rownie swietny jak poprzedni a zdjecia sa wprost idealnie dobrane ide do 3 rozdzialu ;*

    OdpowiedzUsuń